Stukałam nerwowo palcami w okrągły stół w jeszcze większej sali. Zdobiony był w pozłacany obrus i tego samego rodzaju zastawę. Uginał się pod ciężarem przeróżnego rodzaju potraw, na których widok nie mogłam być obojętna. Nie miałam jednak ochoty na jakiekolwiek jedzenie, byłam potwornie zestresowana i mimo, iż tego typu bankiety były organizowane dla relaksu i zabawy śmierciożerców— zawsze kołatały moje nerwy.
Lozanna we Szwajcarii była naprawdę pięknym miejscem, a przede wszystkim była neutralna. Raczej nikt z Zakonu Feniksa nie wpadłby na pomysł, iż właśnie tutaj śmierciożercy mogliby wyprawić swego rodzaju uroczystość. A takie bankiety były zazwyczaj pełne rozpusty i alkoholu. Zwolennicy Czarnego Pana często bawili się do białego świtu, bez jego obecności ponieważ sam Voldemort wiedział, iż zepsułby zabawę okropnie grobową atmosferą. Tak naprawdę w każdym momencie mógłby pozbawić kogoś życia.
W jego towarzystwie nie można było być niczego pewnym, zwłaszcza swojej egzystencji.
Większość śmierciożerców albo przybywała tu ze swoimi żonami, kobietami albo kochankami. Podobno na specjalnym piętrze znajdowały się też pomieszczenia dla tych, którzy nie stronili od zabaw i jeszcze większej rozpusty niż ta która miała miejsce w głównej sali. Mimo, iż obowiązujący dresscode był bardzo elegancki, bankiety same w sobie takie nie były, a przynajmniej do godziny dwunastej. Wtedy większość śmierciożerców wracała do swoich komnat i zaczynała się prawdziwa, dzika zabawa. Na moje szczęście, Draco zawsze wolał położyć się wcześniej. Zdecydowanie wystarczyły mi te lubieżne spojrzenia i subtelny, lecz niechciany dotyk zawsze gdy jeden ze śmierciożerców wdawał się w rozmowę z moim ojcem, Lucjuszem czy Draco. Dlatego tak bardzo nienawidziałam tego miejsca i tychże uroczystości.
Sama nazwa ,,bankietu" była jedynie nazwą, patrząc na to co działo się w trakcie.
Przy naszym stoliku zsiadałam ja wraz z Draco, moi rodzice, rodzice mojego narzeczonego, Dafne wraz z Theo oraz jego rodziną. Stolik obok znajdowali się Państwo Forbes wraz z Carly i Zabinim, jego rodzicami, jak również Państwo Parkinson z Pansy na czele. Stoły ustawione były od siebie w niedalekiej odległości. Między nimi poruszali się bezszelestnie kelnerzy, a muzyczny występ na żywo dodawał tej uroczystości eleganckiego, na pozór, klimatu.
Przetarłam dłonie o materiał mojej długiej do ziemi sukni. Była w kolorze liliowym, bez rękawów i dekoltu. To co dodawało mojej sukni kobiecości to odkryte plecy oraz szmaragdy, w których była skąpana po całej długości. Suknia opinała moją talię, a jej fenomenem była zdecydowanie spódnica. Można ją było w każdym momencie odpiąć, pozostawiając mnie w gorsecie do połowy ud, który zdecydowanie przypadł do gustu Draco. Bogata biżuteria w kolorze srebra zdobiła moje palce, uszy i szyję, a kaskada kręconych włosów, łaskotała moje nagie plecy z każdym ruchem głowy. Draco bardzo spodobała się moja kreacja, zazwyczaj inna niż wszystkie ponieważ zawsze nosiłam ciemne barwy, jednak pozwoliłam sobie na odrobinę szaleństwa za zgodą matki. Chłopak nie mógł oderwać ode mnie ani oczu, ani rąk co naprawdę nie leżało w dobrym guście, zwłaszcza przy obecności naszych rodziców.
— Wszystko w porządku? Wyglądasz na zdenerwowaną, kochanie.—szepnął Draco.
Jego usta przez przypadek musnęły moje ucho, a ja popatrzyłam na niego zła ponieważ wiedziałam, że robi to specjalnie. Jego dłoń kurczowo trzymała moje udo. Udało mu się podwinąć materiał mojej spódnicy i dopaść do nagiej skóry tuż przed gorsetem.
— Draco.—westchnęłam.— Uspokój się.
Chłopak melodyjnie się zaśmiał.
— To Ty nie możesz tego wytrzymać.—szepnął, mocniej ściskając moje udo.
![](https://img.wattpad.com/cover/316363503-288-k833656.jpg)
CZYTASZ
Bound to fall in love| D. M
Fanfiction- Rodzina Malfyów to nasi przyjaciele od dawna.-usprawiedliwiła się matka.- Nie możemy oddać Cię w ręce byle kogo. - Ale Draco Malfoy to właśnie byle kto!-pisnęłam lekko zirytowana. A tricky guy who doesn't like anyone ...