Niewiele Edward myślał, choć w przypływie emocji ludzką cechą była bezmyślność. Zerwał się z miejsca i niemal mężczyznę powalił, mocny uścisk zamykając na jego szyi. Ten jednak wspaniale sparował atak, śmiejąc się donośnie i obejmując Edwarda, dźwignął go nawet kilka centymetrów z ziemi.
- Rudy! - powitał go. - Taki szmat czasu! Mi się wydaje, czy podrosłeś kilka centymetrów?
- Spieprzaj fagasie - prychnął rozbawiony, ostatni raz ściskając go mocniej, wpajając się w zapach fajek i tanich perfum uwieszony na jego skórzanej kurtce.
Odsunął się następnie, by jeszcze raz spojrzeć w tą jego parszywą twarz. Nie był zbyt zadbany, czyli niewiele się pod tym względem zmieniło. Miał nierówny zarost i orzechowe oczy, podkrążone niby, lecz jaśniejsze niż Edward pamiętał. Jego uśmiech nie był już tak mocno podszyty zmęczeniem i zadbał wyraźnie o formę. Wyglądał jak nowo narodzony. Wolność widocznie dobrze na niego zadziałała.
- Dostałeś już raka płuc?
- Muszę cię zawieść, bo hardo się trzymam.
- Kim jest ten dżentelmen? - wtrącił się Asmodeus i wreszcie Edward obejrzał się na niego przez ramię.
- Mój stary znajomy - oznajmił, a w jego zielonych oczach zjawił się błysk, który dotąd demonowi wydawał się dla niego niemożliwy.
Był tak... radosny. Radosny w prosty, dziecinny sposób, który tak nienaturalnie migotał na jego wiecznie surowej twarzy.
- Łał. Znajomy?
- Przyjaciel - poprawił Edward, wymuszając z siebie niechęć. - Bliski.
- Bardzo bliski nawet.
- Nie zapędzaj się.
- Oskar. - Wyciągnął dłoń w stronę demona, niepewnie mierząc przy tym tą jego osobliwą postać od stóp do głów. - A paaa...ni?
Asmodeus prędko wyprostował plecy, pierś wypiął do przodu i swoją sprawną nogę ugiął w kolanie.
- Jeśli na to masz ochotę - odparł, lecz nagle jego głos rozbrzmiał kompletnie inaczej. Był lżejszy, trochę bardziej melodyjny, ewidentnie kobiecy. Uścisnął dłoń Oskara i mrugnął do niego. - Jestem elastyczny pod tym względem.
- Azi - skarcił go cicho, na co demon sapnął urażony i odkaszlnął.
- Deus - dodał i znów jego głos przybrał tą głęboką, aksamitną barwę.
Oskar zamrugał z niedowierzaniem, po czym parsknął ubawiony.
- Dobre to było! - powiedział, lecz prędko jego beztroska minęła i zacisnął zęby. - Masz... bardzo mocny uścisk Deus.
Na to Asmodeus już tylko posłał mu uśmiech przez maskę i wreszcie wypuścił jego dłoń.
- Wracając, co cię tu przywiało? - zagadnął go znów Edward, gdy Oskar rozprostował zgniecione palce.
- Żartujesz? Cała Polska o tobie trąbi! Zobaczyłem coś o opętaniu i twoje inicjały, a to byłby zbyt wielki zbieg okoliczności. Po artykułach wyszukałem tą wieś i oto jestem! - Rozłożył szeroko ręce. - Osiem godzin tu jechałem. Wisisz mi za bilet.
- Grosza ode mnie nie zobaczysz - prychnął rozgoryczony.
- A i swoją drogą, całkiem spoko masz proboszcza, no i tą przyjaciółkę. Nie uwierzyli mi, że ty znajomych kiedyś miałeś.
- Bardzo zabawne - odparł, choć w gruncie rzeczy do końca pewien nie był, czy Oskar żartował.
- Litenov - wtrącił się ponownie, wisząc zaraz za jego plecami - nadal idziemy na polowanie?

CZYTASZ
Strzelajmy W Szczury 3
FantasyTo był spokojny czas. Nieidealny może, lecz nadal spokojny, beztroski, na tyle nawet, że śmieli ujrzeć w nim prawdziwy koniec całej tej tragedii. To była jednak jedynie chwila przerwy przed wielkim finałem. Częste i niewyjaśnione przypadki opętań s...