Rozdział 21

5.8K 200 9
                                    

Obserwował ją uważnie. Śledził wzrokiem nawet najmniejszy ruch, będąc w gotowości, aby zareagować gdyby znowu dopadła ją panika. Jednak jej ciało stopniowo zaczynało się rozluźniać, choć nadal trzymała jego rękę, najprawdopodobniej nie zdając sobie z tego sprawy.

Minęła godzina, od kiedy opuścili willę Salvadora Cacharro, a emocje z wszystkich powoli zaczęły opadać. Lochlan pogrążył się w swoich myślach, od czasu do czasu zerkając w telefon, a dziewczyna stopniowo się uspokajała wyglądając za samolotowe okno i oglądając chmury. Jego złość na samego siebie też zaczęła stopniowo odchodzić.

Miał sobie za złe, że dopuścił do konfrontacji Azurry z jej ojcem. Wyrzucał sobie, że mógł wcześniej zauważyć, że coś jest nie tak i zareagować szybciej. W końcu od początku ich wyjazdu zdawał sobie sprawę, że Salvador tylko czekał na moment, gdy dziewczyna zostanie sama. I niestety dopiął swego. Udało mu się zrobić krzywdę jego blondynce.

Westchnął, poprawiając się delikatnie na siedzeniu, mimo, że loty z Portugali na Sycylię trwały tylko około godziny czas niemiłosiernie mu się dłużył. Co kilka minut wpadał w stan otępienia, nie mogą zając swoich myśli pracą jak zwykł to robić w podobnych momentach życia. Niestety wymagałoby to od niego podniesienia się z miejsca i puszczenia ręki blondynki, a tego nie chciał.

Z zamyślenia wyrwał go delikatny ruch po jego lewej stronie. Obserwował jak dziewczyna delikatnie podnosi się, aby poprawić swoją pozycję i usiąść prosto. Zacisnęła także swoją dłoń nieco mocniej na tej jego, orientując się, że są złączone i zamarła.

- Jak się czujesz? – Zapytał cicho, chcąc pokazać jej, że nie ma się, czego bać i jest z nim bezpieczna.

Tym pytaniem zwrócił na siebie uwagę nie tylko Azurri, ale także jego brata, który oderwał się od ekranu telefonu i uważnie wbił w nią spojrzenie.

- Dobrze – jej odpowiedź była, krótka i zwięzła, i oczywiste było, że była kłamstwem.

Jej szyja i gardło bolały przy każdym słowie, oddechu czy przełknięciu śliny, do tego czuła tępe pulsowanie głowy. Wiedziała, że na jej szyi po raz kolejny pojawi ogromny siniak, którego bardzo ciężko będzie ukryć pod makijażem, a także będzie utrudniał jej przy każdym najmniejszym ruchu.

- A tak naprawdę? Bez kłamstw? – Zapytał ponownie brunet, wyłapując jej wzrok i tym razem otrzymał krótką, ale przynajmniej zgodną z prawdą odpowiedź.

- Źle

Brunet na te słowa sięgnął po leżącą niedaleko niego białą tubkę. Zsunął się ze swojego miejsca siedzącego i kucnął przed nią. Dziewczyna jednak nadal nie puściła jego dłoni, uważnie obserwując każdy jego ruch.

- Laleczko musisz mnie na chwilę puścić, obiecuję, że nikt nie zrobi ci krzywdy i zaraz będziesz mogła znów mnie trzymać – powiedział spokojnie, starając się na nowo nawiązać z nią kontakt wzrokowy.

Po krótkiej chwili poczuł jak blondynka rozluźnia uścisk, prostując swoje palce. Wysunął swoją rękę, starając się, aby każdy jego ruch był spokojny i opanowany, a przede wszystkim żeby mogła go przewidzieć. Otworzył tubkę z żelem i wylał niewielką ilość substancji na swoją dłoń, którą po chwili zbliżył do jej szyi. Niestety tak jak przewidział dziewczyna automatycznie odsunęła się na ten ruch, nie chcąc dopuścić, aby po raz kolejny ktoś odebrał jej swobodny dostęp do tlenu.

- Hej, spokojnie. To ci pomoże, przestanie cię boleć i nie wyjdą takie okropne siniaki – zaczął Lothair, jednak po chwili dodał, – Jeżeli chcesz sama sobie ją posmarować to proszę bardzo – wyciągnął w jej stronę tubkę, którą nadal trzymał w drugiej ręce.

PromessoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz