56- Kompletna cisza

61 5 13
                                    

*Pov Norman*
Całą drogę do mieszkania spędziliśmy w ciszy. Ray wydawał się być całkowicie zamyślony. Założyłem, że musiał wszystko sobie poukładać, dlatego postanowiłem dać mu trochę przestrzeni. W końcu teraz, gdy nadarzyła się taka okazja jak wcześniejszy przyjazd jego mamy, nie możemy jej zmarnować. Najbliższy, czas będzie ogromnymi zmianami w jego życiu. Nie mogę go winić za mętlik, więc nie wypowiedziałem ani jednego słowa.

Weszliśmy do środka, a chłopak bez słowa skierował się pierwsze co do mojego pokoju. Domyśliłem, że potrzebował teraz chwili dla siebie. Oczywiście, mógłbym podejść i pytać, jednak nic na siłę. Gdyby chciał porozmawiać na ten temat, już dawno by to zrobił. Dlatego też zostawiłem go w spokoju, dając wyczekującą przestrzeń. Wierzę, że w razie czego przyszedłby omówić ze mną swoje utrapienia. I choć chciałem wierzyć, że nie potrwa to długo... Myliłem się po całości. Wczesne popołudnie zamieniło się w wieczór, a czarnowłosy bez żadnego znaku dalej siedział w pokoju. Do tej pory próbowałem szanować jego przestrzeń, jednak im dłużej to tylko trwało tym bardziej popadałem w większe zmartwienia. Dlatego postanowiłem też ją zignorować i z cichym pukaniem wejść do środka. Ciemnooki leżał na łóżku, zwrócony plecami do mnie. W ogóle się nie ruszał.

- Ray..?- odczekałem na odpowiedź, ale bez rezultatu.

*Pov Ray*
Chciałem zasnąć, by oderwać się choć na chwilę od rzeczywistości. Odpocząć. Jednak jego głupie słowa wciąż krążyły po całej głowie, nie dając chociażby na moment spokoju.

- Myślisz, że ten gnojek naprawdę ma jakieś uczucia do ciebie!? To wszystko głupia gra! Ma cię za jebanego idiotę! Nikt by nie chciał kogoś takiego pokroju!

Choć chciałbym przestać o tym myśleć i móc zapomnieć o nich... Te słowa ugrzęzły, głęboko zakorzenione w mojej podświadomości. Nigdy nie chciałem wątpić w swoje lub jego uczucia, dlatego nie pozwalałem by właśnie takie rzeczy docierały w moją stronę. Mimo, że próbowałem uwierzyć, nie byłem teraz w stanie powstrzymać kłębiących się przemyśleń. Gdy własne wahania ukrywane w głębi zostały rzucone prosto w twarz, poczułem jakby ktoś wylał na mnie kubeł z zimną wodą. Bo ostatecznie, ile bym nie chciał zaprzeczać, wiedziałem, że w tych słowach znajdowało się ziarenko prawdy.

Zawsze starałem się trzymać wszystkie wypowiedzi swojego ojczyma na jakiś chociażby najmniejszy dystans (co średnio mi wychodziło), jednak ta jedna, jedyna była niczym nóż wbijający się wprost w plecy. Gdy tylko zdałem sobie sprawę z własnych uczuć do Normana, wiedziałem, że nie ma to prawa wypalić. Jego wszystkie gesty, to co robił... Musiałem odebrać je w zły sposób. Zakochałem się w nim, bo starał mi się pomóc. Chciałbym wierzyć, że widzę w nim tylko bohatera, a to chwilowe zauroczenie, jednak na samą myśl o tym, odczuwam niepokojące bóle w całej klatce. Na dodatek wzmożone w okolicach serca.

Nigdy nie uwierzyłbym, że to wszystko było wielką grą. To, co już się wydarzyło, poszło zdecydowanie za daleko. Jednak nikt nie mówił, że wzmocniony kontakt fizyczny wcale nie wynika z istnienia jakiś uczuć, a zwykłej litości. Chociaż wielokrotnie próbował zapewnić mnie, że owa możliwość nie ma prawa bytu... Nic nie poradzę, że mimo to i tak rozważam to jako najprawdopodobniejszą opcję.

Samemu zrobiłem sobie nadzieję, wierząc, że coś mogłoby w prawdzie zaistnieć. W końcu, pomimo spełnienia wzajemnych odczuć, wciąż nie byłbym gotowy. Do tej pory nigdy nie znajdowałem się w chociażby jednej, zdrowej relacji, a teraz jak, gdyby nic, miałbym dobrze prosperować w związku? Moja inicjatywa bywa często słaba, a komunikacja z drugim człowiekiem leży praktycznie na najniższym poziomie. Do tego dochodzi jeszcze kolejna sprawa.

Czy chciałabym skazywać Normana na siebie? Tak na dobrą sprawę, nie mam co mu zaoferować. Jestem nastolatkiem w jego wieku o mocno podkrążonych oczach i bladej skórze. Chyba w jakiejś depresji i mającym na koncie trzy próby samobójcze. Robię za ciągły kłopot, robiąc totalne głupoty. Niepotrzebnie wszyscy by się mną przejmowali. Nie ma czym. Nie potrafię zrobić nic wielkiego poza jakimś solidniejszym posiłkiem w kuchni. To jedyna pozytywna cecha. Jestem w stanie wyrecytować każdą swoją wadę, niczym dzieci mówiące wierszyki w podstawówkach na konkurs. Porównując się z Normanem, nie dorastam mu nawet do pięt. Co ja sobie w ogóle myślałem, sądząc, że moglibyśmy spróbować? Nie nadaję się dla niego. Nie jestem wystarczający. Jedynym winnym jestem ja. Sam zrobiłem sobie nadzieję. Przekonywałem by uwierzyć. Doszukiwałem nieistniejących uczuć w jego działaniach. Być może tylko po to by poczuć się dobrze albo...

Nie powinienem się teraz obwiniać. Po prostu zakochałem się jak głupia nastolatka. Wierzyłem, że to co czuję może być odwzajemnione, właśnie z tego powodu. Dlatego zamiast dalej próbować przekonywać się do tego, pora, abym wrócił do rzeczywistości i przyjął realia. Norman mnie nie kochał, a ja muszę to przyswoić i zrozumieć.

Położyłem dłonie na twarzy, zakrywając każdy jej skrawek. Zignorowanie tych uczuć byłoby zdecydowanie łatwiejszym rozwiązaniem. Przynajmniej nie mierzyłbym się z tym całym bólem. Właśnie wtedy po pokoju rozniósł się głośny dźwięk pukania. Zaraz po nim otwieranie drzwi i ciche kroki, sygnalizujące o czyimś wejściu do środka. Niekontrolowanie całe moje ciało zastygło, spinając w jednej pozycji.

- Ray..?- usłyszałem niepewny głos nastolatka za mną. Miałem wrażanie, że czas mijał zdecydowanie zbyt szybko. Nie zdążyłem jeszcze przemyśleć tak wielu rzeczy, a teraz...- Wszystko w porządku? Od południa siedzisz tutaj w samotności. Porozmawiaj ze mną, proszę. Martwię się.- przygryzłem wargę. Z jakiegoś powodu czułem się strasznie sfrustrowany.

- Jest okej. Nie przejmuj się mną. Potrzebuję zająć się kilkoma sprawami. Tylko tyle.- poinformowałem, nie spoglądając w jego stronę. Nawet, gdybym chciał to zrobić... Nie wiem, czy odważyłbym się jakkolwiek ruszyć do spełnienia takiego jakiegoś działania.

- Spędzamy ze sobą tyle czasu, że widzę, gdy coś jest nie tak. Jesteśmy przyjaciółmi, dlatego myślę, że byłoby ci łatwiej, gdybyś spróbował podzielić się swoimi problema...

- Właśnie o to mi kurwa chodzi! W kółko to samo!- wrzasnąłem, tym samym przerywając jego wypowiedź. Przestałem, uświadamiając sobie swoje słowa. Nie kontrolowałem tego, jednak... Może to i dobrze. Postawić wszystko na jedną kartę. Podniosłem się, siadając na boku łóżka zaraz obok białowłosego. Był zaskoczony. Bynajmniej stwierdziłem to po wyrazie jego twarzy. Mimo to nie zabrał żadnego głosu. Szczerze, nie wiedziałem, gdzie doprowadzi nas ta rozmowa, jednak nie mogę dłużej czekać. Przyspieszę to odrzucenie by móc iść dalej.

___________________________________________
Witam, prosiaczki!
Słuchajcie, pytanko bez kontekstu...
Lubicie angsty ? 😁

Liczę, że tak :*

W międzyczasie pisze sobie drugą książkę i nie mogę się tak przemóc... Aktualnie jestem na momentach pisania losowych scen i łączenia ich (mniej więcej tak zaczynam książki). Właśnie jestem na momencie pojawienia się drugiej głównej postaci i dosłownie mnie ścięło. Chcę,żeby to było dobre wejście, ale to idzie w coraz gorszą stronę XDDDD

A jeszcze w międzyczasie zajmuje się pracami nad kolejnym Norrayem ꒰⁠⑅⁠ᵕ⁠༚⁠ᵕ⁠꒱⁠˖⁠♡. Więc bądźcie czujni, będę dawać znać na bieżąco. A jak już można zauważyć, mam coś do tego shipu, więc pozostał na długi czas. Wynika to z faktu, że to chyba mój taki mały comfort ship, a od kiedy zauważyłam, że sama jestem jak ta dwójka w jednym, zdecydowanie czuję się o wiele lepiej w pisaniu tej dwójki.

Miłego wieczoru, wyczekujcie następnego rozdziału hehe🤗💗

~°Połączenie°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz