Draco mocno ciągnął mnie za dłoń, gdy energicznie schodziliśmy po schodach. Czułam, że był bardzo zdenerwowany, jednak finalnie postawiłam na swoim, dlatego postanowiłam zamknąć usta za kłódkę i nie pogarszać jego samopoczucia.
Bardzo bałam się, co zastanę w środku jednak natrętne myśli nie dawały mi spokoju. Tak naprawdę chciałam zaspokoić swoją ciekawość, miałam także świadomość, iż mogę być nadwrażliwa z powodu klątwy, co wypomniał mi Draco, a doskonale wiedział jak bardzo nie lubię poruszać tego tematu, jednak postanowiłam spuścić na to zasłonę milczenia ponieważ i tak udało mi się wygrać małą batalię między nami. Miałam szczerą nadzieję, iż nie spotkam tam żadnego z moich przyjaciół za którymi każdego dnia tęskniłam niemal niemiłosiernie, miałam świadomość tego po czyjej stronie opowiedziałam się ja i moja rodzina, dlatego wszelakie próby odnalezienia Edwarda lub Issacka nie wchodziły w grę, mogłam jedynie zapewnić im bezpieczeństwo na które zasługiwali.
Nie pozwolę aby zgnili w lochu mojego domu.
Prawdopodobnie, gdzieś w głębi siebie żałowałam, iż jednak przystał na moją prośbę, aczkolwiek Bóg łaskawy był na tyle ażeby wysłuchać moje wewnętrzne prośby ponieważ właśnie w tym momencie Draco syknął zatrzymując nas u podstawy mosiężnych schodów, na zmarszczyłam brwi zakłopotana. Jeszcze niespełna chwilę temu, był w świetnej kondycji fizycznej, dlaczego niesamowicie się przejęłam. Zaalarmowana zerknęłam na niego, łapiąc go przy tym za przedramię, na którym znajdował się mroczny znak.
— Co się dzieje?—zapytałam nerwowo.
Chłopak popatrzył na mnie z przymrużonymi oczami, zdawać by się mogło, iż ledwo co stał o własnych siłach. Niewiele myśląc pociągnęłam go za dłoń i usadowiłam na kanapie w salonie. Jego spojrzenie ponownie spotkało to moje- zatroskane, gdy odsłoniłam materiał jego koszuli, chcąc zerknąć na źródło jego samopoczucia.
— Dziś mieliśmy zaatakować norę.—syknął.
Zmarszczyłam brwi, podwijając rękaw jego koszuli praktycznie do samego barku. Byłam przerażona widząc jak bardzo czerwone jest znamię i jak mocno pulsuje przedramię Draco.
Chłopak spojrzał w moje oczy swoimi, niemalże załzawionymi.— To dzieje się teraz.—wyszeptał.
Pogłaskałam policzek chłopaka wierzchem dłoni, a jego wzrok nie pozostawiał mi wątpliwości. Musiał teleportować się na akcje a ja nie miałam zbliżać się do lochów, nawet na centymetr dopóki blondyn nie wróci z misji.
— Dlaczego tak cierpisz?—westchnęłam.
— Wezwanie Czarnego Pana najwidoczniej jest na cito.—powiedział, zaciskając zęby.
Zniknął tak szybko, iż nawet nie zdążyłam ucałować jego malinowych ust, co robiłam przed każdą misją.
***
Draco
Cholerny ból minął tak samo prędko jak szybko znalazłem się na polu kukurydzy, niespełna dwieście metrów od nory Weasleyów. Otrzepałem materiał mojej czarnej peleryny i mocniej ścisnąłem różdżkę w prawej dłoni. Zerknąłem za ramię w przypływanie odczucia czyjeś obecności, a był to nie kto inny jak Orionis.
Chłopak, którego nie dażyłem sympatią z oczywistych względów, podczas tej akcji został przydzielony do mojego bastionu. Nie byłem z tego powodu zadowolony jednak czy miałem cholerne prawo głosu? Oczywiście, że nie. Dlatego jego obecność, tuż przy moim prawym ramieniu, nie zdziwiła mnie absolutnie.
Pozostało czekać na Notta i Zabiniego. Pomiędzy polami kukurydzy mignęli mi jeszcze inni śmierciożercy, którzy tak samo jak ja, stawili się bez zająknięcia na wezwanie Czarnego Pana. Tworzyliśmy formacje, która była staranie przygotowana podczas narady. Bastion Reticulum czyli ten dowodzony przeze mnie zajmował pozycję pierwszą, napastniczą. Dalej w postaci piramidy, rozchodziły się kolejnego dwa, trzy, i cztery bastiony o nazwie, którą przydzielił Czarny Pan.
CZYTASZ
Bound to fall in love| D. M
Fanfiction- Rodzina Malfyów to nasi przyjaciele od dawna.-usprawiedliwiła się matka.- Nie możemy oddać Cię w ręce byle kogo. - Ale Draco Malfoy to właśnie byle kto!-pisnęłam lekko zirytowana. A tricky guy who doesn't like anyone ...