Rozdział 15

5.9K 199 8
                                    

Czuła się w jakimś stopniu szczęśliwa, choć nadal na wszystkie sposoby próbowała wywęszyć jakiś podstęp ze strony bruneta. On jednak nie wykazywał żadnych ruchów, które mogłyby wskazywać, że naprawdę chciał ją wykorzystać. Traktował ją dobrze i jeszcze ani razu nie uderzył czy zgwałcił, nie wykazał nawet grama agresji w jej stronę, co było dla niej dziwne. Nadal mimo wszystko mu nie ufała. W końcu skąd miała wiedzieć czy któregoś dnia nie zaciągnie jej do sypialni i brutalnie zgwałci?

Starała się jednak częściowo wyciszać te myśli w momentach takich jak ten, gdy mogła robić coś, co szczerze kochała. Te części dnia, które mogła poświęcić na czytanie książek były dla niej odskocznią od okrutnej rzeczywistości, w której przyszło jej żyć. Taką samą wartość miały dla niej konie i przejażdżki na tych wielkich zwierzętach, dlatego miała nadzieję, że kiedyś będzie mogła jeszcze raz doświadczyć tego uczucia. Nawet, jeżeli miałaby należycie dziękować swojemu mężowi, była w stanie poświęcić się dla kilku chwil wolności.

Dzisiejszego dnia nie przeszkadzał jej nawet fakt, że Lothair towarzyszył jej w tej wycieczce. Prawdę mówiąc nie odczuwała jego obecności na tyle żeby jej przeszkadzała. Nie rozmawiali ze sobą, a właściwie on za dużo nie mówił do niej, tak samo jak nie zbliżał się, a dzięki świadomości, że znajdowała się na grzbiecie konia, udało jej się przez chwilę nawet zrelaksować.

- Piękny jesteś – mruknęła cicho, przesuwając dłonią po czarnej głowie zwierzęcia.

Zrobiła kilka kroków stając obok zwierzęcia i przenosząc swoje dłonie na jego szyję i grzbiet. Rozkoszowała się kilkoma minutami, które mogła spędzić tylko i wyłącznie w towarzystwie karego ogiera.

Nic jednak nie może trwać wiecznie, więc mimowolnie wzdrygnęła się, gdy dotarł do niej odgłos kroków w akompaniamencie końskiego rżenia. Jej dłoń zatrzymała się kilka milimetrów od lśniącej sierści zwierzęcia, westchnęła cicho, przymykając powieki.

- Azurra, – mimo, że nie była w stanie zobaczyć bruneta, była w stanie określić, że znajdował się niedaleko niej, najprawdopodobniej zatrzymał się u wejścia do boksu – Niestety musimy już jechać, laleczko – jego głos niski i owiany delikatną chrypą nie stracił ani nie wezbrał na sile, nie usłyszała także odgłosu stawianych kroków, więc najprawdopodobniej nie poruszył się z miejsca.

Delikatnie otworzyła oczy jednocześnie opuszczając dłoń i rezygnując. Skinęła głową i ruszyła w stronę bruneta, starając się ciągle trzymać wzrok utkwiony w ziemi. Nie wszyscy jednak mieli takie same zamiary jak ona, nie wykonała nawet dwóch kroków, gdy ogier przestępując z nogi na nogę schylił swój pysk tak, aby zagradzał jej przejście. Trącił ją kilka razy miękkimi chrapami, jednocześnie prychając.

- Ej przepraszam bardzo drogi koniku, to moja żona, znajdź sobie swoją – parsknął brunet, kręcąc głową. Wyciągnął rękę, aby dotknąć pyska zwierzęcia, ono jednak nie zamierzało na to pozwolić, przesuwając się w stronę blondynki, a jego samego traktując ostrzegawczym prychnięciem – Serio? Nie no kurwa tego jeszcze nie było. Drogi panie konik, muszę ją ładnie i grzecznie odstawić do posiadłości przed zmrokiem, ponieważ mam wieczorem jeszcze jedno ważne spotkanie. Dlatego ładnie proszę o oddanie mi mojej żony.

Mimowolnie parsknęła śmiechem, jednak, gdy tylko zorientowała się, co zrobiła, zacisnęła mocno powieki i przyłożyła dłoń do ust.

- Prze-Przepraszam – wyjąkała cicho, bojąc się, że brunet może uznać to za zniewagę.

- Nie masz, za co przepraszać. Definitywnie uwielbiam dźwięk twojego śmiechu – stwierdził Lothair, uważnie wpatrując się w dziewczynę – I z chęcią będę go słuchał, tak samo jak twojego głosu, więc laleczko nie bój się śmiać i mówić, bo naprawdę nie spotka cię za to kara.

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz