Jest i obiecany bonusowy rozdział <3
Ps: obiecuję, że jeszcze max dwa rozdziały i zacznie się dziać coś więcej
Miłego czytania
Vida <3
Stanęła pośrodku pokoju, w którym spędziła poprzednią noc i westchnąwszy z ulgą, przymknęła powieki.
Była tutaj sama.
Chwilę wcześniej jej mąż oznajmił, że musi jeszcze porozmawiać z ojcem, a ona w tym czasie może zacząć w końcu rozpakowywać swoje rzeczy, albo porobić coś innego, na co ma ochotę. Jednak najważniejszą informacją była ta, że jej ojciec ma zamiar chwilowo opuścić posiadłość rodziny Diavollo. Dla niej znaczyło to mniej więcej tyle, że jej zagrożenie zmalało i nie musiała się bać o to, że w ciągu najbliższych kilku godzin natrafi na swojego rodzica. Jednocześnie nie mogła zapominać o tym, iż przebywała wśród obcych ludzi, którzy mogli ją w każdej chwili skrzywdzić. Nie mogła stracić czujności, musiała być cały czas gotowa na atak, który mógł nastąpić z każdej strony i być zapoczątkowany od każdej osoby.
Bała się także, że ktoś dowie się o tym, że zadowoliła swojego męża podczas nocy poślubnej, a jeżeli wyjdzie to na jaw i taka informacja dotrze do Salvadora Cacharro to nie skończy się to dla niej dobrze. Nie wypełniła swojego obowiązku i z każdą myślą o tym utwierdzała się w przekonaniu, że brunet postąpił źle nie konsumując tego związku.
Pokręciła głową, jakby próbowała wyrzucić to wszystko z głowy, chciała się skupić na tym, co miała zrobić. Bowiem w garderobie czekały na nią cztery duże i wciąż nierozpakowane walizki, którymi musiała się zająć.
Jednak nie zdążyła zrobić nawet kroku w kierunku pomieszczenia, gdy w sypialni rozległ się odgłos pukania o drewnianą powłokę drzwi. Natychmiastowo zastygła w bezruchu odwracając tylko głowę w stronę źródła hałasu, nie mając pojęcia, co powinna zrobić. Osobą, która stała za drzwiami na pewno nie był Lothair, bowiem był to jego pokój. W głowie zapaliła się jej czerwona lampka, bowiem jak przez mgłę pamiętała słowa bruneta z zeszłego wieczoru, w którym mówił o tym, że do tej części posiadłości nie każdy mógł wejść, a tym bardziej, jeżeli nie było tutaj jej męża. Nie miała pojęcia czy powinna otworzyć drzwi i powiadomić tą osobę, że nikogo ważnego tutaj nie zastanie, czy udawać, że nie ma jej w pokoju, a może to był jakiś podstęp, albo próba.
- Azurra to tylko ja! – Usłyszała przytłumiony głos, dochodzący zza drewnianej powłoki.
Głos ten należał niezaprzeczalnie do Amadei, co złagodziło trochę jej strach, lecz nadal nie miała pojęcia, co dziewczyna chciała skoro jej brata tutaj nie było. Otworzyła jednak niepewnie drzwi, a przed jej oczami stanęła sylwetka włoszki, którą widziała kilkanaście minut wcześniej podczas śniadania.
- No w końcu, już myślałam, że coś się stało, dlatego nie otwierasz – westchnęła brunetka, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
- Lothaira tutaj nie ma – mruknęła cicho dziewczyna, nie mając pojęcia, co powinna odpowiedzieć.
- Wiem, minęłam się z nim jak wchodziłam do tej części – Dea posłała jasnowłosej życzliwy uśmiech – Przyszłam do ciebie, pomyślałam, że może będziesz potrzebować jakiejś pomocy z np. rozpakowywaniem, albo po prostu być się nudziła i chciała się trochę bardziej poznać. Jak nie masz ochoty to jasne, nie ma problemu to tylko taka luźna propozycja – zaśmiała się nerwowo dziewczyna, nie do końca wiedząc jak się zachować.
Patrzyła wyczekująco na kilka miesięcy starszą dziewczynę w oczekiwaniu, a gdy ta otworzyła nieco szerzej drzwi zapraszając ją do środka, uśmiechnęła się promiennie.

CZYTASZ
Promesso
RomansaMiała sześć lat gdy padła decyzja o wydaniu ją za mąż. Wszystkie lata swojej młodości spędziła pośród marmurowych ścian portugalskiej willi ze świadomością, że została sprzedana siedem lat starszemu mężczyźnie. Mężczyźnie, który w przyszłości miał z...