Rozdział 27

4.7K 168 17
                                    

Na ten moment rozdział, który pisało mi się najtrudniej, mam nadzieję, że się spodoba i niczego nie spieprzyłam :/
Miłego czytania 
Vi <3


Czuł jak każdy mięsień w jego ciele boleśnie się spina. Zastygł na kilka sekund w półkroku, analizując słowa wypowiedziane przez mężczyznę. Gdy jednak dotarł do niego sens tych kilku kluczowych wyrazów natychmiast znalazł się przy Paulu chwytając go.

- Coś ty powiedział? – Warknął, całkowicie tracąc panowanie nad sobą.

- Naprawdę nie domyśliłeś się skąd ma te zajebiste umiejętności? Ktoś ją musiał nauczyć jak powinna się zachowywać grzeczna suka. Chociaż do teraz żałuję, że Salvador nie pozwalał nam się nią odpowiednio zająć – zaśmiał się w odpowiedzi, nic sobie nie robiąc ze złości, która przemawiała przez bruneta – Muszę przyznać, że zazdroszczę, że trafiła do ciebie, bo jej wijące się ciało pokryte naszą spermą było zajebistym widokiem – jego wypowiedź przerwał szybki i precyzyjny cios wymierzony w jego poobijaną twarz.

- Kłamiesz, próbując nas tylko sprowokować – warknął brunet odchodząc od niego kilka kroków ze świadomością, że gdyby go teraz zabił mogliby nie uzyskać większej ilości informacji.

- Nigdy ci się nie pochwaliła? Jaka szkoda liczyłem, że dobrze wspomina nasze wspólne chwile. Spytaj Salvadora on na pewno opowie ci jak świetnie bawiliśmy się przez te kilka lat – po raz kolejny pomieszczenie wypełnił śmiech mężczyzny, który z każdym kolejnym słowem skazywał się na kolejne godziny cierpienia – W sumie jej też możesz spytać, kto ją tak perfekcyjnie wyszkolił – brunet po raz kolejny dopadł do niego wymierzając mocne ciosy.

- Lothair starczy – warknął jego młodszy brat, odciągając go od ich więźnia – Może nam się jeszcze przydać, a taka śmierć byłaby dla niego zbawieniem – dodał.

Brunet ostatni raz zmierzył obitego i obezwładnionego mężczyznę wzrokiem, po czym szybkim krokiem skierował się do wyjścia. Powiedzenie, że był wkurzony byłoby bardzo dużym niedopowiedzeniem. Choć pod całą tą złością pojawiały się także przebłyski irracjonalnego strachu. Nagle, bowiem bardzo dużo faktów i zachowań jego żony zaczęło się łączyć. I mimo, że naprawdę miał nadzieję, że wszystko to, co przed chwilą usłyszał było najzwyklejszym kłamstwem to gdzieś z tyłu głowy miał myśl, że mogło być w tym coś prawdziwego. Jego umysł zalewany był wspomnieniami dziwnych zachowań dziewczyny i niewielkich gestów, na które zwykle nie zwracał uwagi.

Pokonywał po trzy schodki tak, aby jak najszybciej znaleźć się koło swojej żony i uzyskać odpowiedź na nurtujące go pytanie. Jednak niedane mu było dotrzeć do kolejnych schodów, gdy szybkim i mocnym ruchem został przyciągnięty przez swojego brata, który następnie przyparł go do ściany tak, aby mógł wykonywać jak najmniej ruchów. Obrzucił ostrym spojrzeniem zarówno Lochlana, jak i stojącego kilka kroków z nim ojca.

- Puść mnie - warknął brunet, próbując wyrwać się z uścisku.

- Najpierw się uspokój. Bo nie dość, że ją przestraszysz to jeszcze zrobisz krzywdę

- Sądzisz, że nie jestem w stanie nad sobą zapanować i będę wyżywać się na swojej żonie? - Zapytał Lothair zaprzestając szarpaniny i wbijając spojrzenie w Luigiego.

- Ostatnio mogłeś się wykazać i popisałeś się wystarczająco, gdy to twój brat musiał ją uspokajać - Odparł mężczyzna, nie zwracając uwagi na pięści, które brunet zacisnął, jedynie odpowiadając na jego kontakt wzrokowy.

- Więc skoro uważasz, że jestem za bardzo porywczy i nad sobą nie panuję to, dlaczego do kurwy oddałeś mi kilkanaście godzin temu władzę? - Zapytał i korzystając z rozkojarzenia brata, odepchnął go cały czas mając na uwadze schody znajdujące się niedaleko nich - Myślę, że zamiast oddawać ją mi to powinieneś poszukać kogoś odpowiedzialniejszego - rzucił i nie dając możliwości na odpowiedź ruszył w kierunku wyjścia do piwnic.

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz