Rozdział 36

15 5 0
                                    

Asmodeus obudzony został z głową wciąż na udzie Edwarda i choć nie wyobrażał sobie lepszego sposobu na obudzenie, prędko nabrał obaw.

Wciąż było jeszcze całkiem ciemno, ognisko powoli wygasało, a jego samego ze snu wyrwał delikatny ból, coś niewielkiego rzucanego w jego głowę.

- Heeej! Asmo! - usłyszał szept jakieś dwa kroki dalej i burknął do siebie zirytowany.

Dźwignął się na jednej ręce, czując wciąż kłujące uwieranie w karku, na którym złożoną ciągle miał szmatkę nasączoną leczniczym wywarem.

- Ty rzucasz we mnie kamieniami? - prychnął, również ściszając głos.

Krótko rozejrzał się wokoło, upewniając się, że wszyscy śpią. Na to wyglądało. Nawet Lucyfer widocznie dał swojej słabości wziąć górę nad sobą, ale z szacunku do niego Asmodeus prędko ten fakt wymazał z pamięci.
Oczywiście wyjątkiem musiał być biały demon, którego czerwone oczy znów w ciemności błyskały jak rozżarzone węgle.

- Mam pytanie. Dlaczego-

- Bo tak świat został stworzony. Dobranoc - mruknął, poprawiając się, by znów się położyć, ale wtedy Szatan przysunął się jeszcze bliżej.

- Czemu on ją ma?

Asmodeus naprawdę planował go ignorować, przez moment nawet prawie mu się udało, ale jak zwykle biały demon wiedział czym przyciągnąć jego uwagę. Wystarczył tylko lekki błysk ognia, odbity w metalowym przedmiocie w jego dłoni, by demon znów podniósł na niego wzrok.

Zawiesił się, znów kontrolnie zerkając na Edwarda.

- Skąd ją wziąłeś?

- Z jego kieszeni. - Szatan wzruszył ramionami, odkręcając piersiówkę, by zajrzeć do środka. - To znaczy, zrozumiałbym, gdybyś zechciał pozbyć się wszystkich moich prezentów, ale dawać ją mu? Dziwna decyzja, a więc pytam.

Asmodeus zawahał się, paznokcie wbijając w miękką ziemię.

- Przechowuje ją - odparł wreszcie, lecz wciąż niechętnie.

- Przechowuje.

- Wcześniej nie miałem kieszeni, ale teraz mam, a poza tym to nie twój interes. W gruncie rzeczy możesz mi ją oddać. - Z trudem przeniósł swój ciężar tak, by dłoń wyciągnąć w jego stronę, ale ku jego zaskoczeniu Szatan cofnął się.

- Czy ty... - zmarszczył brwi - kłamiesz?

- Oh, odpalił się znowu detektor kłamstw od siedmiu boleści. Nie, nie kłamię.

- To czemu się denerwujesz?

- Bo mi działasz na nerwy - syknął, lecz zaraz znów przypomniał sobie, by zachować ciszę. - Dawaj to.

Biały demon jednak zastanowił się jeszcze raz i ostatecznie pokręcił głową.

- Nie, wybacz mi. Skoro ci ją zabrał, musiał mieć ku temu dobry powód. Podrzucę mu ją jutro.

Asmodeus poczuł, jak mu krew się gotuje w żyłach i zęby zatrzeszczały pod naciskiem. Prychnął pod nosem, ale niedługo swoją frustrację zdołał zachować dla siebie.

- A powiedz, jesteś tu dla niego, czy dla mnie?

Biały demon wpierw uniósł brwi zaskoczony, po czym spuścił lekko głowę.

- Dla ciebie.

- To oddaj tą piersiówkę i nie denerwuj mnie.

Jego ostry ton wydawał się w jakiś sposób zadziałać na Szatana, a być może chodziło o coś kompletnie innego. Mniejsza jednak o powody. Biały demon przesunął się bliżej, dużo bliżej i podał mu ją wreszcie, na co Asmodeus przechwycił ją prędko... albo przynajmniej spróbował.
Szatan nie puścił, przytrzymując zarówno piersiówkę, co i jego, a jego czerwone oczy nagle wydawały się jeszcze większe, patrząc prosto na Asmodeusa, podczas gdy żadna ekspresja nie mąciła jego łagodniej twarzy.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz