Rozdział 13

39 6 2
                                    

Niewiele Edward myślał, choć w przypływie emocji ludzką cechą była bezmyślność. Zerwał się z miejsca i niemal mężczyznę powalił, mocny uścisk zamykając na jego szyi. Ten jednak wspaniale sparował atak, śmiejąc się donośnie i obejmując Edwarda, dźwignął go nawet kilka centymetrów z ziemi.

- Rudy! - powitał go. - Taki szmat czasu! Mi się wydaje, czy podrosłeś kilka centymetrów?

- Spieprzaj fagasie - prychnął rozbawiony, ostatni raz ściskając go mocniej, wpajając się w zapach fajek i tanich perfum uwieszony na jego skórzanej kurtce.

Odsunął się następnie, by jeszcze raz spojrzeć w tą jego parszywą twarz. Nie był zbyt zadbany, czyli niewiele się pod tym względem zmieniło. Miał nierówny zarost i orzechowe oczy, podkrążone niby, lecz jaśniejsze niż Edward pamiętał. Jego uśmiech nie był już tak mocno podszyty zmęczeniem i zadbał wyraźnie o formę. Wyglądał jak nowo narodzony. Wolność widocznie dobrze na niego zadziałała.

- Dostałeś już raka płuc?

- Muszę cię zawieść, bo hardo się trzymam.

- Kim jest ten dżentelmen? - wtrącił się Asmodeus i wreszcie Edward obejrzał się na niego przez ramię.

- Mój stary znajomy - oznajmił, a w jego zielonych oczach zjawił się błysk, który dotąd demonowi wydawał się dla niego niemożliwy.

Był tak... radosny. Radosny w prosty, dziecinny sposób, który tak nienaturalnie migotał na jego wiecznie surowej twarzy.

- Łał. Znajomy?

- Przyjaciel - poprawił Edward, wymuszając z siebie niechęć. - Bliski.

- Bardzo bliski nawet.

- Nie zapędzaj się.

- Oskar. - Wyciągnął dłoń w stronę demona, niepewnie mierząc przy tym tą jego osobliwą postać od stóp do głów. - A paaa...ni?

Asmodeus prędko wyprostował plecy, pierś wypiął do przodu i swoją sprawną nogę ugiął w kolanie.

- Jeśli na to masz ochotę - odparł, lecz nagle jego głos rozbrzmiał kompletnie inaczej. Był lżejszy, trochę bardziej melodyjny, ewidentnie kobiecy. Uścisnął dłoń Oskara i mrugnął do niego. - Jestem elastyczny pod tym względem.

- Azi - skarcił go cicho, na co demon sapnął urażony i odkaszlnął.

- Deus - dodał i znów jego głos przybrał tą głęboką, aksamitną barwę.

Oskar zamrugał z niedowierzaniem, po czym parsknął ubawiony.

- Dobre to było! - powiedział, lecz prędko jego beztroska minęła i zacisnął zęby. - Masz... bardzo mocny uścisk Deus.

Na to Asmodeus już tylko posłał mu uśmiech przez maskę i wreszcie wypuścił jego dłoń.

- Wracając, co cię tu przywiało? - zagadnął go znów Edward, gdy Oskar rozprostował zgniecione palce.

- Żartujesz? Cała Polska o tobie trąbi! Zobaczyłem coś o opętaniu i twoje inicjały, a to byłby zbyt wielki zbieg okoliczności. Po artykułach wyszukałem tą wieś i oto jestem! - Rozłożył szeroko ręce. - Osiem godzin tu jechałem. Wisisz mi za bilet.

- Grosza ode mnie nie zobaczysz - prychnął rozgoryczony.

- A i swoją drogą, całkiem spoko masz proboszcza, no i tą przyjaciółkę. Nie uwierzyli mi, że ty znajomych kiedyś miałeś.

- Bardzo zabawne - odparł, choć w gruncie rzeczy do końca pewien nie był, czy Oskar żartował.

- Litenov - wtrącił się ponownie, wisząc zaraz za jego plecami - nadal idziemy na polowanie?

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz