Prolog

12.4K 253 7
                                    

- Nie możesz tego zrobić! – Ciszę panującą w jego gabinecie przerwał trzask drzwi i krzyk kobiety, która niemal wbiegła do pomieszczenia.

- Cassandro – warknął mężczyzna siedzący za ciężkim drewnianym biurkiem. Zakłócanie jego spokoju, gdy pracował, było jedną z rzeczy, której nienawidził, więc w myślach zaczął już zastanawiać się nad karą.

- Jak mogłeś to zrobić!? Jak?! – Wiedziała, jakie konsekwencje poniesie za swoje zachowanie, lecz mimo to złość, która płynęła przez nią w tamtym momencie przyćmiła odwieczny strach – To jest twoja córka! A ty... Ty sprzedałeś ją jak nic nieznaczący przedmiot, ona ma sześć lat! – Zacisnęła pięści, patrząc na swojego męża wzrokiem pełnym obrzydzenia, niedowierzenia i złości. I wtedy zdała sobie sprawę, że to był pierwszy raz, gdy się go nie bała, choć wiedziała, że może przypłacić to życiem, ale gdy przed kilkoma, może kilkunastoma minutami dowiedziała się, co miało stać się z jej jedynym dzieckiem, nie była w stanie się powstrzymać, choć już przed zajściem w ciążę wiedziała, co stanie się, jeżeli urodzi dziewczynkę.

-Nie oddaję jej przecież teraz, a za dwanaście lat – mruknął mężczyzna, nadal nie zwracając większej uwagi na kobietę – Jak skończy osiemnaście lat wyjdzie za przyszłego capo di tutti capi sycylijskiej mafii. Gdybym się nie zgodził, nie dożyłaby nawet ośmiu lat, my zresztą także nie pożylibyśmy długo. Powinnaś się cieszyć z tego faktu, a teraz zamknij drzwi i klęknij, muszę przypomnieć ci, co możesz a czego nie możesz robić w tym domu – dopiero przy ostatnim zdaniu podniósł na nią wzrok, obdarzając ją twardym spojrzeniem i wstając z fotela. Był to jasny znak, że dyskusja się zakończyła, a kobieta nie ma nic do powiedzenia w tym temacie.

***

Poprawił rękawy czarnej koszuli, która spoczywała na jego szerokich ramionach, wpatrując się w surowe ściany, gabinetu, w którym aktualnie się znajdował. Przysłuchiwał się rozmowie prowadzonej między jego ojcem, a Salvadorem Cacharro, sam jednak nie udzielał się za dużo.

Choć chyba powinien, w końcu chodziło o niego i jego przyszłość. Spotkanie to było zaplanowane by ustalić ślub, przyszłego capo włoskiej mafii z córką szefa portugalskiej organizacji. Może zainteresowałby się tym bardziej gdyby nie fakt, że ta umowa została zawarta już kilka lat temu, a jego przyszła żona miała aktualnie jedenaście i była po prostu dzieckiem. Zdawał sobie sprawę, że z biegiem czasu ta różnica siedmiu lat nie będzie tak drastyczna, ale mimo wszystko odtrącało go od tego pomysłu.

- Dziewczyna ma pozostać dziewicą aż do nocy poślubnej – rozbrzmiał głos jego ojca, na co leniwie przeniósł na niego wzrok.

-Ależ oczywiście, nie śmiałbym się sprzeciwić tradycji – odpowiedź, która padła z ust Portugalczyka wygiętych w sztucznym półuśmiechu, nie brzmiała przekonująco, nawet dla niego. Cóż człowiek ten już po pierwszych minutach nie przypadł mu do gustu, na siłę próbował wmówić każdemu, że się nie boi, lecz fakt ten widział nawet ślepy. Inną sprawą było to, że za bardzo próbował kombinować z tą umową, a prawda była taka, że to on bardziej potrzebował tego ślubu niż Włosi.

- Chyba nie muszę ci przypominać, co stanie się, gdy złamiesz, któryś z punktów umowy? – Ton jego ojca był twardy i zimny. Znał go bardzo dobrze, bowiem człowiek taki jak Luigi Diavollo budził respekt nie tylko wśród swoich ludzi i wrogów, ale także synów.

- Ależ oczywiście – kolejny sztuczny uśmiech Portugalczyka, spowodował w brunecie przemożną chęć wywrócenia oczami, zastanawiał się czy istniał jakiś człowiek, który naprawdę się na to nabierał – Wszystkie punkty z listy zostaną spełnione, moja córka do ślubu zachowa czystość, czy to wszystko? – Wraz z tym pytaniem, wzrok jego ojca spoczął na nim. Wiedział, że to do niego należała ostateczna decyzja, to w końcu jego żoną miała zostać.

- Tak – było pierwsze słowo, jakie powiedział od momentu wejścia do tego pomieszczenia, przez przeszło dwie godziny siedział milcząc i pozwalając jego ojcu podyktować zasady wedle swojego uznania. Zresztą Luigi bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jakie zdanie na ten temat ma jego pierworodny, więc ani razu nie naciskał na swojego syna.

- W takim razie możemy podpisać umowę i kończyć to spotkanie – zarządził starszy z Diavollich. · Już po piętnastu minutach, po złożeniu idealnie wyćwiczonego podpisu, mógł podnieść się z fotela i po uściśnięciu sobie nawzajem rąk, razem z ojcem skierował się do wyjścia z gabinetu. Niemal czuł oddech Portugalczyka, który podążał przed nimi, aby osobiście ich odprowadzić.

Jednak nie zdążyli dobrze wyjść z pomieszczenia, gdy Cachorro zatrzymał się w pół kroku.

-Co ja mówiłem o wypuszczaniu jej z pokoju?! – Brunet wymienił porozumiewawcze spojrzenie z ojcem, po czym zawiesił wzrok na małej dziewczynce stojącej pośrodku długiego korytarza.

Jedenastolatka ubrana była w czerwoną sukienkę sięgającą jej kolan, cienkie rajstopy oraz lakierowane pantofelki. Na jej długich prawie białych włosach znajdowała się duża kokarda. Wyglądała jak porcelanowa laleczka, niezwykle jasna karnacja oraz duże niebieskie oczy tylko pogłębiały to skojarzenie. Choć jej wzrok był przepełniony smutkiem i rozległym strachem, spoglądała tylko i wyłącznie na swojego ojca, a po chwili i tak spuściła wzrok wbijając go w swoje buty.

- Zabierzcie ją do pokoju

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz