*Pov Norman*
Pomimo ciężkich początków, z czasem Ray, jak i ja, zaczęliśmy czuć się coraz swobodniej. Ciężko byłoby teraz uwierzyć, że mieliśmy wcześniej małe problemy w komunikacji. Sam nie przypuszczałem, że będzie aż tak dobrze jak na pierwsze nasze spotkanie. Dodatkowo, całkowicie spontaniczne.- Wcale nie było takie najgorsze.- powiedziałem z kuchni.
- Nie, wcale nie było. Akcja się spieszyła przez pierwsze pół godziny, a jak doszło do końcówki to pokazali nam najbardziej gówniane zakończenie jakie mogłoby być. Niby fajnie, bo wszyscy główni bohaterowie żyją, ale brakowało jakiejś mocniejszej akcji.
- Myślałeś może, żeby w przyszłości zostać krytykiem filmowym?- spytałem, wchodząc do salonu z pełnymi szklankami.
- Nie, skąd wziąłeś pomysł?
- Po tym jak właśnie wyraziłeś ocenę niemalże wyższej klasy.- powiedziałem, próbując się z nim trochę podrażnić. Podałem mu napój, a sam usiadłem obok.
- O ile dożyje przyszłości, przemyślę to. Chociaż raczej wolałbym coś bardziej związanego z fotografią.- zamarzył się, odkładając szklany przedmiot na stolik.
- Wierzę, że ci się to uda. Swoją drogą, koniecznie musisz mi pokazać przynajmniej kilka swoich zdjęć.- uśmiechnąłem się, starając sprawić wrażenie, że zignorowałem pierwszą część. Tak naprawdę... Nigdy bym nie był w stanie pominąć tej części. Za każdym razem, gdy wspomina o takich rzeczach, uświadamiam sobie, że ten chłopak, który właśnie siedzi naprzeciwko mnie... Próbował się niejednokrotnie zabić.
- Zobaczę co da się zrobić. Nic w każdym razie nie obiecuję.- poinformował, unosząc dłonie w górę w małej "obronie".
- Tak w zasadzie... Czemu konkretnie robisz zdjęcia?
- Myślę, że martwej naturze.
- Nie próbowałeś z ludźmi?
- Nie. Poza tym dużo z tym roboty.- wywrócił oczami.- Czasami ciężko dogadać się z osobą, która ci pozuje.
- Hm... Długo się tym interesujesz?
- Pytasz na chama czy serio chcesz coś wiedzieć? Szczerze nie sądziłem, żeby jakoś zainteresował cię ten temat.
- Wystarczy, że wiąże się z tobą.- uśmiechnąłem się.- No i może się czegoś o tobie dowiem.- łokciem oparłem się o zagłówek, a twarz podparłem na dłoni, patrząc w stronę chłopaka.
- Myślę, że chyba od zawsze. Jak byłem dzieckiem lubiłem robić pełno zdjęć. Z czasem przerodziło się to w jakąś pasję.- wyjaśnił. Mógłbym przysiąc, że mówiąc o tym, jego drobne oczy połyskiwały iskierkami fascynacji.- Swoją drogą, która godzina?- podpytał. Zerknąłem na zegar, stojący na jednej z półek przy telewizorze.
- Zaraz dziesiąta.- powiedziałem zaskoczony.
- Która!? Muszę iść.- odparł stanowczo, wstając z kanapy.
- Hej, coś poważnego się stało?
- Przypominam ci, że przyjechałem tutaj autobusem. Jeżeli się nie pospiesze, najbliższy mi odjedzie. Potem musiałbym czekać jakiś czas.- czemu sam na to nie wpadłem?
- Spokojnie, zdążysz.- również wstałem ze swojego miejsca, idąc wraz z czarnowłosym na korytarz. Tam zaczął ubierać buty, a ja razem z nim.
- Co robisz?- zapytał, patrząc na mnie z uniesioną brwią.
- Nie widać?
- Po co?
- Żeby cię odprowadzić? Przecież nie puszczę cię samego.- odparłem, biorąc płaszcz w dłonie i powoli wkładając ręce do rękawów.
- A ja nie pozwolę, żebyś wracał sam o tej porze.- wpatrywaliśmy się w siebie jak na jakiś wariatów.
- To ja cię tu zaciągnąłem, więc i ja cię odprowadzę.
- Przyjechałem tu z własnej woli, więc pójdę sam.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Ta...- chwyciłem go za nadgarstek, wyciągając z mieszkania na klatkę. Zakluczyłem drzwi, a klucze schowałem do kieszeni.
- No, teraz nie mamy wyboru, muszę iść.- powiedziałem, schodząc już powoli po schodach. Ten stał jak osłupiały, patrząc się na mnie, jakbym co najmniej faktycznie oszalał. Po krótkich westchnięciu postanowił za mną podążyć. Wyszliśmy z budynku. Chłodny wiatr owiał nasze ciała, a uliczne latarnie oświetlały sylwetki. Na dworze było już całkowicie ciemno, a wokół nas brakowało żywej duszy. Przeszliśmy chwilę w ciszy. Tym razem już nie tej niezręcznej. Na pewien sposób, była całkiem kojąca.- Nie jest ci zimno?- podpytałem, uświadmiając sobie, że chłopak obok mnie idzie w samej bluzie.
- Nie. Jest ciepło.- odparł. Przez cały czas nie patrzył mi w oczy czy chociażby na mnie, gdy cokolwiek mówił. Aż tak źle wyglądam na żywo? Czy może czymś go przestraszyłem? Kontynuowaliśmy spacer w milczeniu. Kątem oka, widziałem jak czarnowłosy zaczyna się lekko trząść. Nie trzeba było być iluzjonistą, żeby wiedzieć, że powodem tego była obecna temperatura. Normalnie ściągnął bym płaszcz i nim go okrył, ale skoro odmówił... Nie wiem czy mógłbym sobie na to pozwolić. Jeszcze bym go spłoszył... Nie, przecież Ray to nie zwierzę. Prędzej bym go może przestraszył.- Nad czym myślisz?
- Hm? A nie, nad niczym szczególnym.
- To gdzie idziesz? Przecież jesteśmy na miejscu.- oznajmił. Wtedy uświadomiłem sobie, że faktycznie znajdujemy się w naszym miejscu docelowym, a ja chciałem iść jeszcze dalej. Jakoś wcześniej ta droga wydawała się dłuższa... Nie minęło dużo czasu, aby na horyzoncie pojawił się oczekiwany przez nas środek transportu publicznego. Kiedy drobna chwila dzieliła nas od rozdzielenia, postanowiłem coś zrobić.
- Nawet się nie pożegnasz?- zapytałem, badając każdą jego reakcję.
- Tak, tak, cześć.
- Tylko tyle? Wcześniej jakoś mnie przytuliłeś.- udałem rozmarzonego. Nie spodziewałem się jego nagłego zwrotu w moim kierunku.
- T-To było pod wpływem emocji!- zawołał z lekkimi rumieńcami. Czyżby się tym zawstydził? Autobus już praktycznie podjechał pod przystanek. Czarnowłosy spuścił lekko głowę w dół, zostawiając wzrok utkwiony w ziemi. Usłyszałem jak wziął dosyć głęboki oddech. Nagle jakby nabrał pewności siebie. Szybkim krokiem do mnie podszedł i objął. Nie miałem nawet czasu, aby móc odwzajemnić jego gest. Pojazd podjechał, a nastolatek niemal jak poparzony wbiegł do jednego ze środków komunikacji. Widziałem jeszcze jak zajmuje w środku miejsce, nim autobus na dobre odjechał.
Przez chwilę stałem trochę osłupiały, nie mogąc uwierzyć, że jednak to zrobił. Nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu, odwróciłem się w drugą stronę, powoli kierując do swojego mieszkania. Cały ten dzień był... Pełen emocji. Tych dobrych jak i złych, ale najważniejsze, że teraz mam kontakt z Ray'em. Mogę poprosić go o spotkanie. Chłopak wie też gdzie mieszkam, więc w razie czego mógłby przyjść. Teraz mam o wiele więcej możliwości, aby przekonać go do życia. Niepokoi mnie jedynie fakt, że z takim luzem wypowiada się na temat śmierci. Minęły w końcu dwa tygodnie, a jego zdanie wydaje się zupełnie niezmienne. Właśnie... Dwa tygodnie. Tyle właśnie minęło. Do końca pozostałe drugie tyle. Czy dam radę? Czy jestem w stanie zmienić jego zdanie? Oczywiście, że tak. Zacznij w siebie tylko bardziej wierzyć. Pewnie, że się postaram. Przecież nie mogę się poddać tak łatwo.
CZYTASZ
~°Połączenie°~
RomanceRobienie sobie żartów przez telefon. Popularna zabawa, z której dalej większość nie rezygnuje. Norman i jego przyjaciele postanawiają wziąć udział w całej zabawie, jednak nikt nie spodziewał się, że niewinne żarty przerodzą się w miesięczny zakład o...