- Już jutro twój drugi wielki dzień – zaśmiał się szatyn – Oczywiście tytuł „pierwszego wielkiego dnia" ma dzień, w którym się ożeniłeś z naszą blondyneczką.
- Spierdalaj.
- No nie mów, że znowu się stresujesz – ciągnął Lochlan, nie rezygnując z uśmiechu na twarzy, – jeżeli znowu będziemy cię musieli wachlować żebyś nie zemdlał to...
- Powiedziałem spierdalaj – warknął brunet – I co ty kurwa wygadujesz w ogóle? – Chwycił w rękę szklankę z brązowawym płynem.
- Oj no, nie było tak?
- Nie. Nie było tak, a ty jak zawsze koloryzujesz – westchnął starszy z braci biorąc kilka łyków alkoholu, – Jeżeli jednak tak bardzo chcesz wiedzieć, bo wpakowałeś się do mojego, podkreślmy MOJEGO gabinetu pół godziny temu i zachowujesz się jak wrzód na dupie, to tak stresuję się. Bo nie dość, że to ja będę za wszystko odpowiadał to jeszcze jakiś idiota strzelał do mojej kobiety i tak naprawdę w każdym momencie może to powtórzyć.
- Spokojnie, znajdziemy tego chuja – szatyn na dosłownie pięć sekund spoważniał, jednak po tej krótkiej chwili znowu powrócił do swojej lekceważącej i zadowolonej postawy – A w sumie skoro jesteśmy już przy temacie twojej pięknej żonki, to mógłbyś przyznać w końcu, co do niej czujesz.
- Zmówiłeś się z Amadeą? – Zapytał niewzruszony Lothair wbijając spojrzenie w młodszego brata – Od kilku dni, bowiem nasza młodsza siostrzyczka bombarduje mnie identycznymi pytaniami.
- Nie no, oczywiście, że nie. Ja z nią? Niedoczekanie – parsknął Lochlan, przykładając sobie rękę do piersi w teatralnym geście.
- Dlaczego ci nie wierzę?
- Bo z natury jesteś niedowiarek. Tak się już urodziłeś braciszku – parsknął szatyn.
- Nie chcę ci psuć wizji, którą stworzyłeś sobie właśnie w tej pustej główce, ale jestem starszy. Dlatego nie mogłeś widzieć, jaki się urodziłem, ani jaki byłem przez kilka pierwszych lat. Myślę, że ktoś, kto studiuje medycynę powinien zdawać sobie z tego sprawę – brunet uniósł brwi, przechylając lekko głowę w bok.
- Dobra, dobra już się tak nie wymądrzaj. I nie zmieniaj tematu tylko odpowiedz. Co się dzieje między wami?
- Nic się nie dzieje – Lothair wzruszył ramionami biorąc kolejny łyk whisky – wybacz za zniszczenie marzeń, taka rola starszego brata.
- Czujesz coś do niej?
W gabinecie zapanowała chwilowa cisza, zakłócana tylko delikatnymi odgłosami dochodzącymi zza otwartego okna.
- Nie mam pojęcia – stwierdził w końcu w odpowiedzi – Tak szczerze naprawdę nie wiem, nie umiem się określić. Jest naprawdę ładna i mądra, co zdążyła kilka razy nam pokazać. Coś mnie do niej ciągnie, jest czymś innym niż to, co spotykamy, na co dzień. Mam wrażenie, że przez te dwa miesiące stała się trochę moją odskocznią od Cosa Nostry i tego całego życia. Zajebiście się cieszę za każdym razem, gdy uda mi się do niej zbliżyć, ale z drugiej strony nigdy nie wiem na ile mogę sobie pozwolić w jej obecności tak, aby jej nie spłoszyć. Zresztą już raz przy niej wybuchłem i nie mam zamiaru tego powtarzać – westchnął.
- Zakochałeś się! – Wykrzyknął młodszy Diavollo – albo przynajmniej zauroczyłeś – dodał po chwili już spokojniej, gdy Lothair zmroził go wzrokiem.
- Spierdalaj ode mnie – mruknął – serio mam jeszcze trochę pracy, więc tam są drzwi – dłonią, w której jak dotąd kołysał szklanką z alkoholem, wskazał w kierunku drewnianej powłoki.

CZYTASZ
Promesso
RomanceMiała sześć lat gdy padła decyzja o wydaniu ją za mąż. Wszystkie lata swojej młodości spędziła pośród marmurowych ścian portugalskiej willi ze świadomością, że została sprzedana siedem lat starszemu mężczyźnie. Mężczyźnie, który w przyszłości miał z...