*Pov Norman*
Rozmowa z tamtym chłopakiem przedłużyła się o dobre dwie godziny. Było już po północy kiedy zaczęliśmy się żegnać.- Jak wrócisz do domu masz coś zjeść. I od razu kładź się spać. No i nie zapomnij zapisać mojego numeru.
- Powtarzasz to już od kilku minut.
- Bo nie chcę, żebyś zapomniał. Naprawdę mi na tym zależy.
- Nie rozumiem dlaczego, ale okej. W każdym razie... Zrobię to, więc przestań.
- Dobrze, ale jak wstaniesz...- przerwał mi.
- Mam dać znać, tak wiem.- westchnąłem. Oby było tak jak mówi...
- Do jutra.
- Ta... Do jutra.- połączenie praktycznie natychmiastowo się zakończyło. Zabrałem telefon od ucha. Odetchnąłem, opierając się o barierki balkonu. Spoglądałem na lewo na widoczny chodnik. Pomyśleć, że z podobnej wysokości chciał skoczyć... Że ona... Wzmocniłem uścisk na barierkach, po czym dalej je trzymając, kucnąłem. Gdzieś w pewnym momencie słyszałem jak ktoś otwiera drzwi balkonowe.
- Norman...?- odwróciłem głowę w tamtą stronę.- Wszystko w porządku?
- Niby tak niby nie.- wstałem i razem z rudowłosą dziewczyną dołączyliśmy do pozostałej dwójki.- Dobrze jest, bo... Udało mi się go powstrzymać przed próbą. I przepraszam, że tak długo mnie przy was nie było...
- Spokojnie. Wiemy jak bardzo to dla ciebie ważne. Nie masz za co przepraszać.- odparła z uśmiechem Gilda. Odwzajemniłem lekko gest.
- A druga rzecz... Mam miesiąc, by pokazać mu, że warto żyć.
- Co?
- To co powiedziałem. Mam cały miesiąc by zachęcić go do życia.
- A... Jeżeli ci się nie uda?- zapytał niepewnie Don.
- Obiecałem, że dam mu spokój, a on będzie mógł ze sobą... Sko... Skoń...- poczułem jak w oczach zaczynają zbierać mi się lekkie łzy. Od razu przetarłem je ręką i starałem się nie myśleć o tym co było.- Ja... Muszę to zrobić. Muszę mu pomóc.
- Rozumiemy cię. Pamiętaj, że gdybyś potrzebował pomocy, damy ci ją od razu. Postaramy się zrobić co tylko będzie możliwe, by utrzymać go przy życiu!- powiedziała zdeterminowana zielonooka.
- Dziękuję.- uniosłem lekko kąciki ust.- Myślę, że powinniśmy już iść spać. Za dużo wrażeń jak na dziś.
- Racja.- przyznała mi rację szarooka, poprawiając lekko okulary. Wszyscy udaliśmy się do mojego pokoju, gdzie już wcześniej zostały rozstawione materace do spania. Po szybkim ogarnięciu każdy ułożył się na swoim miejscu, gdzie po jakimś czasie zasnął. Zaraz... Zasnął? Nie. Ja nie byłem w stanie. Gdy tylko zamykałem oczy znowu widziałem te okropne widoki. Koszmary wracają... Czuję się jakby wypadek był dopiero wczoraj. Nie chcę tego ponownie widzieć. Nie chcę!
Przewróciłem się na drugi bok. Chwyciłem telefon leżący na szafce nocnej. Włączyłem go, a moje oczy oślepiło światło ekranu. Dopiero po chwili się do niego przyzwyczaiłem. Spojrzałem na godzinę. Zbliżała się już trzecia w nocy. Od prawie trzech godzin nie mogę zasnąć. Przeniosłem się do pozycji siedzącej. Po cichu wstałem ze swojego miejsca i wyszedłem z pokoju, kierując się od razu do kuchni. Wyciągnąłem szklankę oraz nalałem do niej trochę wody. Usiadłem przy stole, opierając się czołem o rękę.
Rozważałem czy nie wziąć tabletek usypiających. Już wcześniej miałem problemy ze snem, a po wypadku zaczęły nawiedzać mnie częste koszmary. Doprowadziło mnie to do tego stopnia, że bałem się chodzić spać. Rozważaliśmy z tatą opcję leków na bezsenność i od momentu, w którym zacząłem je brać było trochę lepiej. Przynajmniej nie wyglądałem codziennie jak zombie. Z czasem przestałem je brać, bo wszystko zaczęło się uspokajać, a po kilku wizytach u psychologa przyswoiłem swoją obecną sytuację. Ale teraz? Czy to znowu się zaczyna? Ja nie chcę. Ja naprawdę nie chcę. Zamknąłem na moment oczy, po czym upiłem łyk przezroczystej cieczy ze szklanki. Wziąłem ponownie telefon do ręki. Wszedłem w zapisane kontakty i wpatrywałem w ten jeden wyjątkowy. Ciekawe czy naprawdę ma zamiar się odezwać... Wcisnąłem ikonkę wiadomości. Powinienem do niego pisać? W końcu jest późna godzina...
CZYTASZ
~°Połączenie°~
RomansaRobienie sobie żartów przez telefon. Popularna zabawa, z której dalej większość nie rezygnuje. Norman i jego przyjaciele postanawiają wziąć udział w całej zabawie, jednak nikt nie spodziewał się, że niewinne żarty przerodzą się w miesięczny zakład o...