Rozdział 19

7.7K 241 20
                                        

Miłego czytania <3
Vi.


- Więc co chciałabyś robić? – Zapytał szatyn, gdy tylko postać jej męża i ojca zniknęła im z oczu.

Przeniosła na niego spojrzenie przyglądając się uważnie. Kalkulowała na ile mogła sobie pozwolić, ponieważ wbrew pozorom było wiele rzeczy, które chciała zrobić. Włoch musiał jednak wyczuć to, o czym myślała, ponieważ posłał jej delikatny uśmiech.

- Spokojnie, przy mnie ci nic nie grozi i możesz pójść gdzie tylko chcesz. Na pewno jest tutaj jakaś osoba, z którą chciałabyś się zobaczyć

Skinęła delikatnie głową i ruszyła w kierunku kuchni. Starała się ignorować spojrzenia, które w jej kierunku rzucali ochroniarze Salvadora. Minęła salon, w którym nic się nie zmieniło, od kiedy była tutaj ostatni raz. To samo surowe wnętrze wyciągnięte wprost z jakiegoś magazynu, które zawsze wydawało się być sterylnie czyste.

Przeszła przez jadalnię i przystanęła dopiero przed drzwiami odgradzającymi jedno pomieszczenie od drugiego. Wzięła głęboki oddech i delikatnie pchnęła powłokę licząc, że znajdzie tam osobę, której szukała. Odgłosy rozmowy ucichły od razu, gdy stanął za nią Lochlan, a wszystkie dziewczyny postanowiły ulotnić się jak najszybciej.

Nie przejęła się tym zbytnio, ponieważ odkąd pamiętała tak się działo, jednak szatyn zdawał się być zaskoczony.

- Jestem aż tak straszny, że na mój widok kobiety uciekają? – Zapytał, gdy ostatnia z dziewczyn opuściła pomieszczenie, przynajmniej mu się tak zdawało – Pytam, bo wiesz, zwykle to raczej zamiast uciekania to lgną do mnie – sprawił, że blondynka posłała mu jedynie spojrzenie spod uniesionych brwi.

- Takie panują tutaj zasady – rozległ się głos kobiety, która opuściła spiżarnię – Criança – zwróciła się w stronę dziewczyny, która nie wąchając się długo podbiegła do kobiety przytulając ją.

Z jej oczu popłynęło kilka pojedynczych łez, nie zdawała sobie, bowiem sprawy, że aż tak tęskniła za Antonellą. Jednak, gdy ta nieco niepewnie oddała jej uścisk, miała ochotę zacząć szlochać. Nie miała pojęcia ile minęło, ale gdy tylko usłyszała głośne miałczenie wyswobodziła się z uścisku klękając na podłodze.

- Dobra, techniczne pytanie, co to kurwa jest? – Pytanie zadane przez szatyna spowodowało, że odwróciła się w jego stronę trzymając zwierzątko na rękach.

- Kot? – Bardziej zapytała, niż stwierdziła, patrząc na mężczyznę w niezrozumieniu.

- To jest łyse – stwierdził, wskazując ręką na nią oraz zwierzę, które w najlepsze rozłożyło się na jej rękach. Dziewczyna w odpowiedzi jedynie skinęła głową, wzruszając ramionami i wtuliła się w drobne ciałko – Jest twój? – Kiedy blondynka po raz kolejny nie odpowiedziała słowami, upomniał ją – Azurra, słowa

- Tak, jest mój – stwierdziła, delikatnie. Odzywanie się w jego obecności nie sprawiało jej zbyt dużych problemów, wierzyła, że naprawdę nie zrobi jej krzywdy.

- Pan Salvador chciał się go pozbyć kilka dni po twoim wyjeździe, ale udało mi się go zatrzymać – do rozmowy wtrąciła się gosposia, gdy tylko zorientowała się, że ze trony Lochlana nic jej nie zagrażało.

Na te słowa blondynka wyraźnie skuliła się zaciskając lekko dłonie na ciele kota, który zaczął przysypiać w jej ramionach. Przełknęła ślinę, wiedząc, że kotka nie miała łatwego życia po jej wyjeździe, kwestią czasu było aż jej ojciec rozkaże komuś pozbycie się kota.

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz