43

334 16 3
                                    

Fiodor

- Nie! Nie! To niemożliwe!

Eric położył dłoń w dole moich pleców. Chciał mnie pocieszyć, ale byłem tak wkurzony, że kazałem mu się odwalić i strząsnąłem z siebie jego dłoń. Claudius także próbował mnie pocieszyć, jednak gdy zrozumiał, że mu nie odpowiem, również sobie poszedł.

Klęczałem na posadzce znajdującej się w głównym holu mojego pałacu. Z dziur w suficie wpadało światło słoneczne, które sobie ze mnie kpiło. Cormac nie bez powodu było krainą mroku. Przez większą część roku galaktycznego było tutaj ponuro. Dlatego nie rozumiałem, dlaczego w tak okropnym dla mnie dniu świeciło słońce.

Ostrożnie się podniosłem i wstałem na drżących nogach. Zatoczyłem się, ale z pomocą przybył mi Ptyś. Mój smok także wrócił z nami do Cormac. Cieszyłem się z tego, ale nie mogłem pojąć, dlaczego Neptune podjął decyzję, aby zostać w rękach sadystycznego władcy Desmondii.

Poszedłem do salonu zimowego, w którym uwielbiałem kochać się z moim księciem z Quandrum. Miałem ochotę rozwalić wszystkie meble na drobny mak, ale okazywanie gniewu w tak prowizoryczny sposób było żałosne. Dlatego padłem na kolana na podłogę i zaniosłem się szlochem. Ptyś, z racji swoich rozmiarów, nie był w stanie wejść do salonu, ale wsunął do pomieszczenia swój ogon i mnie nim otulił.

- Dlaczego, Ptysiu?! Dlaczego moje życie musi być takie popieprzone?! Czy choć odrobinę nie zasłużyłem na szczęście?!

Ptyś ocierał ogonem łzy z mojej twarzy. Doceniałem to, że ze mną był, ale chyba wolałbym zostać sam.

- Ptysiu, czy...

Nagle usłyszałem huk. Poderwałem gwałtownie głowę. Ptyś mnie puścił i zbiegł po schodach na dół, aby sprawdzić, co się stało. Nie byłem tak szybki jak on. Kiedy tylko wybiegłem z salonu zimowego, natychmiastowo zostałem przygwożdżony przez czyjeś silne ręce do ściany. Przez dłuższą chwilę byłem zamroczony. Gdy nieznajoma postać przycisnęła mnie plecami do ściany, uderzyłem w mury także tyłem głowy. Wkrótce jednak odzyskałem jasność myślenia i zakląłem głośno.

- Na bogów. Błagam, nie.

Przede mną stało kilka postaci. Widząc je, byłem pewien, że nie wyjdę z tego dnia żywo.

Najstarszy brat Neptune'a, Saturn, przyciskał mnie do ściany. Jego złociste oczy błyszczały furią. Srebrne włosy mężczyzny były roztrzepane. Na jego ciele widziałem żyły, które zdawały się chcieć przebić skórę króla Quandrum.

Za plecami Saturna zobaczyłem Mercury'ego. Księcia Quandrum, który miał ręce skrzyżowane na piersi. Patrzył na mnie z gniewem, a może i nienawiścią. Jego zawsze staranny wygląd nie był teraz tak idealny, jak zazwyczaj. Mercury miał roztrzepane włosy, a jego oczy wręcz błyszczały czerwienią.

Ostatnią przybyłą do Cormac postacią był Romeo. Był to strażnik królewskich braci z Quandrum, który przybył do ich pałacu kilka lat temu. Romeo miał prawie dwa metry i był potężnym stworem, którego ciało porastało czarne mieniące się w słońcu futro. Zamiast głowy Romeo nosił czaszkę, która przypominała taką od jelenia, czyli jednego ze stworzeń zamieszkujących planetę Ziemię. Romeo miał przerażająco czerwone oczy. Nigdy wcześniej się go nie obawiałem, ale gdy patrzyłem na niego w tej chwili, byłem absolutnie pewien, że Romeo nie miałby żadnego problemu z tym, aby mnie tutaj zabić.

- Myślałeś, że nie dowiemy się, co się stało?

Zadrżałem, słysząc pełen złości głos Saturna. Nie miałem pojęcia, skąd wiedział, co się wydarzyło. Nie było przecież takiej mocy, aby Saturn tak szybko o wszystkim się dowiedział. Może jednak go nie doceniałem.

NeptuneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz