Rozdział 1

13.8K 268 18
                                        

Każdy jej dzień wyglądał identycznie. Budziła się o godzinie piątej zanim słońce nad portugalskim wybrzeżem zdołało wzejść, później przez około pół godziny leżała na łóżku, nasłuchując. Gdy przez długi korytarz, przy którym znajdował się jej pokój rozbrzmiewały kroki, często mimowolnie kuliła się, wystarczyła jej sama świadomość osoby, która znajduje się tak blisko. Wstawała z łóżka, gdy wszystkie hałasy zakłócające, ciche wnętrze posiadłości ucichły, a drzwi gabinetu jej ojca wydały charakterystyczny trzask przy zamykaniu ich. Zawsze zaczynał pracę o szóstej, a wcześniej schodził na parter spożyć śniadanie, co także należało do pewnego rodzaju rutyny.

Bezszelestne poruszanie się, a także zbieranie się do wyjścia miała opanowane do perfekcji.

Dziesięć minut później schodziła już po marmurowych schodach razem z Safirą, która jak zawsze była wielce niezadowolona z porannej przechadzki na rękach swojej właścicielki. Wiedziała jak wyglądał obchód parteru i jak rozstawieni byli ochroniarze znajdujący się w środku posiadłości, dlatego skutecznie lawirowała pośród wykutych z kamienia ścian i marmurowych posadzek, które nie jednego przyprawiłyby swoją monotonnością o zawrót głowy. 

Jednak były p e r f e k c y j n e.

Wszystko w tej rezydencji położonej na skraju Portugalii było perfekcyjne, zaczynając od takich rzeczy jak ściany, podłogi czy drzwi do takich elementów jak idealnie wypolerowane lustra i meble ustawione w idealnych miejscach, odległościach. Nawet drobny bukiet białych kwiatów postawiony na kominku był codziennie zmieniany, aby niczym nie odstawał od reszty.

Odetchnęła dopiero, gdy znalazła się w jadalni, przechodząc przez nią i skinięciem głowy witając się z służkami, które zbierały ostatnie naczynia po śniadaniu jej ojca. Każda wyglądała identycznie, długie włosy miały związane w ciasne koki, ubrane w czarne uniformy, składające się z spódniczek oraz koszulek z kołnierzykiem i wszystkie zachowywały się tak samo, nigdy się do niej nie odzywały oraz nie podnosiły na nią wzroku.

Jednak zawsze znajdzie się jakiś wyjątek i tym wyjątkiem była Antonella Sousa, a blondynka za każdym razem dziękowała losowi za to, że ta starsza kobieta nadal pozostawała w rezydencji. Tak było i tym razem, gdy tylko przekroczyła próg kuchni, w której teoretycznie nie powinna się pojawiać, ponieważ to nie wypadało takiej osobie jak ona.

- Azurra! Córeczko kochana, wstałaś – krzyknęła kobieta, gdy tylko zobaczyła dziewczynę w wejściu do pomieszczenia.

- Mówisz jakbyś się mnie nie spodziewała – mruknęła w odpowiedzi, odkładając Safire na ziemię – Przyszłam ją nakarmić i już znikam, nie chcę żeby mnie ktoś tu zobaczył – dodała, posyłając gosposi delikatny, nieco wymuszony uśmiech.

- O nie, nie, nie – oburzenie na twarzy sześćdziesięciolatki było widoczne aż nadto – Zapomniałaś dodać jeszcze, że ty też zjadasz śniadanie. Nie myśl, że ci odpuszczę dzisiaj – pogroziła swojej podopiecznej palcem i przypierając poważny wyraz twarzy, choć w kącikach jej oczu czaiło się rozbawienie.

Antonella Sousa była, bowiem jedynym powodem, dla którego osiemnastolatka nie zwariowała przebywając od urodzenia w tym budynku. Nie pasowała do tego, co się wokół niej działo, była pogodna i nie traktowała blondynki, jako „Panienki Cachorro" córki szefa największej nielegalnej organizacji w całej Portugalii oraz przyszłej „Pani Diavollo" żony przyszłego capo di tutti capi, jeszcze większej nielegalnej organizacji działającej na terenach Włoch.
Staruszka zastępowała dziewczynie matkę, odkąd jej rodzicielka zginęła w tragicznym wypadku. Była jej opiekunką, czuwała nad tym żeby nauczyciele zatrudniani do jej edukacji byli z najwyższej półki; żeby jej ciuchy idealnie oddawały status jej rodziny; żeby zawsze wyglądała idealnie, a na każdym ważnym spotkaniu wyglądała idealnie; żeby posiłki jej podawane były idealne wykonane, zgodnie z zaleceniami przekupionego dietetyka tak, aby całe jej życie wyglądało idealnie, bowiem

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz