Rozdział 18

5.1K 159 6
                                    

Co wy na to żeby dzisiaj wpadł jeszcze jeden rozdział?


- Zachowałeś się kurwa jak skończony dupek

- Daruj sobie

- Nie. Kurwa obaj wiemy, że kurwa spierdoliłeś po całości i nie odpuszczę. - Wykrzyknął szatyn – Rozumiem, że mogłeś się wkuwać, wiem, jakie masz podejście do osób, które biorą i nie uważam, że to, co robiła było dobre, ale zamiast na nią krzyczeć i szarpać nią powinieneś z nią pogadać, a później kurwa znaleźć jakiś sposób żeby jej pomóc. Ona najprawdopodobniej nawet nie wiedziała, co zażywała - jego głos z słowa na słowo tracił gniewną nutę.

- Nie mam pojęcia, co mam teraz zrobić dobra? - Odparował brunet, wypijając a raz całą szklankę z whisky - Normalnie zadzwoniłbym do Salvadora i odesłał ją z powrotem do pierdolonej Portugalii, ale nie chcę tego robić. Nie mam pojęcia, co siedzi w głowie tego pojeba, ale domyślam się, że jakby tam wróciła to skończyłaby gorzej niż niektórzy z naszych dłużników. Z drugiej jednak strony nie mogę tak tego zostawić – westchnął i przetarł twarz dłonią.

On także zdążył się już względnie uspokoić. Emocje, które targały nimi przez ostatnie kilka godzin ustępowały, obaj zdawali sobie sprawę, że sytuacja była ciężka.

- Znajdź jakichś specjalistów psychoterapii uzależnień. Nie możemy jej wysłać do zakładu, bo skończyłoby się to jeszcze gorzej, ale może dałoby się ją z tego wyciągnąć. Musimy jednak zacząć od tego żeby poczułaś się tutaj bezpiecznie i tobie zaufała. Także ona musi chcieć przestać brać. My nie możemy jej do tego zmusić - mruknął szatyn, chodząc w kółko po gabinecie swojego starszego brata - i do chuja skończ z tym whisky, to nie moment na alkoholizm.

- Spierdalaj

- Elokwentnie jak na przyszłego bossa Cosa Nostry

- Zarobisz w nos, obiecuję braciszku – mruknął brunet, opadając na fotel.

- Mhm, jasne. Zajmij się lepiej swoją żoną, a nie moim nosem – odpowiedział szatyn pozwalając sobie na cień uśmiechu – Najlepiej pogadaj z nią czy coś, zresztą kurwa, od kiedy ja do diabła zostałem psychologiem od małżeństw, pogadaj z Dorą może ona jakoś lepiej ci doradzi, w końcu się w tym specjalizuje i nie zapomnij, że lecicie do Portugalii.

* * *

Stała pomiędzy wielkimi maszynami na ogromnej płycie lotniczej. Przed nią znajdował się najprawdopodobniej jeden z najnowszych odrzutowców. Jej ręce trzęsły się jeszcze bardziej niż przez ostatnie cztery dni. Zresztą te ostatnie dni nie należały do najlepszych.

Brunet zabrał jej leki informując dosadnie o tym, że nie dostanie ich z powrotem. Od tego czasu nie zażyła ani jednej pastylki, a to zdążyła zbić dwie filiżanki, miała także problem z wykonaniem makijażu przez roztrzęsienie. Potrafiła przestraszyć się najmniejszego ruchu w jej okolicy, a strach potrafił być w jej wypadku paraliżujący. Innym razem wpadała w histerię, którą bardzo często powodował kontakt fizyczny.

Teraz za to miała polecieć do rodzinnej Portugalii, aby spotkać się ze swoim ojcem i wszystko w niej krzyczało, że to najgorszy ruch, jaki mogła teraz zrobić. Salvador Cacharro sprawiał, że nawet przyjęcie znacznej ilości tabletek nie pomagało jej w opanowaniu emocji. Opanowaniu strachu.

Jednak po ostatniej sytuacji nie śmiałaby się buntować w jakikolwiek sposób. Uświadomiła sobie, że woli przebywać we Włoszech niż w rodzinnej willi. Tutaj nie musiała przynajmniej walczyć o każdy oddech, każdą minutę życia.

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz