Jeszcze tego samego dnia, jak się okazało, a przynajmniej Asmodeus taką decyzję podjął. Czas nie grał większej roli. Dla Szatana w tej mrocznej zapadni godzina i miesiąc były sobie równe. Asmodeus jednak uznał, że jak najszybciej chciałby mieć to za sobą, a wiszące nad ich głowami zagrożenie Szarańczy również nie dopisywało nastrojowi na zwlekanie.
Edward więc zapomniał o własnych obawach i drewniany stolik w kuchni wyścielił chustą, składając na niej drobne miseczki z czekoladą, czy winem oraz złotą święcę, której płomień stał się przewodnikiem dla Lucyfera.Teraz więc ponownie znaleźli się wewnątrz piramidy. Zbyt szybko, stanowczo zbyt szybko, lecz to rozdrażnienie widocznie nie tylko Edwardowi się udzielało. Lucyfer z jakąś nienaturalną sobie mozolnością dobierał klucze, przebierając w nich, póki wreszcie nie odpiął z nich tego najmniejszego.
- To do jego kagańca - wyjaśnił, składając go w dłoń demona, który skręcił się z zażenowania.
- Ma kaganiec...?
- I łańcuchy. Wystarczająco, by nie mógł drgnąć Li. - Chwilę po tym Lucyfer zawahał się, chociaż nie w zwyczaju miał konieczność długiego rozmyślania. - Nie będzie mógł ci nic zrobić, dlatego proszę, spróbuj zostać tam jak najdłużej. Im bardziej będzie z tej wizyty zadowolony, tym mniej będzie utrudniał.
- Tysiące lat z nim spałem w jednym łóżku. Kilka minut w jednym pomieszczeniu mnie raczej nie zabije - prychnął, lecz żadnego z nich swoim tandetnym humorem nie kupił.
W niezręcznym milczeniu więc ścisnął klucz w dłoni, unikając przenikliwego spojrzenia władcy, tak zimnego jakby to samej śmierci patrzył w oczy.
Lucyfer z reguły gardził wszelakimi zasadami, ale ten jeden raz postanowił dochować regułę prywatności. Bez słowa odsunął się pod wrota piramidy, zostawiając ich na moment samych.- Nie słuchaj się go - powiedział od razu Edward. - Wyjdź gdy tylko będziesz chciał i niczym się nie przejmuj.
- Słodko, ale nie musisz się tak nade mną rozpływać - odparł i z lekkim spięciem wiążącym jego kark zbliżył się do granicy dołu.
Edward ruszył zaraz za nim, nie spuszczając go z oka, jakby w każdej chwili Asmodeus mógł paść na ziemię i zacząć się dusić.
- Wydajesz się bardziej zestrachany niż ja.
- Może i jestem. Po prostu boje się, że...
- Że?
Że wcale nie idziesz tam z przymusu.
Lecz nie. Nie mógł tego powiedzieć. To nie wypada, powinien mu ufać, a więc strząsnął z siebie tą myśl.- Że źle to zniesiesz.
- Jeny, nic mi nie będzie lisku. Owszem, swoje z nim przeżyłem, ale dzięki temu ja go na wylot znam. Już teraz doskonale wiem co on mi powie.
Edward dopiero zwrócił się w jego stronę i choć obawiał się jego paniki, ni krzty obawy w jego oczach nie dojrzał.
- Czyli?
- „Zdrajco parszywy! By śmiałość mieć skazywać mnie na męki, a potem słowem choć nie raczyć, to podłe!" - zawołał tonem nad wyraz teatralnym, dłoń przyciskając do piersi. - „Przysięgam ci pożałujesz, że zgnić nie postanowiłeś na polu bitwy wraz z anielskim ścierwem!". - Znów rozluźnił się i dłonie opuścił. - Coś w tym stylu. Powtórzone z trzy razy.
- To było niepokojąco akuratne.
- Tak jak mówiłem, znam go. - Wzruszył ramionami widocznie bez żadnej troski i zmierzwił włosy Edwarda.
- Tak czy inaczej, obiecuję ci wynagrodzić to jakoś dziś wieczorem.
- Oh cóż za skandaliczna propozycja - mruknął dodatkowo ukontentowany. - Już możesz się zacząć rozciągać w takim razie.
CZYTASZ
Strzelajmy W Szczury 3
FantastikTo był spokojny czas. Nieidealny może, lecz nadal spokojny, beztroski, na tyle nawet, że śmieli ujrzeć w nim prawdziwy koniec całej tej tragedii. To była jednak jedynie chwila przerwy przed wielkim finałem. Częste i niewyjaśnione przypadki opętań s...