*Pov Ray*
- Skoro tak ci tu źle to spierdalaj! Jesteś takim pierdolonym utrapieniem. Możesz wyjść. Droga wolna. Wrócisz prędzej czy później. Nikt nie chciałby takiego odrzutka, więc nie mam się co przejmować. Zresztą, mam w to już wyjebane. Możesz sobie zdechnąć. To wina Izabelli, że zostawiła mnie z tak emocjonalnie nieogarniętym nastolatkiem.- tak bardzo chciałbym wierzyć, że się przesłyszałem... Jednak rzeczywistość była inna. Wiedziałem od samego początku z jakim dupkiem przyszło mi mieszkać. Nie sądziłem, jednak, że po tych wszystkich działaniach i ograniczeniach, ostatecznie całkowicie każe mi po prostu umrzeć. Myślałem, że próbuje się jakoś zgrywać tylko ze względu na moją matkę, ale.. On też ma ją gdzieś. Od początku. Znaczyliśmy w jego życiu tyle co nic. Wykorzystuje i żeruje na nas, a ostatecznie nic z tego nie ma. I pomyśleć, że właśnie przez niego... Próbowałem się zabić. Trzy razy. Ja... Nie miałbym szansy poznać Normana. Jego przyjaciół. Spędzić razem chwil. Tak naprawdę myślałem, że to jedyna droga pomocy. Dlaczego musiałem się tak mylić..? Dlaczego tak bardzo upierałem się w zaparte, że nie potrzebuję pomocy? Kurwa. Jestem takim cholernym idiotą. Ścisnąłem dłonie w pięści, zagryzając wargę.
- Ray? Wszystko w porządku?- nagle ocknąłem się z wspomnień. Uniosłem głowę znad wciąż sinych śladów na nadgarstkach, chowając je bardziej w rękawach koszuli. Wtedy dostrzegłem zmartwiony wzrok Normana, który po nawiązaniu kontaktu wzrokowego usiadł obok. Kiwnąłem głową, chcąc potwierdzić swoje słowa. Nie wydawał się jakoś mocno w nie wierzyć.
- Jest okej.- doprecyzowałem, kładąc uspokajająco dłoń na jego kolanie.- Naprawdę.- po części byłem zaskoczony swoim działaniem. Nigdy nie miałem większej możliwości by samemu rozpocząć jakiś kontakt fizyczny. Ostatecznie cały tydzień raz na dwa miesiące. "Ojciec" niezbyt był chętny do takich rzeczy, więc nie miałem jak spróbować czy dostać tego dotyku. Po wszystkim co mi zrobił, myślałem, że prędzej będę się brzydzić takich rzeczy niżeli skrycie ich pragnął. Nie raz chciałbym coś zrobić, ale nie wiedziałem czy byłoby to na miejscu. Zresztą, o czym ja w tej chwili myślę? Dobrze wiem, że, gdybym tylko chciał, mógłbym... Pokręciłem głową. Nie, nie, nie. Przestań. Białowłosy uśmiechnął się ciepło, sięgając po dwa przedmioty. Bez słowa chwycił za mój podbródek, unosząc tym moją twarz. Patrzyliśmy się centralnie naprzeciw siebie, gdy niebieskooki zaczął się przybliżać. Serce przyspieszyło swój rytm, a ja nie wiedziałem czego się spodziewać, kiedy to skierował lekko moją twarz na bok.
- Losowaliśmy wcześniej numery, więc nie odpowiadam za to.- powiedział, zamaczając podłużny przedmiot w czarnej farbie. Przyłożył go do mojej szyi, powoli przejeżdżając miękkimi włosami pędzla po skórze. Skrzywiłem się, czując łaskoczące uczucie, przez co chłopak zaprzestał.- Czyżby ktoś tu miał wrażliwą szyję?- uniósł brew z figlarnym uśmiechem.
- Wcale nie.- odparłem mimo wszystko speszony. Usłyszałem w odpowiedzi tylko melodyjny chichot oraz ponownie, śmieszne uczucie. Musiałem jakoś odwrócić swoją uwagę, więc chcąc czy nie, znowu zagłębiłem się w nie aż tak odległe wspomnienia.
- Przestań w końcu mówić mi co mam robić! Dobrze wiem, co jest dla mnie dobre, a w szczególności to JA decyduję o tym czy powinienem żyć. Sam rządzę swoim losem. I wiesz co?! Ja chcę...!- nagle położyłem ręce na głowie i czym prędzej się schyliłem przed lecącą w moją stronę butelką. Gdyby nie mój szybki unik, spodziewam się, że skończył bym z kolejnymi obrażeniami. Spojrzałem przerażony w kierunku swojego pożal się Boże "ojca". Stał tam, wywiercając we mnie chyba setną dziurę wzrokiem pełnym wściekłości. Jakoś wtedy wszystkie słowa ugrzęzły mi w gardle. Nie mogłem nic zrobić poza staniem w jednym miejscu. Strach obezwładnił całym moim ciałem, a ja nie byłem w stanie powstrzymać trzęsących się kończyn. Mężczyzna powoli zaczął do mnie podchodzić. Muszę coś zrobić, ale... Ale nie mogę! Pomimo słabego oświetlenia, dostrzegłem jak jego ręka zwija się w pięść. Nagle szybkim ruchem skierował ją w moim kierunku. Jak najszybciej się dało, odskoczyłem na bok. Zaraz po tym, widząc efekty uderzenia na pobliskiej ścianie, byłem przerażony bardziej niż kiedykolwiek. Tynk z łatwością odleciał ze swojego miejsca, a w jego miejscu pojawiła się drobna dziura. Myśl, że, gdybym nie nauczył się w ciągu poprzednich lat szybkiego reagowania, oberwałbym prosto w twarz, wcale nie była pomocna. Widziałem przed oczami jakbym dosłownie dostawał i centralnie wpadał na ową ścianę. Wykorzystując moment jego nieuwagi, starałem się wybiec z mieszkania. Tak bardzo się myliłem, że uda się to bez większego problemu. Poczułem ostry uścisk na nadgarstku. Coraz bardziej się zacieśniał, co sprawiało mi większy ból. Nie mogłem się powstrzymać od cichego syknięcia. Zaczęliśmy się szarpać, jednak ten nie dawał za wygraną.
CZYTASZ
~°Połączenie°~
Roman d'amourRobienie sobie żartów przez telefon. Popularna zabawa, z której dalej większość nie rezygnuje. Norman i jego przyjaciele postanawiają wziąć udział w całej zabawie, jednak nikt nie spodziewał się, że niewinne żarty przerodzą się w miesięczny zakład o...