12- Oczy niczym nocne niebo

38 4 0
                                    

*Pov Norman*
Leżałem w swoim łóżku, wpatrując w biały sufit. W nocy nie mogłem zasnąć chociaż, gdy ostatecznie udawało mi się to zrobić... Śnił mi się ten widok. Odwróciłem się szybkim ruchem, chowając twarz w poduszce. Czemu to się dzieje?! Podskoczyłem na nagłe otwarcie się drzwi.

- Norman, do cholery! Wołam cię o dobrych dziesięciu minut!- wrzasnęła.

- Emmo, nie musisz krzyczeć! Nie pali się przecież!- wypomniałem. Zamknąłem oczy z nadzieją, że da mi jeszcze chwilę spokoju.

- ... Don robi śniadanie.- trzy słowa. Trzy. A ja wystrzeliłem jak z procy. Ostatnim razem, gdy czarnoskóry wziął się za gotowanie, skończyło się spaloną firanką i akcją straży pożarnej pod jego blokiem. Wolę nie ryzykować, że powtórzy się to i w moim domu. Wbiegając do kuchni, czym prędzej rozejrzałem się, po pomieszczeniu. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że wszystko stoi na swoim miejscu, a żaden przedmiot nie uległ jakiemuś zapłonowi.

- Stary, co jest z tobą? Dobrze się czujesz?- zapytał czarnowłosy. Razem z Gildą siedzieli przy stole wpatrując się we mnie jakbym co najmniej był jakimś wariatem. W tym czasie rudowłosa przeszła tuż obok mnie, zajmując miejsce koło pozostałej dwójki.

- Emma?! Co to miało być?!

- Jesteś jedynym, który potrafi zrobić coś w kuchni.- odparła z uśmiechem.- Ja i Gilda nie tykamy się gotowania, a Don... Sam wiesz.

- Dlatego stwierdziłaś, że lepszym rozwiązaniem niż poproszenie o śniadanie, jest przyprawienie mnie niemal o zawał?

- Tak, czemu nie?- zapytała drażliwie. Przysięgam, że rzuciłbym czymś w nią, gdyby nie to, że mam pod ręką same niebezpieczne przedmioty. Westchnąłem, wchodząc w głąb pomieszczenia. Czeka mnie długi poranek.

•«♪»•

- Twój tata dzisiaj wraca?- usłyszałem pytanie od zielonookiej.

- Jak co każdą niedzielę. Nocujecie tu praktycznie co tydzień. Powinnaś już zapamiętać, że co każdy ranek wraca.- odparłem, nalewając trochę ciasta na patelnię.

- Ej, po to mam ciebie. Za każdym razem mi odpowiadasz.- powiedziała.- Swoją drogą, mówiłeś mu już, czy dalej brniesz?

- O czym mówisz?- uniosłem lekko brew w zapytaniu.

- No, o Ray'u.

- A, um... Nie, jeszcze nie mówiłem. I przez jeszcze jakiś czas nie powiem. Dopóki sprawa jest świeża, nie chce zaprzeczać.- więc... Po większym namyśle, sądzę, że mogę spróbować... Zostać twoim prz... Na samą myśl co chciał powiedzieć robiło mi się przyjemnie ciepło.- Poza tym, jeżeli zostalibyśmy przyjaciółmi, przynajmniej w połowie mógłbym mu powiedzieć.- wyjaśniłem. Wziąłem szklankę z zamiarem napicia się znajdującego się w niej soku, ale następne pytanie było niemal rozbrajające.

- Tak swoją drogą... Jak on w ogóle wygląda?- zachłysnąłem się, rozlewając połowę picia na podłogę. Don zaczął się głośno śmiać, a dziewczyny patrzyły się co ja w ogóle robię.

- Aż takie robi wrażenie czy po prostu nie wiesz?- spytała. Odłożyłem szklankę na blat. Czym prędzej zacząłem sprzątać bałagan jaki zrobiłem.

- S-Skąd miałbym wiedzieć? Tylko rozmawiamy. Bez kamerek czy czegoś.

- Na pewno? Wydajesz się spięty.- odparła krótkowłosa, poprawiając okulary. W odpowiedzi kiwnąłem jedynie głową.

- Pamiętaj, że znamy cię na tyle długo by wiedzieć wiele rzeczy.- przypomniał czarnoskóry. Puściłem to jednak mimo uszu. Skończyłem sprzątać i dalej skupiłem się na gotowaniu. Już powoli zapominałem o tamtym momencie...

Wszystko działo się tak szybko. Ekran telefonu zmienił się na obraz, przez włączenie kamerki. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Czy to wszystko na pewno nie jest jakimś snem? Czy moje oczy nie robią sobie ze mnie jakiegoś żartu. Wpatrywałem się chłonąc każdy fragment widoku w urządzeniu. Oczy ciemne niczym dzisiejsze niebo wiszące tuż nad nim. Drobne rozszerzone źrenice. Czarne, rozczochrane włosy. Każdy kosmyk układał się w inną stronę tworząc istny chaos, jednak... Przyjemny dla oczu. Spora grzywka zasłaniająca połowę twarzy, sprawiając uczucie tajemniczości. Małe, rozchylone usta ze zdziwienia. Na sam koniec, mały, biały opatrunek na widocznym policzku. Ray... Był naprawdę ładny.

- U-um... J-Ja... Muszę kończyć!- powiedział pospiesznie, rozłączając się. Ten widok zostanie w mojej pamięci na długo... Nawet aż nazbyt długo...

Przysiągłbym, że jego twarz wypaliła mi się na siatkówce! Ten przeszywający wręcz wzrok, drobne usta, ciemne włosy... To wszystko widzę z najmniejszymi szczegółami! Nagle poczułem rękę na swoim ramieniu. Odwróciłem się widząc tam swojego tatę.

- Norman, może nie jestem genialnym kucharzem, ale wydaje mi się, że właśnie ten naleśnik się pali.- spojrzałem w stronę patelni, widząc mocno podpieczone ciasto.

- Cholera!- krzyknąłem spanikowany. Nawet nie wyczułem, że coś spala się pod moim nosem.

- Wyrażaj się.- upomniał.

- Przepraszam!- pospiesznie starałem się naprawić swój błąd. Zepsuty naleśnik wylądował w koszu na śmieci, a kolejny zaczął się powoli robić. Módlmy się, że tego dopilnuje.

- Coś ty taki roztargniony? Zakochałeś się?- zachichotał, próbując mi dokuczyć.

- Chciałbyś.- mruknąłem, wywracając oczami.

- Nie narzekałbym, gdybyś sobie kogoś znalazł.- odparł udając, że wcale go to nie interesuje. Wzruszył ramionami z szerokim uśmiechem. Mężczyzna jak za każdym razem, położył rękę na mojej głowie, mierzwiąc włosy. Odwzajemniłem jego poprzedni gest. Zostawił naszą czwórkę samych. Ciche westchnienie wydało się z moich ust. Tak bardzo chciałbym móc mu powiedzieć. W późniejszym czasie skończyłem gotować, więc mogliśmy wziąć się za jedzenie.

•«♪»•

- Do jutra!- odparła rudowłosa, schodząc ze schodów i machając w moim kierunku ręką. Zrobiłem to samo, uśmiechając się lekko. Kiedy zniknęli z mojego pola widzenia, zamknąłem drzwi. Wróciłem do swojego pokoju, gdzie usiadłem przy biurku, chcąc przygotować potrzebne materiały na jutrzejsze lekcje. Cóż, nie miałem jeszcze wtedy pojęcia, że w ogóle nie będę mógł się skupić. Po głowie ciągle chodził mi pewien czarnowłosy chłopak, który nie zamierzał szybko z niej wychodzić. Jęknąłem, uderzając czołem w blat mebla. Chciałbym móc skupić się na tym co robię, ale ostatnimi czasy każdą wolną chwilę poświęciłem na jego analizie. Aż tak szybko weszło mi to w nawyk...? Naprawdę nie mogę nic z tym zrobić? Cały czas po głowie chodzą mi jego wcześniejsze słowa. Wnioskuję po nich, że ma dosyć surowego tatę. Pewnie musi być mu ciężko. Nie wiem jakim typem osoby jest akurat jego ojciec, jednak zazwyczaj tacy ludzie lubią mieć wszystko pod kontrolą. Może ten mężczyzna chce robić to aż za bardzo? Wtedy dałoby się wyjaśnić, dlaczego nie chce chodzić do szkoły. Zalicza pracę, aby ojciec był wystarczająco zadowolony. Ale czy posiadanie kogoś takiego przy sobie mogłoby doprowadzić, aż do kilku prób samobójczych? Z drugiej nie mogę tyle zakładać. Nie mam pojęcia jak silną psychikę ma Ray. Czy to mogłoby wystarczyć, aby go złamać? Czy może stało się coś gorszego? Poza tym to mogło być kilka rzeczy, które spiętnowały się ze sobą i tak na niego podziałało?

Tworzę tylko teorię, ale istnieją kontrargumenty. Skoro miałby surowego ojca, czy na spokojnie wychodził by o tak późnych porach? Albo pozwolił, aby nie chodził całkowicie do szkoły? Przecież to nie miałoby żadnego sensu. Czuję, że gdzieś w moim myśleniu znajduje się błąd, który niszczy sens całości. Tylko największy problem tkwi w tym, że totalnie nie mam pojęcia, gdzie. Gdyby tylko była możliwość, żeby go zapytać... To nie ma teraz większego znaczenia. I tak nie powiedziałby mi prawdy, bądź w ogóle się nie odezwał. Chciałbym móc coś z tym zrobić, jednak... Co konkretnie...?

~°Połączenie°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz