*Pov Norman*
Zaczynałem się przebudzać przez cichszy niż zwykle dźwięk budzika. Przetarłem oczy wolną ręką, wracając do większej świadomości otoczenia. Na szybko rozejrzałem się po pomieszczeniu, aby na samym końcu zatrzymać swój wzrok na czarnowłosym, leżącym obok. Jego ramiona były ciasno oplecione wokół moich bioder, przez co miałem ograniczoną swobodność. Mimo wszystko, żadna z tych rzeczy mi nie przeszkadzała. Z tego co już wiedziałem, przyklejony do mnie chłopak nie lubił, choć bardziej trafnym określeniem byłoby, nienawidził wstawać wcześnie rano. Dlatego czym prędzej wyłączyłem wciąż ściszony alarm. Zeszłego wieczoru pomyślałem, że zmiana jego codziennego tonu dźwięku będzie dobrą decyzją ze względu na śpiącego nastolatka. Zacząłem obmyślać w jaki sposób miałbym się teraz wydostać bez obudzenia ciemnookiego. Szczerze? Męczyłem się kilka dobrych minut, a efektów brak.- Możesz się przestać wiercić? Ciężko mi spać, kiedy szamoczesz się po całym łóżku. A dodatkowo, twoje włosy łaskoczą mnie po twarzy.- słysząc znajomy głos, byłem niemało zaskoczony, że ten nie śpi.
- Um, przepraszam, że cię obudziłem, ale muszę iść do szkoły.- wyjaśniłem. Chłopak otworzył oczy, oraz uniósł głowę by na mnie spojrzeć.
- To w porządku. I tak nie spałem od jakiegoś czasu.- wytłumaczył.
- Coś się stało?
- Zły sen. Nie masz się czym przejmować. Tak się po prostu kończy zbyt duża dawka emocji jak na jeden dzień.- poinformował.- A co z tą twoją szkołą?
- Tata zauważył dosyć częste w ostatnim czasie nieobecności. Niepokoi się, a ja nie chciałbym go martwić. Zawsze myśli, że jeżeli coś takiego ma miejsce, po prostu czuję się gorzej ze względu na pamięć o Chisato.
- W takim razie...- uciął, aby zabrać ze mnie ręce i śmiało się nimi podeprzeć.- Co powiesz na wspólne śniadanie?
- Oczywiście. Tylko...
- Ja gotuję!- zawołaliśmy w jednym czasie. Było to na tyle głośne, by odpoczywająca na dywanie kotka wstała na równe nogi i zaczęła spanikowana rozglądać się po pomieszczeniu.
- Nie powierze ci swojej kuchni!- odparł czarnowłosy.- I sorki, Shizu.- zwierzę niezbyt rozumiało co tak naprawdę się dzieje, ale szczerze wątpię, żeby żywiło do niego jakąś urazę.
- Twojej kuchni? Niby od kiedy?- zapytałem rozbawiony. Nastolatek niespodziewanie przybliżył się do mnie, na tak małą odległość, że niemal stykaliśmy się nosami. Nasze oczy były utkwione w sobie nawzajem, a ja chłonąłem każdy ich najdrobniejszy szczegół.
- Tak długo jak tutaj będę, kuchnia to mój teren.- uśmiechnął się chytrze, po czym w jednej chwili zabrał swoją twarz, odsuwając się na większą odległość.- Zresztą, kto pierwszy ten rządzi.- powiedział, wstając na prędce z łóżka oraz zmierzając w stronę drzwi. Choć i tak miałem zamiar pozwolić mu na gotowanie, nie odpuściłbym takiej szansy na wygłupy. Nie będąc dłużnym, sam ruszyłem za nim. Przebiegliśmy korytarz z ciemnookim na czele, by ostatecznie skręcić i wpaść jak totalni wariaci do miejsca docelowego.- Czyli przesądzone.
- Jutro cię pokonam. Zobaczysz.- zapewniłem, z krótszym oddechem.
- Ha, ha, jasne. Z twoją kondycją...- nie dokończył tylko spojrzał na mnie kątem oka z drażniącym uśmieszkiem. Wywróciłem jedynie oczami, nie mając sił na dalsze przekomarzanie. Podczas, gdy Ray zajmował się robieniem śniadania, sam włączyłem ekspres. Następnie z braku innych lepszych jak na razie rzeczy, skupiłem się na działaniach chłopaka.- Na twoim miejscu poszedłbym się szykować, a nie obserwować co robię.
- Krępuje cię to?- uśmiechnąłem się zawadiacko.
- Nie, tylko chcę przypomnieć, że skoro idziesz do szkoły to chyba liczy się czas.- zmarszczyłem brwi, spoglądając na zegar. Faktycznie. Bez słowa pospieszyłem do pokoju, żeby się przebrać. W oddali słyszałem cichy śmiech mojego dzisiejszego kucharza. Puściłem to mimo uszu. Po chwilowej nieobecności wróciłem do kuchni, gdzie na stole czekało już na mnie jedzenie wraz z siedzącym naprzeciwko czarnowłosym. Chłopak wpatrywał się we mnie jakbym co najmniej został jakimś duchem.
- Co?- zapytałem, zabierając miejsce naprzeciw niego.
- Spodnie wizytowe i koszula? Idziesz do szkoły czy na spotkanie w korporacji?- uniósł brew.
- Ha. Ha. Po prostu ubieram się stosowanie do pełnionych przeze mnie obowiązków.
- Pff, elegancik.- czarnowłosy wziął łyk kawy, wpatrując się intensywnie w moje oczy.- Jesteś członkiem samorządu, a nie dyrektorem całej placówki.
- Wiceprzewodniczący to też bardzo ważne stanowisko.- próbowałem się bronić.
- Dalej sobie wmawiaj.- uśmiechnął się drażniąco.- Chociaż nie mogę zaprzeczyć, że nie pasuje ci taki wygląd.- specjalnie zlustrował mnie wzrokiem z góry do dołu. Choć wiedziałem, że robi to dla żartu, nie mogłem powstrzymać odczucia mrowienia na koniuszkach uszu.
- Um, Ray... Co do wczoraj...- zatrzymałem się, zastanawiając jak ująć swoje myśli.
- Możesz kontynuować.- powiedział, intensywnie wpatrując się w moje oczy.
- Więc... Zacznijmy od tego, kiedy wraca twoja mama?
- Patrząc na to, że była niedawno... Gdzieś pod koniec grudnia.- wykrzywiłem usta w grymasie. To praktycznie półtorej miesiąca. Jeśli tak... Definitywnie będę musiał wtedy porozmawiać z tatą.
- Okej, więc datowanie rozmowy nie ma na razie sensu.- stwierdziłem.- Musimy trochę przemyśleć, jak przeprowadzić tą rozmowę.
- Co masz na myśli?
- Przede wszystkim zacznijmy od tego, że aby spróbować ją w ogóle w jakikolwiek sposób rozpocząć, twojego ojczyma nie może być w domu. Jeżeli to się nie uda, definitywnie trzeba będzie wybrać inne miejsce. Odpadają miejsca publiczne ze względu na tematykę i nigdy nie wiemy jak to się potoczy do końca. Dlatego jeżeli nie będziemy mogli wymyślić czegoś w zastępstwie, ostatecznie zdecydujemy się na moje mieszkanie. Pasuje?
- Tylko w ostateczności.- odpowiedział.- Wiesz, że nie musisz się tak bardzo przykładać? Zrobiłeś dla mnie już wystarczająco dużo.
- Jednak dalej mogę więcej. Poza tym robię to bo chcę ci pomóc.
- Jesteś taki uparty co do tego celu.- wywrócił oczami, z drobnym uśmiechem.
- Bo zależy mi na nim i na tobie. Wiem jak bardzo jest ważna dla ciebie ta rozmowa. To samo tyczy się twojego podejścia. Zdaję sobie sobie sprawę, że z pewnością będzie to dla ciebie trudne. Jeżeli tylko będzie ci łatwiej... Mogę być tam z tobą.- chwyciłem jego rękę przez stół. Zacząłem pocierać jej wierzch kciukiem, by w pewien sposób okazać mu trochę otuchy. Chłopak nie odpowiedział słowami, jednak po chwili jego palce, wsunęły się pomiędzy moje, splatając się nawzajem.
- Z chęcią przyjmę ofertę.- powiedział, zaciskając uścisk naszych rąk.
- W porządku.- uśmiechnąłem się.- Iii... Chyba przyszła na mnie pora.- odparłem, spoglądając na tarcze zegarka na lewym nadgarstku.- Powinienem już wychodzić.- zacząłem wstawać z miejsca, tym samym będąc zmuszonym zabrać dłoń.- I nie waż mi się nawet robić kolejnej kawy.- ostrzegłem, mierzwiąc mu włosy.
- Norman.- wypowiedział przez zęby.- A, żebyś wiedział, że zrobię sobie nawet i cztery w zemście.- poinformował, specjalnie głośniej kładąc kubek o blat stołu. W odpowiedzi jedynie zachichotałem, natomiast chwilę później, wyszedłem z mieszkania. Jeśli moje poranki miały wyglądać teraz w ten sposób... Nie miałbym nic przeciwko.
___________________________________________
Witam, prosiaczki!
Jak tam, żyjecie ze świadomością, że jutro raczej większość z was rozpoczyna już szkołę?Muszę przyznać, że osobiście dziwnie żyje mi się z myślą, że mam jeszcze miesiąc wolnego, ale taka kolej rzeczy :'D
Myślę czy nie wrzucić jutro dwóch prac, które mam napisane już od ponad pół roku XD (zapominałam wstawiać wtedy kiedy chciałam). Ale z drugiej trochę się boję. Fandom jest w Polsce wydaje mi się, że mały, a jedna z tych prac jest... Hm, cóż, inna niż moje wszystkie książki i uważam ją za w zasadzie chyba najlepszą napisaną przeze mnie pracę. Wymagała ode mnie wielu sił, ale jestem z tej pracy mega zadowolona. Jeszcze się waham, ale możliwe, że jednak coś się jutro już pojawi (˘⌣˘ )
Miłego dnia 🤗💗
CZYTASZ
~°Połączenie°~
RomanceRobienie sobie żartów przez telefon. Popularna zabawa, z której dalej większość nie rezygnuje. Norman i jego przyjaciele postanawiają wziąć udział w całej zabawie, jednak nikt nie spodziewał się, że niewinne żarty przerodzą się w miesięczny zakład o...