Rozdział 34

4.6K 175 5
                                    

Spojrzał na zegarek znajdujący się na jego nadgarstku, gdy po wielkiej hali zabrzmiał przerażający krzyk. Całkowicie ignorował zarówno odgłos jak i fakt, że na rękach miał wiele krwi, która powoli skapywała na betonową podłogę.

Dochodziła druga w nocy.

Przeniósł swój wzrok na mężczyznę leżącego pośrodku ogromnego pustego magazynu. Był jedynym człowiekiem, którego udało się schwytać żywego cała reszta jego towarzyszy została rozszczekana, gdy próbowali uciec orientując się, że wpadli w sam środek zasadzki.

- Podnieście go – rzucił do stojących niedaleko ochroniarzy, którzy bez chwili zwłoki wykonali jego rozkaz.

Wykonał kilka kroków tak, aby znajdować się naprzeciwko swojego więźnia, po czym zamachnął się uderzając w środek jego twarzy kastetem założonym na dłoń.

- Chciałbyś nam w końcu udzielić informacji, kto cię tu przysłał? – Zapytał, obserwując dokładnie każdą reakcję zachodzącą na posiniaczonej i poranionej twarzy.

Od kilku godzin bawili się próbując wyciągnąć potrzebne sobie informację, jednak na razie nie dowiedzieli się niczego, co mogłoby im się przydać. Już od początku wiadome było, że schwytany przez nich człowiek był wyszkolonym żołnierzem, przygotowanym na takie tortury.

Jednakże Lothair już na początku zdołał zauważyć, że z mężczyzny dało się wyciągnąć informacje. Wystarczyło dużo cierpliwości i jeszcze więcej tortur.

- Ciesz się władzą i kobietą póki możesz, bo są ludzie, którzy z chęcią zobaczą twoją głowę na srebrnej tacy – na twarzy więźnia malował się uśmiech, mimo faktu, że, przy co drugim słowie pluł krwią – Będziesz przed nimi klęczał czekając na swoją egzekucję.

- Czyli to nie tylko Cacharro – zamyślił się na głos – Portugalski szczur znalazł sobie wspólnika, bardzo ciekawe – zrobił dłuższą przerwę obserwując jak mimika mężczyzny na kilka sekund zmienia się ukazując przerażenie – Jakbym miał strzelać to obstawiałbym Rosjan, mam rację? – Zapytał licząc, że uda mu się dostrzec więcej odpowiedzi.

- Nie znasz dnia ani godziny – schwytany człowiek ostatkiem sił szarpnął się w uścisku włoskich żołnierzy Cosa Nostry, jednak bezskutecznie. Ostatecznie jednak splunął krwią w stronę bruneta.

Lothair jednak nie robił sobie nic z śliny i krwi, która trafiła na jego buty. Dostał to, czego najbardziej potrzebował. Potwierdzenie, – chociaż niepowiedziane, wprost – że to właśnie Salvador Cacharro stoi za tym atakiem. Liczył, że klika godzin albo dni przekona mężczyznę do wyjawienia kolejnych ważnych dla niego informacji.

Obserwował jak cała postawa człowieka znajdującego się przed nim zaczęła sprawiać wrażenie nieco przekłamanej w pewności siebie i waleczności, co tylko utwierdzało go w przekonaniu, że bardzo dobrze go ocenił i dało się go złamać.

- Muszę przyznać, że zabrzmiałoby to przerażająco i nawet bym się przestraszył gdyby nie fakt, że to ty jesteś skazany na naszą łaskę lub niełaskę – rzucił Lochlan zza pleców bruneta, więc ten bez słowa odsunął się na odpowiednia odległość tak, aby jego brat mógł zająć się ich więźniem.

Szatyn nie zawahał się stając na jego miejscu i od razu wymierzając serię celnych ciosów, które spadały na całe ciało mężczyzny. Całą pustą przestrzeń wypełniły odgłosy uderzeń i jęków bólu, które ucichły dopiero, gdy obezwładniony mężczyzna całkowicie stracił przytomność i utrzymywał się w pozycji pionowej tylko ze względu na ochroniarzy trzymających go w stalowych uściskach.

- Lochlan na dzisiaj starczy – stwierdził brunet – Zajmijcie się nim odpowiednio, ale jak tu wrócę ma być żywy i najlepiej przytomny – rzucił do zgromadzonych w magazynie, podległych mu ludzi, po czym skierował się w stronę wyjścia.

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz