48. She looks just like dream

370 15 0
                                    

Posterunek nie wyglądał w żadnym stopniu przyjaźnie. Było tu ciemno, duszno, oraz brakowało jakichkolwiek okien. Czułam się naprawdę nieprzyjemnie, gdy trzymałam Draco kurczowo za dłoń, chcąc jak naszybciej dostać się do jego gabinetu i chociaż na chwilę, stracić poczucie, że byłam obserwowana przez więźniów prowadzonych przez śmierciożerców, będących strażnikami. Każdy z nich rzucał w moją stronę albo proszące spojrzenie, jakbym mogła go uratować, albo pełne dzikości i zdenerwowania, lub kompetnie obojętne, jakby martwe.

— Oczy w dół, Gatsby.—powiedział mocno Draco.

Jeden więzień zbyt natarczywie przyglądał się mojej osobie, jednak po słowach blondyna, niemal natychmiast spuścił wzrok na ziemię, jakby w obawie przed gniewem Draco.

— Daleko jeszcze?—szepnęłam mu na ucho.

Chłopak lekko wzdrygnął na mój gest, co było spowodowane tym, jak bardzo czujny i zapobiegawczy musiał być gdy przebywał w miejscu takim jak to, a ja nie mogłam go winić. Praktycznie, co druga osoba, czyli każdy więzień, bezceremonialnie życzył mu jak najgorzej, ponieważ gdyby nie jego decyzje i pozycja— prawdopodobnie dalej byliby na wolności, szerząc swoje chore fanaberię.

— Te drzwi.—powiedział.

Wskazał srebrne wejście, tuż na końcu korytarzu, na najwyższym piętrze budynku, gdzie przetransportowała nasz widna. Gdy chłopak podszedł do metalowej powłoki, przyłożył różdżkę do podobnego identyfikatora jak przed wejściem, a drzwi od gabinetu odtworzyły się machinalnie. Na ich powłoce widniało imię i nazwisko gubernatora posterunku numer trzy, a mojego narzeczonego.

Pomieszczenie wydawało się wyglądać inaczej niż wszystkie inne w tym miejscu. Było w kształcie koła, niemal podobne do gabinetu Dumbledoora, jednak co najbardziej mnie zdziwiło to fakt, jak wiele okien się tu znajdowało, optycznie sprawiając, iż pokój wydawał się znacznie większy. Na środku znajdowało się biurku, ze stosem dokumentów, wiele regałów, tam gdzie miejsca na ścianie nie zajmowały okna, dwa fotele ze stolikiem kawowym i mały balkon z widokiem na centrum posterunku, którym była ogromna stołówka dla pracowników i więźniów jednocześnie, ze specjalnie oddzielonymi segmentami.

— A więc to tu uciekasz.—powiedziałam, przejeżdżając dłonią po biurku.

Chłopak oparł się nonszalancko o powierzchnie drzwi, wkładając ręce w kieszeń spodni. Zdawać by się mogło, iż jego ponura postawa i śmiertelna powaga nieco zleżała gdy znaliśmy się jedynie we dwójkę, w miejscu które uważał za bezpieczne. Draco bardzo dbał o swoje rzeczy, dlatego jego gabinet był nienagannie czysty i z pewnością zabezpieczony najsilniejszym rodzajem magii.

— Niechętnie, ale tak.—powiedział.

Draco podszedł do mnie i złapał moją twarz w swoje dłonie, jakby badając czy jestem na niego zła, jednak jakże bym mogła? Prawda była taka, iż wiedziałam, że wszystko co robił, robił dla mnie i z myślą o mnie.

— Mogłeś powiedzieć mi odrazu, przecież wiesz, że zawsze stanę za Tobą.—westchnęłam.

Złapałam jego dłonie, gdy ten dalej wpatrywał się we mnie z nadzieją, że go nie ocenie, lecz czy kiedykolwiek to zrobiłam? Nigdy nie zarzuciłam mu tchórzostwa, gdy nie był w stanie rzucić zaklęcia uśmiercającego na Dumbledoore'a, gdy musiał zabijać w imię wartości, które głosił Czarny Pan, zatem dlaczego miałabym to zrobić i tym razem? To było by cholernie samolubne.

— Nie, gdy dowiesz się dlatego wysłałem Cię do domu na pewien czas.—powiedział twardo.

Jego oczy zmieniły się z niepewnych na niemal zdeterminowane by w końcu wyjawić mi prawdę, ponieważ Draco, oprócz tego, że nienawidził gryffonów, nie cierpiał mieć także przede mną cholernych sekretów. Dlatego zmarszczyłam brwi na jego słowa, jawnie skołowana ponieważ, nie ukrywając, jego zapał do tego abym opuściła Dworek na pewien czas wydawał mi się naprawdę dziwny i niespotykany, dlatego miałam z tylu głowy fakt, iż coś mogło być na rzeczy.

Bound to fall in love| D. MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz