1- Telefon

61 6 0
                                    

*Pov Norman*
Już od długich lat robienie żartów nieznanym ludziom przez telefon było jedną z pierwszych zabaw na imprezach czy nocowaniach. Zawsze było wtedy sporo śmiechu, gdy anonim po drugiej stronie słuchawki ewidentnie był skołowany zrobionym dowcipem. Gra może i na poziomie podstawówki, ale z biegiem czasu dalej nie zniknęła z pierwszych opcji do wyboru na wszelakich formach rozrywki.

Tym razem, moi znajomi i ja postanowiliśmy również spróbować owej "zabawy". Gdy byliśmy młodsi zdarzało nam się już spróbować lekki posmak całej gry, jednak wiadomo... Teraz w końcu większość ma siedemnaście lat, a pomysłów w głowie jest dwa, może i nawet trzy razy więcej! Początkowo wszystko działo się po naszej myśli. Fakt, że niektórzy nie odbierali ze względu na niekorzystną porę, ale nic dziwnego. Zabawa toczyła się już po ciszy nocnej.

W końcu zaczynało się nam nudzić i chcieliśmy zakończyć grę. Stwierdziliśmy, że "jeszcze jeden telefon nikomu nie zaszkodzi"... Nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś faktycznie może być o to jedno połączenie za dużo.

- Hm... To może 070 ××× ×××?- zaproponowała rudowłosa, przekręcając się z pleców na brzuch na łóżku.

- Ale to już będzie ostatni!- wybłagał czarnoskóry.

- No dobra, a potem butelka!- wyszczerzyła się, opierając o dłonie. Wystukałem na klawiaturze wcześniejszy powiedziany losowo numer. Cała trójka będąca ze mną w pokoju, wpatrywała się w jasno podświetlony wyświetlacz. Co jakiś czas słyszeliśmy krótki sygnał, dający znać, że dane połączenie jest przekierowywane.

- Chyba nie ma sensu. Nikt nie odbiera. Rozłączcie się.- stwierdziła krótkowłosa. Kiwnąłem głową. Wziąłem urządzenie do ręki. Kiedy już chciałem przycisnąć okrągły, czerwony przycisk, pod numerem zaczęły pojawiać się cyfry dające znać o długości tego połączenia. Byliśmy gotowi rozpocząć typowy dla nas "teatrzyk", aż nie usłyszeliśmy głosu po drugiej stronie.

- Halo...? Kim jesteś i dlaczego do mnie dzwonisz?- ten głos... Osoba, do której się dodzwoniliśmy nie brzmiała, jakbyśmy wybudzili ją z długotrwałego snu. Raczej jakby całkowicie go jej brakowało. Sam głos w sobie był dosyć spokojny, ale w niektórych momentach trochę się załamywał. W każdym razie nie brzmiało to jakoś dobrze. Popatrzyliśmy wszyscy po sobie. Czy wypadało by teraz zacząć sobie żartować? Po szybkim wymienieniu się spojrzeniami, postanowiłem się odezwać.

- Um, jestem Norman...- zacząłem. Jak teraz mam mu wyjaśnić, że dzwonię tylko dlatego, że losowo wybrałem jego numer z przyjaciółmi "dla zabawy"?

- Więc Normanie... Chcesz zrobić na mnie jakiś żart? Czy może jesteś kimś z mojego otoczenia i chcesz mi coś jeszcze dowalić? Wiedz, że jeżeli to drugie to nie musisz niczego robić. O ile pójdzie zgodnie z planem za moment mnie tu nie będzie. Więc daj mi spokój i nie dzwoń więcej. Albo nie ważne. Rób co chcesz. Moje zdanie i tak się nie liczy, a numer już za chwilę stanie się nieosiągalny.- byłem z jednej strony zaskoczony szczerością tego chłopaka. Z drugiej przekazem jego słów. Bez problemu dało się wywnioskować, że aktualnie chciał coś sobie zrobić. Atmosfera w pokoju zgęstniała, a my nie byliśmy tak naprawdę pewni co w takim razie powinniśmy zrobić. Zerwałem się na równe nogi, wyłączając przy tym tryb głośnomówiący. Wyszedłem na balkon, gdzie było o wiele ciszej i przyłożyłem telefon do ucha.

- Czy... Wszystko u ciebie w porządku?- odważyłem się zadać pytanie, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Głucha cisza. W tle jedynie słyszałem lekki powiew wiatru i stłumione dźwięki przejeżdżających samochodów.- Gdzie jesteś?- kolejne pytanie wyrwało się z moich ust. Oparłem się rękami o barierki balkonu.

- A czy to w ogóle ważne? I tak byś tu nie przyszedł.

- Dlaczego tak sądzisz?- ale czy faktycznie byłbym w stanie wyjść i pójść do niego? Za cenę czyjegoś życia? Zdecydowanie tak. Jestem.

- Nawet się nie znamy. Równie dobrze mogłeś zadzwonić do mnie przez przypadek myląc numer. Czemu miałbyś tu przyjść? Co sądzisz, że byś osiągnął? Nie masz też pojęcia w jakiej sytuacji się znajduję. Jesteśmy dla siebie obcy.

- Masz rację. Nie mam pojęcia kim jesteś. Ale nigdy nie jest za późno by to zmienić.- mimo, że nie był w stanie mnie zobaczyć, na moją twarz wskoczył mały uśmiech.

- "Nie jest za późno"? Śmiechu warte. Nie uważasz, że to zabawne mówić coś takiego do przyszłego samobójcy?- prychnął.

- Słuchaj, może mogę ci jakoś pomóc...

- To nie możliwe.- przerwał.- Mi... Już się nie da pomóc. Ponadto dlaczego miałbyś niszczyć sobie życie i próbować zrobić coś takiego? Jesteś jednym z tych ludzi co czują przymusową wręcz chęć niesienia innym pomocy?

- Cóż... Nie określił bym się takim typem, ale skoro tak to nazwałeś to nie mogę zaprzeczyć.

- I może mi powiesz, że latasz tak za każdą osobą, która próbuje się zabić?

- Ja...- obiecałem jej. Obiecałem, że pomogę każdemu komu tylko będę mógł.- Słuchaj, um... Jak Ci na imię?- przez moment się nie odzywał.

- Ray.

- A więc Ray, faktycznie... Nie znam powodu, dla którego chcesz sobie coś zrobić, jak i tym bardziej twoich problemów. Ale czy naprawdę chcesz umrzeć...? Przecież w życiu jest wiele rzeczy, dla których warto...

- Tak, chcę umrzeć. Myślisz, że nie zastanawiałem się nad tym kilka razy? Jaki mam cel w życiu? Czy jest to warte? Nie podjąłbym bezsensownej decyzji. Wyobraź sobie, że na każde z zadanych sobie pytań odpowiedź brzmiała tak samo "Nic mi nie zostało. Nie chcę żyć." Życie nie jest dla wszystkich tak samo sprawiedliwe. Jedni cieszą się tym co mają, a drudzy w ramach tego cierpią. Ale skąd miałbyś o tym wiedzieć... Nie sądzę, żebyś zaliczał się do tej drugiej grupy.

- ... Nie powinieneś zakładać z góry, że wszystko wiesz.- odparłem stanowczym tonem.

- Nic takiego nie robię. Powiedziałem "nie sądzę", a nie, że "nie jest to możliwe". Eh... Wybacz Norman. Mam coś do załatwienia. Fajnie było pogadać, pa.

- P-poczekaj! Nie rozłączaj się! J-ja... Pokaże ci, że życie naprawdę jest piękne! Zmienię to!- wypaliłem.

- I niby jak chcesz to zrobić? Jesteś jakimś magikiem albo cudotwórcą?- zapytał sarkastycznie.

- Daj mi miesiąc.

- Co?

- Daj mi miesiąc, aby pokazać ci, że warto żyć.

- A... Jeżeli się nie wyrobisz? Dasz mi spokój? Nie będziesz naciskał i pozwolisz ze sobą skończyć?- chciałbym powiedzieć, że nie. Nie zgodzę się by próbował zrobić sobie krzywdę, ale...

- Okej. Jeżeli tylko przystaniesz na moją prośbę.- ... Nie mam wyboru jak tylko potwierdzić to czego chce. Cisza w słuchawce trwała kilka minut, aż nie usłyszałem lekkiego westchnięcia.

- Niech będzie.- kiedy tylko wypowiedział te słowa, szeroki uśmiech wskoczył mi na usta.

Właśnie w ten sposób, nieświadomie połączyliśmy ze sobą nasze losy. Nie sądziliśmy, jednak, że nasza relacja pójdzie w całkiem innym kierunku...

~°Połączenie°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz