Rozdział 31

6.2K 181 24
                                    

Nie opuściła go. Czuwała przy nim, siedząc w sypialni, którą bardzo rzadko opuszczała. Mijały kolejne dni, a jego stan powoli się poprawiał, choć nadal pozostawał nieprzytomny.

W jej głowie cały czas krążyły słowa Lochlana, który obiecał jej, że jego brat do niej wróci. Przez cały ten czas także bardzo dużo myślała o wszystkim, co się zadziało przez ostatnie miesiące. Nadal nie miała pojęcia, co powinna o tym wszystkim sądzić. Próbowała także określić targające nią najmocniej emocje, ale choć bardzo chciała nie potrafiła.

Cztery ostatnie dni spędziła przy łóżku, na którym leżał, trzymając jego rękę. Robiła niewielkie przerwy, na gdy wychodziła do łazienki, jadła lub spała, albo, gdy przychodził lekarz, którem nie chciała przeszkadzać. Zresztą ostatnim razem, gdy nie opuściła pomieszczenia nabawiła się siniaków, dlatego wolała nie ryzykować.

Przez pokój w ciągu dnia przewijało się zwykle sporo osób. Bardzo często w całkowitej ciszy towarzyszyła jej Lucia, która po prostu zajmowała miejsce zaraz obok syna i pogrążała się w swoich myślach. Popołudniami przychodziła Amadea. Ona jednak w odróżnieniu od swojej matki często zachęcała ją do rozmowy albo przytulała się wypłakując może łez. Jednego dnia przyprowadziła ze sobą także jedną z dziewczyn, którą blondynka kojarzyła ze swojego wieczoru panieńskiego, a także wesela. Wieczorami na kilka minut przychodził także Luigi, który przy przywitaniu zawsze pytał jak się czuje. Lochlan postanowił towarzyszyć jej przy przynajmniej jednym posiłku pilnując, aby zjadła i próbując skierować jej myśli na inne tory.

Kilka razy dziennie przychodziła także pielęgniarka, która nie była pozytywnie nastawiona względem niej. Mroziła ją wzrokiem, mrucząc pod nosem słowa w niezrozumiałym dla dziewczyny języku. Azurra zwykle ignorowała jej postawę, choć nigdy nie spuszczała oczu z kobiety, uważnie obserwując każdy jej ruch i analizując wykonane czynności. Z jakiś dziwnych powodów nie ufała jej i nie miała zamiaru udawać, że jest inaczej. W końcu nikt jej nie zabronił.

Według opinii lekarzy brunet powinien za niedługo się wybudzić, więc niecierpliwe czekała na ten moment, wierząc, że naprawdę wróci.

- Dzień dobry mała! Jak ci mija dzisiejszy dzień? – Do jej uszu dotarł głos Lochlana, który pojawił się w pomieszczeniu trzymając w dłoniach dwa talerze.

Puściła rękę swojego męża i odłożyła aktualnie czytaną książkę. Podniosła się z fotela, podchodząc do szatyna chcąc odebrać jeden z talerzy tak, aby mu pomóc.

- Dobrze, dziękuję – odpowiedziała, delikatnie unosząc kącik ust w górę.

- Nie ma sprawy, przyjemność po mojej stronie, chociaż przyznaję, że kusiło, aby zjeść to po drodze – zaśmiał się zamykając za sobą drzwi – Przysięgam to będzie najlepsza carbonara, jaką w życiu jadłaś – dodał.

- Nigdy nie jadłam, żadnej carbonary – odpowiedziała mu blondynka, zajmując swoje wcześniejsze miejsce.

- Pierdolisz? Jestem twoim pierwszym razem? – Zapytał szatyn, na co dziewczyna spojrzała na niego w niezrozumieniu – No w jedzeniu tego zajebistego makaronu? – Uszczegółowił, na co blondynka pokręciła głową starając się ukryć, że kącik jej ust znowu unosił się w uśmiechu.

Czuła się w jego towarzystwie naprawdę swobodnie. Nidy nie próbował jej dotknąć, nie zbliżał się na więcej niż to było konieczne i starał się, aby zachować jak najmniej inwazyjnie względem niej.

- Myślę, że tak – przyznała mu rację, po czym wzięła do ust pierwszą porcje makaronu – To jest naprawdę dobre.

- Cieszę się, że smakuje – zaśmiał się szatyn – W takim razie do jedzenia możesz mi opowiedzieć, co tym razem czytasz.

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz