43. How could you be so heartless?

524 11 1
                                    

Draco

Siedziałem w fotelu swojego, pierzonego pozłacanego pałacyku, trzymając w dłoni najdroższy trunek jaki jest produkowany w świecie magii, bawiąc się przy tym zegarkiem za który wykarmiłbym cały sierociniec, a wiesz co łączyło mnie z biedakiem na ulicy, którego spotkałem wczoraj?

Także myślałem.

Myślałem, nie nad tym co mam włożyć do garnka, tak jak on. Moje myślenie ograniczało się nad wyborem koloru jedwabnej koszuli lub drogocennych dodatków takich jak spinki do mankietu, jednak dziś było to dla mnie kompletnie odległe. Zamartwiałem jak jak cholerny gówniarz, jak mam powiedzieć Astorii o tym, iż dziś odbędzie się spotkanie większości zwolenników Czarnego Pana i że właśnie moja arkadia została wybrana na jego pieprzoną kryjówkę. Dlaczego tak bardzo się bałem? Powinienem pójść na górę i po prostu powiedzieć jej, co ją dziś czeka i jak ma się zachować, jednak nie mogłem, z niewiadomych przyczyn nie mogłem. Chociaż nie kochałem jej tak jak ona mnie, wiedziałem, iż jej szmaragdowe tęczówki rozbłysły by jak najdroższe kamienie na te dwa słowa, wypowiedziane z moich ust. I chociaż byłem sekundy od powiedzenia jej tego, gdy krwawiła w moich ramionach tego cholernego wieczora— nie mogłem. Widok, moje prywatnego anioła, całego we krwi sprawił, iż niebo zwaliło mi się na barki, przypominając o swojej obecności tuż nad moją głową, jednak ona była silna. Silniejsza niż ja kiedykolwiek, ponieważ to ona wypowiedziała zaklęcie uśmiercające wtedy, na Wieży Astronomicznej. Ona, nie ja. Była dla mnie chodząca ostoją, więc gdy ona potrzebowała mnie, nagle zaniemówiłem. Moje całe niebo, które utożsamiałem z ideałem piękna, dobroci, miłości, leżało na moich dłoniach.

Ona po prostu umierała.

Właśnie wtedy zawalił mi się cały świat. Właśnie wtedy zrozumiałem, że powinienem być dla niej łagodny i mówić jej o niektórych rzeczach powoli. Właśnie wtedy zrozumiałem, iż powinien obchodzić się z nią jak z porcelaną i właśnie wtedy zrozumiałem, że coś przede mną ukrywa.

— Co nowego u Scoobiego?—zapytała, siadając naprzeciwko mnie.

Jej włosy, kasztanowe loki, które uwielbiałem ciągnąc i zatapiać w nich swoje blade policzki przypominały mi dom. Uśmiech, który tak rzadko pokazywała stawał się cholernie zaraźliwy, zaróżowione policzki przypomniały o tym, iż ten anioł, jednak żyje, a w końcu jej oczy. Pierdolone szmaragdowe tęczówki, które zaczynały mnie rozpracowywać, patrzyły na mnie z wyczekiwaniem, ale i podziwem, który tak bardzo uwielbiałem w jej wydaniu. Nie była denerwująca jak wszyscy, którzy chcieli mi się przypodobać. Oni tylko mówili, a ona? Nie wypowiadała żadnych pochlebnych słów, a jedynie działała. Milion razy pokazała mi, iż jest gotowa oddać dla mnie wszystko, a ja właśnie to w niej...uwielbiałem.

Była mi cholernie wierna.

— U kogo?—spytałem, zdobywając się na komentarz, oczarowany jej pięknem.

Zmarszczyłem brwi, a ona poszła w mojej ślady, jakby niedowierzając, iż nie mogłem zrozumieć co jej chodzi po głowie, jednak po chwili na jej twarz znów wpłynął piękny uśmiech, a subtelny śmiech przebrzmiał w moich uszach.

— Taka mugolska bajka.—powiedziała.— Nie dziwi mnie Twoje zdezorientowanie.

— Oh, czyli z moim gustem wszystko w porządku, skoro nie znam tak niskolotnej kinematografii.—powiedziałem z cynizmem.

Jej małe zamiłowanie do mugoli, które nie było tolerowane w naszym świecie, w dziwny sposób mnie bawiło i jednocześnie pociągało. Wszystko w tej kobiecie sprawiało, iż wariowałem.  Uwielbiałem sposób w jaki marszczyła czoło, skupując się, gdy krzątała się po pokoju, szukając swoich ubrań, gdy popijała kawę a potem raczyła mnie wspaniałymi gorzkimi pocałunkami, gdy zakładała nogę na nogę, jak dokładnie w tym momencie, zachowując się jak prawdziwa Pani dworu, przywołując do siebie skrzata prosząc o herbatę.

Bound to fall in love| D. MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz