60- Brak kontroli

37 6 11
                                    

*Pov Ray*
Pomimo zakazu Normana, wyszedłem z domu kierując kroki w stronę jego szkoły. Wiedziałem, że kiedy tylko mnie tu zobaczy, będzie zły, jednak chcę mu udowodnić, że nic złego nie może się przecież stać. Nie tym razem. Czuję to. Dlatego też stałem już od jakiegoś czasu pod budynkiem docelowym. Czekałem tu od dobrych dziesięciu minut. Wciąż brak kogokolwiek. Wiedziałem, że obawy białowłosego są w tym wypadku niepotrzebne. Z braku zajęcia zacząłem rozglądać się po dziedzińcu przed budynkiem. Przez chwilę wpadł mi nawet pomysł, aby wejść do środka, jednak szybko z niego zrezygnowałem. Nie mam pojęcia jakimi zasadami rządzi się ta szkoła, dlatego w razie czego nie chcę robić Normanowi problemu. Pod żadnym pozorem nie chciałbym być dla niego kłopotliwy. Pozostałem, więc w tym samym miejscu, co dotychczas. Wpatrując się w budynek, nie dostrzegłem podchodzącej do mnie osoby. Dopiero, gdy ten ktoś znajdował się zaraz koło mnie, spowodował przelanie na niego mojej uwagi. W jednej chwili mój spokój został zaburzony. Powinienem był jednak słuchać Normana.

- Ray... Możemy porozmawiać?- zapytał. Byłem przerażony, nawet sparaliżowany. Naprawdę nie sądziłem, że jeszcze go spotkam. Bynajmniej nie aż do czasu przyjazdu mamy.- Proszę.- dodał. Używał delikatnego, opanowanego tonu głosu. Wyraz jego twarzy różnił się od tego codziennego. Wyrażał... Skruchę? Nie wiedziałam czy godzić się na jakąkolwiek próbę kontaktu. Jednak widząc sposób w jaki się do mnie odnosił...

- Pięć minut. Ani sekundy dłużej.- odparłem sucho. Mężczyzna wyglądał jakby co najmniej mu ulżyło.

- W porządku. Mam nadzieję, że uda mi się wszystko przekazać.- zerknął na zegarek przy nadgarstku.- Wiem, że zaczęliśmy dosyć... Nerwowo.

- "Nerwowo"? Znęcanie się nade mną, nazywasz czymś nerwowym? Serio?- ten człowiek w moich oczach był jeszcze bardziej żałosny niż sądziłem, że może być.

- Może źle to ująłem. Po prostu...

- Streszczaj się. Przestań owijać w bawełnę i przejdź od razu do sedna.- zarządziłem. Szczerze, brakowało mi chociażby najmniejszej cierpliwości do tego człowieka.

- Chciałbym zacząć od nowa. Zero agresji i krzyku. Sama rozmowa. Równy podział obowiązków. Co zechcesz. Tylko wróć do domu.

- Bo mama wraca? Daruj sobie tę całą grę. Chcesz, żebym wrócił ze strachu przed konsekwencjami.

- Wcale nie! Przysięgam! Źle to odbierasz.- próbował przekonywać.

- Jesteś ostatnią osobą, której zaufał bym na słowo.- powiedziałem bez ogródek.

- Słuchaj, zdaję sobie sprawę jak bardzo zepsułem i jak sporym byłem chujem, ale każdy z nas popełnia błędy. Proszę, zastanów się nad tym. Nawet jeżeli nie chcesz tego zrobić dla siebie, to pomyśl o Izabelli. Co zrobi, gdy dowie się gdzie jesteś? Zmartwi. Zastanów się czy chcemy jej to robić. Nie byłoby lepiej dojść do jakiegoś kompromisu?- zwinąłem dłonie w pięści. Jakich głupot by nie gadał... W jednej sprawie ma rację. Nie ważne co by się nie działo... Mama nie może się dowiedzieć o szczegółach. To by ją zraniło. Wątpię, żeby wytrzymała to wszystko. Już i tak wystarczająco wahałem się czy na pewno chcę o tym mówić. Norman uważa, że powinienem. Moje dotychczasowe decyzję były spowodowane głównie jego względem. Do tej pory nie zastanawiałem się czy ja sam chciałbym i byłbym w stanie coś zrobić. Po prostu... Zaufałem mu na ślepo. Więc... To chyba dobrze. Tak działa... Szczere zaufanie. W takim razie, propozycja ojczyma jest dla mnie dobra. Ja... Wiem, jaką opcję powinienem podjąć.

Nagle poczułem obejmujące ramię. Osoba mocno przycisnęła mnie do siebie, nie zdejmując choćby na chwilę ręki. Uniosłem trochę wyżej głowę by napotkać widocznie złego Normana. Z pełną wściekłością wgapiał się w mężczyznę przed nami.

- Czego chcesz?- warknął.- Zapomniałeś jeszcze czegoś zrobić, więc wróciłeś? Chyba wczoraj wyraźnie daliśmy znać, żebyś więcej się nie pokazywał.

- Ależ spokojnie. Przyszedłem tylko porozmawiać.- wyjaśnił.

- Szczerze, nie obchodzi mnie to.- odparł niemal natychmiast. Jego złość była widoczna jak na tacy. Choć białowłosy należał do osób łatwo panujących nad swoimi emocjami, położyłem uspokajająco dłoń na jego ramieniu.

- Nic mi nie zrobił. Tylko rozmawialiśmy. Przysięgam.- chłopak po tych słowach jedynie szybko rzucił okiem w moim kierunku.

- W każdym razie, co powiesz na moją ofertę, Ray? Czyż nie jest dobra, a przede wszystkim korzystna dla naszej dwójki?-  normalnie poczuł bym wywierającą presję. W zasadzie tak jak za każdym razem. Jednak nie tym. Nie byłem już taki głupi.

- Doceniam, że próbujesz coś zrobić z całym tym gównem, ale zdecydowanie jest już na to za późno. Miałeś szansę dobre sześć lat temu i pozostawiłeś jej nie wykorzystać. Teraz możesz jedynie czekać w mieszkaniu na nieuniknione. Daj mi spokój i nie przychodź więcej. Jedynie poniżasz się za każdym razem stojąc tu i czekając aż się pojawię. Nie jestem tym samym nastolatkiem, którego masz ciągle w głowie. Zmądrzałem oraz postanowiłem zacząć walczyć o siebie. Dlatego nie dam się więcej zmanipulować. Myślisz, że nie widzę co właśnie próbujesz zrobić? Nakłonić do powrotu, obiecać coś czego nie masz zamiaru dotrzymać, a następnie dalej na nas żerować. Mówię ci nie. Nie zgadzam się na każdą twoją prośbę czy zdanie. Nie ważne czy będziesz się wydzierać albo mówić spokojnym tonem. Nie dam się nabrać na nic więcej.- odpowiedziałem, wpatrując w niedowierzanie rosnące na twarzy dorosłego.

- To... To ten dzieciak!- wrzasnął.- Ma na ciebie zły wpływ!- wykrzykiwał.

- O tym mówię. Nigdy się nie zmienisz. Zresztą, nie masz racji, a język mimo to dalej nie pomoże. To samo odgrażanie. Daj nam odejść.

- Nie rób bzdur! Powinieneś ze mną wrócić!

- Bzdurą, byłby powrót. Panikujesz, bo twoja kontrola nade mną nie jest już taka sama. Tracisz panowanie i nie masz pojęcia co zrobić. Więc próbujesz uwięzić mnie przy sobie, myśląc, że to odpowiednie rozwiązanie, ale wiesz co? Jesteś w błędzie. Nic nie zmusi mnie bym był ci posłuszny. Zmieniłem się i nie mam zamiaru zostawić tego wszystkiego w ten sam sposób.- chwyciłem rękę Normana, zdejmując ją z siebie, by powoli odejść ciągnąć go za sobą.- A o mamę się nie martw. Zdecydowanie zajmę się nią jak najlepiej.- Uśmiechnąłem się do mężczyzny nim na dobre spojrzałem przed siebie.

- I tak się jeszcze zobaczymy!- krzyknął, jednak całkowicie się tym nie przyjąłem. Choć przez cały ten czas zgrywałem odważnego, dopiero teraz mogłem odetchnąć z ulgą. Chociaż nie zauważyłem kiedy aż tak się spiąłem. Tak samo jak nie dostrzegłem, czekającej na nas grupki, która ciągnęła się za nami jak najciszej. Chyba nie wiedzieli co wypadało by w takiej sytuacji powiedzieć. Ale spokojnie. Ja też nie.

___________________________________________
Witam, prosiaczki!
Skleroza nie boli... Ale studiowanie psychologii tak. Fakt, że nie studiuję na co dzień, a od środy to jedna sprawa, ale wiecie... Ładni chłopcy w grupie potrafią w głowie namieszać (mam rozwalonego paznokcia moi drodzy). Prezentacja już do przygotowania jedna za mną, różne ekscesy na na dworcu w Poznaniu również już mi się przytrafiły, więc potwierdzam, że "Poznań miasto doznań" XDDDD
I znalazłam swoją małą grupkę znajomych, przy których czuję się tak, jak przy tych w swoim rodzinnym miejscu, także od razu jest mi tam lżej.

A jak u was po prawie drugim miesiącu szkoły?
Jak się ogólnie czujecie? Albo, jak tam wrażenia po rozdziale ^^?

Miłej nocy, widzimy się w weekend 🤗💗

~°Połączenie°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz