*Pov Norman*
Wczorajszy dzień zdecydowanie należał do jednego z najlepszych jakie mogłem przeżyć. Świadomość, że Ray faktycznie dobrze się bawił, przyprawiała mnie o dziwne uczucie. Nie umiałem go szczerze wyjaśnić, ale byłem szczęśliwy, że chłopak poznał moich przyjaciół. Poza tym sposób w jaki pomogli poczuć mu się komfortowo... Naprawdę nie wiem co bym bez nich zrobił.Poznany równo już trzy tygodnie temu nastolatek poinformował mnie, że poznanie jego mamy nie nastąpi w najbliższym czasie. Nie chciał mi niczego wyjaśnić. Przynajmniej przez telefon. Obiecał, że na następnym spotkaniu wszystko mi wytłumaczy. Miałem nadzieję, że nie jest to w żaden sposób powiązane z jego niepokojącą sytuacją. W końcu... Nie mam pojęcia jak wygląda relacja Pani Isabelli z jej partnerem. Skoro w stosunku do Ray'a nie jest zbyt przyjazny, może również z nią? Nie, nie, nie. Nie mogę przecież obwiniać najprawdopodobniej całkowicie niewinnego człowieka. Przynajmniej dopóki nie poznam więcej szczegółów.
- Norman? Dobrze się czujesz? Wydajesz się zdekoncentrowany.- zapytał. Z racji, że wypad z niedoszłym samobójcą jak i jego rodzicielką nie wypalił oraz mój kontakt z tatą był ostatnimi czasy ograniczony, wyszliśmy wspólnie na miasto zjeść obiad.
- Wszystko jest porządku.- zapewniłem, unosząc lekko kąciki ust do góry.
- Powiedzmy, że ci uwierzę.- odparł podejrzliwie.- Jak tam wasz wczorajszy wypad na kręgle?- rozpoczął nowy temat.
- Bardzo dobrze.- odpowiedziałem.
- Co tym razem wywinęła Emma?- widocznie nie tylko my znaliśmy ją tak dobrze, by wiedzieć, że musiała coś zrobić.
- Rzuciła kulę z naszego toru do sąsiadów. Zrobiła strike'a.- zachichotałem na wspomnienie wczorajszego rzutu. Mężczyzna przede mną również się zaśmiał.
- Naprawdę zrobi sobie kiedyś krzywdę.- skomentował, kładąc dłoń na czole.- Byliście gdzieś jeszcze?
- Nie, bo zdecydowanie nam się przedłużyło.- wyjaśniłem, biorąc do ust widelec załadowany nitkami makaronu.- Co prawda nikt nie mógł tego przewidzieć.- przez chwilę siedzieliśmy w całkowitej ciszy, jedząc nasze posiłki.
- A powiedz... Dalej masz problemy ze snem?- podpytał.- Jak mam być szczery, przestraszyłem się, gdy wspomniałeś o nawracających się koszmarach.- przez moment nie miałem pojęcia o czym on w ogóle mówił. Wszystko wróciło niczym bumerang, uderzając w świadomość. No tak. Użyłem tego jako kłamstwa, żeby nic nie wyszło na jaw. Cholera.
- Nie mam. Przepraszam, że cię zmartwiłem.
- To nic. Ważne, że nic się znowu nie dzieje. A! Właśnie. Co z tym twoim hipotetycznym pytaniem?
- Uspokoiło się, więc...- zatrzymałem się, zdając sprawę z dużej pomyłki.- Znaczy, to już nic takiego. Obejrzałam wtedy w tygodniu serial i zastanawiałem się jak inni zareagowaliby, gdyby byli w takiej sytuacji.- wyjaśniłem. To... Była najgłupsza wymówka jaką kiedykolwiek mogłem wymyślić.
- Ah, tak? Wiesz... Coś mi tu...- nagle poczułem wibracje w kieszeni. Nie zwracając uwagi, wyciągnąłem urządzenie, spoglądając na wyświetlacz.
- Zaraz dokończymy. Muszę odebrać.- powiedziałem równocześnie odsuwając krzesło i odchodząc od stołu. Naprawdę lepszego czasu nie mógł znaleźć. Chyba mu nawet za to podziękuję. Kiedy znalazłem się w bezpiecznej odległości od stolików, odebrałem wciąż przychodzące połączenie.- Halo?
- Cześć. Robisz coś ważnego?- nie byłem do końca pewny, ale jego głos... Wydawał się drżeć.
- Powiedzmy, że nie. Coś się stało?- odpowiedziałem.
- Nie no. Jest okej. Dzwonię tak "o". Jak zajmujesz się czymś ważnym...
- Gdzie jesteś?- zapytałem bez ogródek tym samym przerywając mu wypowiedź.- Słyszę, że coś się dzieje.- w odpowiedzi usłyszałem westchnięcie.
- Masz jakiś detektor czy coś?- mruknął.- Kojarzysz ten plac niedaleko galerii?
- Tak. Jestem niedaleko, więc za jakieś piętnaście jak... Nie, w sumie dziesięć minut będę na miejscu.- poinformowałem.- Nie znikaj tylko stamtąd.- zakończyłem połączenie, wracając czym prędzej do stołu. Nie przejmując się obserwującym mnie tatą, zacząłem zakładać swój płaszcz.
- Norman..?
- Przepraszam. To bardzo ważne. Muszę jak najszybciej coś zrobić. Wyjaśnię wszystko później. Jeszcze raz przepraszam.- oparłem na szybko, wychodząc z budynku. Starałem się jak tylko mogłem by szybko dotrzeć na miejsce, w którym rzekomo znajdował się chłopak. Im bliżej wymienionego wcześniej placu byłem, tym lepiej zauważyłem samotną, ubraną całkowicie na ciemno postać. Siedziała na jednej z huśtawek podwieszanych na dwóch, srebrnych łańcuchach. Dłonie trzymał zaciśnięte właśnie na nich, a głowę spuszczoną, wpatrując się w wyciągnięte do przodu stopy. Bez słowa wszedłem na teren placu, podchodząc bliżej niego. Usiadłem tuż obok na drugiej huśtawce. Ręce położyłem złożone między swoimi udami, patrząc w zachmurzone niebo. Chyba będzie padać. Siedzieliśmy przez jakiś czas w głębokiej ciszy. Nie chciałem w żadnym stopniu na niego naciskać. Wywoływanie presji w jego przypadku nie byłoby dobrym posunięciem.
- Po co przyszedłeś..?- było pierwszym co wyszło z jego ust.
- Bo tego potrzebujesz.- odpowiedziałem.
- Wcale tego nie powiedziałem.- zaprzeczył marszcząc lekko brwi.
- Może nie na głos. Poza tym... Coś się stało. Sam to powiedziałeś.- wyjaśniłem.- Chcesz spróbować o tym pogadać czy..?- nie chcąc kończyć tego zdania, spojrzałem na niego z nadzieją, że sam to zrobi, bądź kontynuuje temat.
- Spotkanie z moją mamą się nie odbędzie, bo...- westchnął.- Wyjechała. Ponoć coś pilnego w pracy i nie są sobie w stanie poradzić bez niej. Przynajmniej tak mi dzisiaj powiedziała. Wczoraj jak wróciłem już jej nie było.- słyszałem autentyczny ból w wypowiadanych słowach. Chociaż pewnie by tego nie przyznał, poczuł się okropnie. Całe dwa miesiące czekał na jej przyjazd, po czym wróciła szybciej. Zdecydowania zbyt wcześnie.- Mówiła, że pogada z szefostwem by wrócić wcześniej niż normalnie, ale przestaje już w to wierzyć.
- Hej... Nie możesz tak po prostu stracić w to wiary.
- Właśnie, że mogę. To nie jest pierwsza taka sytuacja, więc chyba mam prawo czuć się zawiedziony, co?- zapytał unosząc twarz z gniewnym wyrazem. Czy właśnie używał złości by ukryć swój żal? Nagle wtedy złagodniał, uświadamiając sobie ostatnią część zdania, mówiącą o jego samopoczuciu. Uderzył się lekko w czoło wydając znany raczej dźwięk.- Zapomnij.- nie mogąc na to patrzeć, wstałem z miejsca, stając tuż przed nim. Obserwował mnie, nie odrywając chociażby wzroku. Chwyciłem jego rękę, zmuszając by wstał, a gdy tylko stanął naprzeciw mnie, mocno objąłem. Czy mu się to podobało czy nie. Wiem, że teraz tego potrzebuje. Jest uparty i nie ważne jak bardzo moje słowa byłyby nasiąknięte emocjami, nie ważne jakich bym słów użył... Nic nie przetłumaczy mu bardziej niż uścisk pełen prawdziwych uczuć. Ten, który jest w stanie przekazać jak bardzo pragnę go wspierać.
Z początkowym wahaniem chłopak odwzajemnił mój gest, kładąc ręce na moich plecach. Schował twarz bardziej w zagłębieniu mojej szyi, unikając tym spojrzenia mi w oczy. Staliśmy tak jakiś czas. Mógłbym to robić godzinami, gdyby tylko tego potrzebował. Nie mógłbym go zostawić w takim stanie, wiedząc jak bardzo była dla niego ważna matka. Dlatego zostałem z nim do późnego wieczora. Wracając do domu po dwudziestej trzeciej, gdy mój tata już spał...
CZYTASZ
~°Połączenie°~
RomanceRobienie sobie żartów przez telefon. Popularna zabawa, z której dalej większość nie rezygnuje. Norman i jego przyjaciele postanawiają wziąć udział w całej zabawie, jednak nikt nie spodziewał się, że niewinne żarty przerodzą się w miesięczny zakład o...