Rozdział 20

5.2K 184 27
                                    

Tak, jest to ostatni rozdział dzisiaj, kolejny najwcześniej w przyszłą sobotę bo wcześniej się na sto procent nie wyrobię. 
A tak btw to który z braci jest przez was bardziej lubiany Lothair czy Lochlan?


Domyślała się, że jej mąż prędzej czy później dowie się o pudełku tabletek, które oddała Lochlanowi. Liczyła, że mimo wszystko nie wścieknie się, w końcu sama je oddała nie zażywając ani jednej. Nie stało się to jednak przed kolacją, ani w jej trakcie.

Cały posiłek minął w milczącej atmosferze, chociaż ona zdawała sobie sprawę, że Lothair był zdenerwowany. Jego ręka, która podczas większości posiłków znajdowała się na jej udzie, tym razem zaciskała się nieco mocniej. Nie robił jej krzywdy ani nie sprawiał jej bólu, jednak pokazywał swoje niezadowolenie.

Przez całą kolację utwierdzała się w przekonaniu, że brunet był zły ze względu na leki. Widząc na swoim talerzu zielone liście sałaty i jakieś warzywa tylko przesuwała widelcem po talerzu. Nie miała ochoty na jedzenie swojego posiłku, szczególnie, że przez ostatni czas dostawała normalne o wiele smaczniejsze posiłki.

Wzięła tylko kilka kęsów jedzenia, aby później tylko i wyłącznie sprawiać wrażenie, że to robi. Przeczekała aż trójka mężczyzn, z którymi siedziała przy stole także skończą jeść, po czym odsunęła od siebie delikatnie talerz. Czuła na sobie wzrok ojca, który dokładnie sprawdzał czy nie zjadła zbyt dużo. Mimo, że jej porcje były niewielkie to nigdy nie pozwalał jej zjadać całości.

Salvador musiał stwierdzić, że wszystko jest w porządku, ponieważ nie skomentował w żaden sposób. Życzył jednak braciom Diavollo spokojnej nocy, upewniając się, że na pewno nie chcą prostytutek, aby dotrzymywały im towarzystwa. Gdy zgodnie odmówili, skierował się do wyjścia z jadalni, a później na piętro budynku.

Brunet westchnął, po czym wstał przenosząc spojrzenie na dziewczynę siedzącą na miejscu obok niego.

- Wstawaj – rzucił, chwytając ją za rękę.

Wiedział, że nie powinien robić tego, co miał w zamiarze, jednak zostawienie sytuacji tak jak była aktualnie nie było zgodne z nim. Pociągnął ją w stronę drzwi, które prowadziły do kuchni, w której aktualnie znajdowała się tylko Antonella.

Kobieta przystanęła w półkroku na widok włoskiego bossa, opuszczając głowę w dół, a blondynka spięła się w oczekiwaniu na to, co miało się wydarzyć. Nie miała pojęcia, co zaplanował Lothair i obawiała się, że mógł być zły o to, że kilka godzin wcześniej rozmawiała z kobietą w samotności. Jednak szatyn jej na to pozwolił i myślała, że naprawdę mogła to zrobić.

Poczuła jak kot, który nadal przebywał w kuchni tak, aby nie rzucać się w oczy Salvadorowi zaczął ocierać się o jej nogi. Puściła, więc rękę bruneta, zapominając na chwilę o tym, że jemu może się to nie spodobać i mogą być z tego konsekwencję. Schyliła się biorąc kota na ręce, na co zwierzak wydał z siebie odgłos aprobaty w postaci mruczenia.

Lothair odwrócił się w jej stronę, gdy tylko puściła jego dłoń, po czym ze zmarszczonymi brwiami wbił spojrzenie w stworzenie znajdujące się w jej ramionach.

- To jest kot? – Zapytał wyciągając rękę w stronę zwierzęcia.

- Tak – ciągle miała w głowie słowa szatyna o tym, że jeżeli chce zabrać go ze sobą do Włoszech musiała osobiście poprosić. Jednak ten moment nie wydawał jej się odpowiedni.

- Na razie mniejsza z tym szczurem – stwierdził, po czym na nowo przeniósł spojrzenie na gosposię – Jesteś w stanie zrobić jakieś kanapki, albo jakiekolwiek szybkie danie na kolację? – Zapytał, na co blondynka uniosła na niego swoje spojrzenie.

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz