59- Środki ostrożności

21 5 0
                                    

*Pov Ray*

- Norman, daj mi już spokój.- powiedziałem, czując łaskoczące uczucie przy szyi. Tak jak obiecałem wczorajszego wieczora, zajmowałem się dzisiejszym śniadaniem. A bynajmniej próbowałem, podczas, gdy jasnooki ciągle jakoś mi dokuczał. Właśnie opierał się czołem o moje ramię, wywołując łaskotki na mojej szyi swoimi włosami.- Nie mogę się przez ciebie skupić.- wymamrotałem, wyciągając rękę by pogłaskać go po głowie.- Aż tak bardzo chcesz się spóźnić do szkoły?- wiedziałem, że ten argument zadziała. Zwłaszcza od kiedy tata chłopaka zaczął przejmować się nagłymi zniknięciami czy ucieczkami syna. Nic więc dziwnego, że teraz chciał zadbać o frekwencje by go więcej nie martwić. No i, żeby jego małe kłamstewko nie zostało przejrzane. Niebieskooki mruknął coś nie wyraźnie, po czym odsunął, siadając od razu do stołu.

- Jestem taki zmęczony...- wyznał, opierając głowę na blacie.

- Ciekawe po czym.- zadrwiłem, przekładając omlet na drugą stronę.

- Sam chciałbym to wiedzieć.- odparł, uderzając czołem w stół.- Usnę na lekcjach. Myślisz, że nauczyciele będą źli?

- Pewnie cię lubią, więc wątpię. Ale twoje fanki z pewnością będą zawiedzione, że nie mogą porozmawiać ze swoim ulubionym wiceprzewodniczącym.

- Ugh... Zabije Emmę i Don'a za wspomnienie o takiej głupocie.

- Głupocie, która zwłaszcza teraz bardzo mnie interesuje.- poczułem pieczenie na uszach.- W każdym razie...

- To, że zmienisz temat, nie znaczy, że nie zauważę zarumienionych uszu.- odwróciłem się widząc ten sam co wczoraj chytry uśmieszek.

- Wiesz co? Zaraz sam będziesz sobie robił śniadanie.- wróciłem do gotowania podczas, gdy chłopak za mną zachichotał.

- Bycie zazdrosnym to nic złego.- skomentował.

- Wcale nie jestem zazdrosny.- odpowiedziałem.- Po prostu nie lubię jak obce laski z widocznymi jak na gołej dłoni zamiarami próbują sobie omotać cię wokół palca.- naprostowałem.

- I to wcale nie zazdrość.- zaśmiał się.

- Odczep się!- zawołałem, przekładając jedzenie na talerze. Nie byłem zazdrosny. Na litość boską, ja nawet nie znałem tych dziewczyn.

- Wolałbym umrzeć, niż przestać się z tobą droczy...- nie zdążył skończyć, gdy nagle leżący na blacie obok mnie telefon, zaczął dzwonić. Sięgnąłem do niego ręką, podając go białowłosemu. Po wyrazie jego twarzy, od razy stwierdziłem, że była to Emma.- Co jest? ... Tak, jest u mnie. ... Już, nie krzycz tak.- odparł. Odsunął telefon od ucha, włączając tryb głośnomówiący.- Zrobione.

- Okej! Siemka Ray!- po kuchni rozszedł się jej głośny krzyk.- Słuchajcie, co powiecie na jutrzejsze wspólne popołudnie? Wy, my, konsola Don'a i Mario Kart! Genialne, prawda?- spojrzałem na jasnowłosego z uniesionymi brwiami i sceptyczną miną. Ten w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami.

- Zależy o której. W końcu to środek tygodnia.

- Nie wiem. Pewnie jakoś wczesnym wieczorem.- odparła zdecydowanie spokojniej.- Ale skoro dopytujesz to znaczy, że się zgadzasz, tak?- niebieskooki westchnął.

- Mam wybór?- podpytał.- Niezależnie co powiem, i tak przyjdziecie.

- W zasadzie masz rację.- zaśmiała się.- Wpadniemy jutro. Widzimy się w szkole, pa!- połączenie uległo zakończeniu.

- Cała ona.- wywróciłem oczami.- Znam ją niby prawie miesiąc, a czuję jakbym prowadził naszą znajomość od lat.

- Taka już jest.- uśmiechnął się.- Nie ciężko przewidzieć jak się zachowa.- w międzyczasie chwyciłem talerze w obie ręce, po czym przełożyłem je z blatu na stół. Zająłem miejsce tuż naprzeciwko niego. Po szybkim życzeniu sobie smacznego, zaczęliśmy jeść nasze śniadanie. Początkowo po prostu siedzieliśmy w ciszy nie poruszając żadnego tematu. Bynajmniej do czasu.- A! Właśnie! Co do wczoraj.- miałem nadzieję, że nie zamierza odwołać się do naszej... Drobnej, wieczornej sesji całowania... Wciąż było to krępujące.- Naprawdę cieszę się, że po mnie przyszedłeś. Doceniam to i bardzo dziękuję. Nie zrozum mnie źle, ale... Nie chcę, żebyś dzisiaj przychodził.- powiedział stanowczo.

- Co? Dlaczego?- zapytałem skołowany. Zaprzestałem chwilowo jedzenia. Nie rozumiałem w czym leżał problem.

- Sam wiesz jak to się skończyło. Nie chcę powtórki.- wyznał, odkładając widelec na pusty już talerz.

- Nie przesadzaj. Przecież nie będzie siedział od samego rana, czekając pod twoją szkołą, aż się pojawię.

- Masz tą pewność? Dobrze wiesz, że to nieobliczalny człowiek. Zdolny w sumie do wszystkiego. Wie parę rzeczy o tobie. Wczoraj widział, że na kogoś czekałeś. Wie gdzie oraz na kogo. Wie też jak wyglądam. Nie ma szans, że umkniesz jego uwadze.- odparł niemal świdrując mnie wzrokiem.- Twoja mama niedługo wraca, więc tym bardziej mu zależy, żebyś wrócił do domu. W końcu nie będzie wiedział jak się wytłumaczyć z twojej nieobecności

- Rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć, ale nie popadajmy w panikę. Mimo wszystko nie sądzę, żeby był do tego zdolny.

- Ten człowiek dosłownie znęcał się nad tobą, a jego jedynym wytłumaczeniem byłoby gadanie, że twoja mama zostawiła go samego z dorastającym nastolatkiem i sam nie był w stanie sobie poradzić. Nie mam na myśli przez to, że masz siedzieć tutaj w mieszkaniu zamknięty na trzy spusty. Nie mam zamiaru trzymać cię jak jakieś zwierzę, tylko martwię się o ciebie. Obiecałem, że nie pozwolę więcej cię skrzywdzić, dlatego mam zamiar tego dotrzymać. No i sam po części się boję. Widok twojej osoby w cierpieniu to ostatnia rzecz jaką chciałbym zobaczyć.

- Wiem, że się martwisz, ale...- przerwał moją wypowiedź.

- Ray.- spojrzał na mnie błagalnie. Widząc ten wzrok, nie mogłem odmówić.

- Dobra.- wywróciłem niezadowolony oczami, opierając się o oparcie krzesła z założonymi na klatce rękoma.

- Wiesz, że to dla twojego dobra. Twój ojczym bardzo na ciebie wpływa. Wystarczy kilka jego słów byś przechodził załamanie. Nie chcę, żeby tak się stało.- wyjaśnił.- I zobaczysz. Kiedy tylko cię od niego uwolnimy, zbudujemy ci tak sporą pewność siebie, że już nigdy więcej w siebie nie zwątpisz.- złożył pocałunek na moim czole.- Lecę do szkoły. I pamiętaj o czym ci mówiłem.

- Tak, tak. Mam nie przychodzić.- burknąłem, podpierając się na ręce.

- Bardzo dobrze. Zobaczymy się jak wrócę. Do później.

- Ta, do później.- mruknąłem. Wiedziałem, że po prostu się martwi, jednak nie byłem dzieckiem. Nie potrzebowałem pozwoleń i nakazów. Rozumiałem, że bardzo się tym przejmuje, ale nie chcę żadnej opiekunki. Chcę wolności. To była rzecz, do której dążyłem przez cały ten czas. Wiedziałem, że Norman nie chce mnie uwięzić. To było czyste zmartwienie oraz środki zapobiegawcze, ale przecież umiem o siebie zadba... Może nie do końca, ale wiem, że mimo tylu obaw nic takiego się nie stanie. Dlatego nie zamierzam trzymać się jakiegoś tam nakazu. Jeżeli uznam, że będzie chciało mi się iść pod szkołę Normana to pójdę. Sam jestem w stanie stwierdzić, co jest dla mnie dobre. Nie potrzebuję jeszcze dodatkowej pomocy.

___________________________________________
Witam, prosiaczki!
Lekka obsówka mnie złapała. Kompletnie się rozchorowałam, a studia już pokazują się we znaki. Pełno rzeczy do roboty, nauki, czytania, a jeszcze życie prywatne, znajomi itp. Totalny zapiernicz, ale jak mówię, znajdę w tym czasie na pewno moment, aby napisać ostatnie rozdziały i wrzucać wam tygodniowo po rozdziale.

Miłej nocy 🤗💗

~°Połączenie°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz