Rozdział 2

9.3K 191 3
                                    

Odkąd pamiętała ciągnął się za nią strach. W niektórych momentach jej życia był on silniejszy, ale nigdy nie odstępował jej. Bała się zrobić zły krok; podpaść ojcu; wpaść na jakiegoś ochroniarza; wypowiedzieć złe słowo, a czasami nawet bała się zjeść.

Strach towarzyszył jej w codziennym życiu odkąd byłam małym dzieckiem, a jej matka jak mantrę wpajała jej zasadę, że aby być bezpieczną nie powinna robić nic wbrew mężczyzną.

Jednak teraz odczuwała jego inną odmianę, owszem nadal bała się tego wszystkiego, co jeszcze tydzień temu było jej codziennością, ale było coś jeszcze. Coś nowego.

Strach przed tym, co ją czeka za niecałe czternaście dni. Ślubu, zmiany otoczenia, ludzi i rodziny jej przyszłego męża. Zastanawiała się, jakie są szanse, że trafi do większego piekła niż jest obecnie, jak przebiegnie ceremonia, a przede wszystkim, jaki jest pierworodny syn Luigiego Diavollo.

Będzie tyranem? A może będzie wymagał od niej tylko i wyłącznie dziedzica, a później zostawi ją w spokoju? Będzie wobec niej potworem? Jaki jest z wyglądu? A jaki z charakteru?

Prawda była taka, że oprócz wieku nie wiedziała o nim nic. Był od niej o siedem lat starszy, a ostatni (i jednocześnie jedyny) raz widziała go w wieku jedenastu lat. Nie pamiętała tego spotkania, wtedy nie wiedziała jeszcze, że ten człowiek zostanie jej mężem, nie przykładała do niego zbytniej uwagi, a o tym, że już kiedyś go widziała, dowiedziała się od Antonelli, gdy pewnego razu udało im się porozmawiać na osobności. Gosposia stwierdziła wtedy, że pamięta go, „jako młodszego klona bossa Włoskiej mafii, który przez swój wyraz twarzy wyglądał jakby był starszy o przynajmniej pięć może dziesięć lat, ale ogólnie z wyglądu nie najgorzej".

Nie miała pojęcia, dlaczego myślała o tym akurat w tym momencie. Może spowodowane było to faktem, że rozmowa tocząca się przy stole jej nie obchodziła, a może tego, że chciała uciec myślami z dala od Salvadora Cacharro, który siedział po jej prawej stronie. Na długim blacie stołu, znajdowało się mnóstwo kartek, a także tablet, na którym wyświetlały się różne zdjęcia, wszystkie dotyczyły wystroju lub przebiegu wesela. Rodzina Diavollo dała jej wolną rękę, co do całej organizacji, bowiem jak powiedział jej ojciec „Chcieli, abyś ty także miała udział w tym wszystkim, chociaż nie rozumiem, dlaczego kobieta ma o czymś decydować". Tak, więc w dniu swoich urodzin siedziała na jedynym z licznych krzeseł w jadalni w towarzystwie jej ojca, który tradycyjnie popijał swoje ulubione whisky, chociaż nie było nawet południa. Dla odmiany miejsce przed nią nie było pusta, wręcz przeciwnie, było oblegane przez młodą, rudowłosą kobietę ubraną w czarny kombinezon, z (jak dla niej) przesadnie dużym dekoltem, w którym najprawdopodobniej ledwo ukryła swoje sztuczne piersi. Dla dopełnienia swojej stylizacji rozpuściła włosy i ubrała szpilki, a także dokleiła niebotycznie duże rzęsy, spod których prawie nie było widać jej oczy oraz pomalowała usta na krwisto czerwony kolor. Jej ojciec opłacił ją, aby zaprojektowała cały ten cyrk, który miał odbyć się za niedługo.

- Proponuję kolory czarny i złoty – blondynka miała ochotę skrzywić się na jej piskliwy, wysoki głos, którym kobieta katowała jej uszy już od godziny – będzie klimatycznie, schludnie i ładnie, a jednocześnie podkreślimy status tego wydarzenia – dodała szybko rudowłosa, zerkając zalotnie w stronę mężczyzny.

Dziewczyna miała ochotę zwymiotować i tym razem nie była to reakcja na stres, ani niczego, co wiązało się z jej zamążpójściem, a tym, co działo się w tym pomieszczeniu, przed jej oczami.

Bowiem ta kobieta siedząca naprzeciwko niej nie przyszła tu z zamiarem przedstawienia planów ceremonii, a przynajmniej nie był to jej główny cel. Im dłużej blondynka siedziała w jadalni tym więcej szczegółów zauważała. Od zawsze była wzrokowcem, który wyłapywał pojedyncze, niewielkie gesty i potrafił na ich podstawie rozszyfrowywała wiele emocji osób wokół niej.

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz