*Pov Ray*
- Już jestem.- poinformował, wychodząc z łazienki. Na szybko rzuciłem w jego stronę okiem, spoglądając na niecodzienny jeszcze dla mnie ubiór. Widok chłopaka całkowicie na krótko jest czymś niewiarygodnym.
- Wow. Myślałem, że jesteś typem co chodzi w długim rękawie dzień w dzień o każdej porze.
- Nie jestem, ale tak tylko na marginesie przypomnę, że mamy listopad.- powiedział, przechodząc koło mnie i zaglądając przez ramię. Wywróciłem oczami na tą uszczypliwość.
- Zamiast przechwalania się, że znasz miesiące, lepiej powiedz jak się czujesz.- zażądałem.
- Dobrze?- odparł niepewnie.- Czemu pytasz?- zmarszczyłem brwi. Odstawiłem wszystko co teraz trzymałem, aby położyć rękę na czole. Następnie przełożyłem ją na te jasnookiego. Wykrzywiłem twarz w grymasie.
- Masz ciepłe czoło.
- Wydaje ci się.
- Idź się położyć.
- Przecież czuję się dobrze.
- Już o to nie pytam. Idź do łóżka. Oboje wiemy jak to się skończy jutrzejszego ranka, jeżeli tego nie wyleżysz.
- Ale...- przerwałem niemal od razu.
- Bez takich mi tu.- przeszedłem do jego tyłu, kładąc ręce na plecach i delikatnie pchając go w stronę wyjścia.- Marsz. Zaraz przyjdę z okładami.
- Naprawdę nie trzeba.- próbował obrócić głowę tak, aby na mnie spojrzeć, jednak bardzo nie starał się wyrwać. Bez słowa stanąłem w miejscu spoglądając na chłopaka z niemal morderczym wzrokiem. Ten westchnął, odwracając z powrotem garbiąc przy tym plecy.- Tak jest...- uśmiechnąłem się na widok wywołanego efektu. Podczas, gdy ten poszedł się przebrać oraz położyć, zacząłem nalewać zimnej wody do większej miski. Przed samym wejściem do pomieszczenia zapukałem. Dla pewności. Po cichym "proszę" wszedłem do środka. Białowłosy leżał pod kołdrą, spoglądając od razu na mnie. Bez słowa podszedłem bliżej, siadając na brzegu łóżka. Zamoczyłem wcześniej wzięty ręcznik w chłodnej wodzie, po czym położyłem go na czole jasnookiego. Liczyłem, że pomogą one w zbiciu niechcianej gorączki. Zostawiłem, więc po tym chłopaka samego. Powinien pójść spać i odpocząć. Zdecydowanie by mu to pomogło. Sam za to ruszyłem do kuchni, aby kontynuować robienie obiadu.
•«♪»•
Co jakiś czas zaglądałem do pokoju, żeby monitorować stan niebieskookiego. Przygotowane okłady praktycznie nie pomagały. Zaczynałem się bać, że mimo wszystko konieczna będzie wizyta u lekarza. Jasnowłosy zdecydowanie coraz bardziej "odpływał", a ja nie chciałem zostawić go samego, więc wyjście do jakiejś najbliższej apteki odpadało już na samym początku. Być może gdzieś w mieszkaniu znajdowały się leki, jednak nie miałem pojęcia gdzie. Nie chciałem też nigdzie grzebać po szafkach. Rozmyślając nad tym, jedynym pomysłem na jaki wpadłem było... Oj nie... Tak bardzo nie chciałbym tego robić... Jednak dla dobra Normana, muszę się poświęcić.
Po cichu chwyciłem telefon chłopaka. Wyszedłem z pokoju, aby go nie obudzić. Odblokowałem urządzenie (sam ustawiałem hasło, więc nie było to dla mnie problemem), po czym wybrałem konkretny numer. Z każdym sygnałem coraz bardziej żałowałem swojej decyzji, a gdy osoba po drugiej stronie odebrała...
- Wow, coś się stało? Zadzwoniłeś pierwszy raz od kiedy zajmujesz się Ray'em.
- "Zajmuje"? Co masz na myśli?- zapytałem.
- He? Um... Ray?- dziewczyna była raczej zdezorientowana.
- Ta.- potwierdziłem.
- Oh... Emm... Chodziło mi o to, że wiesz, dosyć bardzo się o ciebie troszczy hehe, tak. Dokładnie o to chodzi.- wydawała się spanikowana.
- Mhm, pewnie. Dobra, mam ważniejsze rzeczy na głowie. Wiesz, gdzie Norman trzyma leki w domu?
- Powiedzmy, że wiem. Czemu jego nie zapytasz?
- Bo mi nie odpowie. Jest uparty i twierdzi, że nic mu nie jest.- westchnąłem.- Definitywnie się rozchorował. Okłady nic nie pomagają, dlatego chcę sięgnąć do leków. Jak już to nie zadziała, wtedy koniecznie zmuszę go do pójścia do lekarza.
- Rozumiem. Zobacz w kuchni w tej półce nad ekspresem. Zazwyczaj były tam drobniejsze leki. Jakieś mocniejsze powinny być w gabinecie. Najprawdopodobniej gdzieś w jakiejś większej szafce.
- Dzięki. Już idę sprawdzić.- zamierzałem się już rozłączyć, gdy nagle...
- Ray!- zawołała.
- Nie musisz krzyczeć.
- Przepraszam, myślałam, że już kończysz. Mam prośbę. Mógłbyś dawać znać co z Normanem?- spytała.- Zawsze mówi, że nic mu nie jest aż faktycznie się nie rozchoruje. Potem w ogóle się nie odzywa. Przynajmniej do momentu jak nie wyzdrowieje.
- W porządku.- zgodziłem się.- Ale czekaj. Jak to "nie odzywa"? Nie mówił wam jak się czuje?
- Kiedyś i może. Potem... Przez pewien wypadek przestał. Zgaduję, że nie chce, żeby ktoś się o niego martwił. Może nie wygląda, ale jest uparty w swoich przekonaniach, dlatego myślę, że założył parę rzeczy. Teraz pewnie nie chciałby robić ci problemu.
- Ten cholerny...
- Dokładnie.- zachichotała.- Dlatego zajmij się nim jak najlepiej. I pokaż, że to myślenie jest głupie.
- Nie musisz się tym przejmować. Już i tak mam to w planach.
- Dziękuję.- powiedziała.- A! Pamiętaj też... Żadnego miziania, bo ty też się zarazisz! Paaa!- powiedziała głośniej, po czym jak najprędzej rozłączyła. Stałem wryty, przetwarzając informacje. Poczułem mrowiące uczucie na czubkach uszu. Ścisnąłem mocniej urządzenie.
- Cholerna Emma...- mruknąłem. Dlaczego jej żarty zawsze muszą być adekwatne? Pokręciłem kilkukrotnie głową, po czym ruszyłem do kuchni, gdzie powinny znajdować się leki. Miałem nadzieję, że znajdują się tam te, których potrzebuję. Nie chciałem przecież grzebać w gabinecie. Nigdy mnie tam nie było, jednak wolałbym, żeby tak pozostało. Wszedłem do pomieszczenia, zaglądając do owej szafki nad ekspresem, jednak nie spodziewałem się zobaczyć potężnej kolekcji tabletek. Chwyciłem jedno z opakowań, czytając etykietę. Tabletki nasenne. Wziąłem drugie. Również to samo. Po kilku paczkach i znajdowaniu tych samych informacji, darowałem sobie sprawdzanie każdej z kolei. Różniły się one jedynie dawką podawania. Z tego co pamiętam, Norman mówił tylko o braniu jednej dziennie. Nic za to nie powiedział, że było ich aż tak wiele. Westchnąłem po części z bezradności, po części z braku jakichkolwiek innych leków. Oznaczało to, że moje następne kroki powinny skierować mnie do gabinetu. Tak bardzo nie chciałem tego robić. Gdzieś we mnie siedziała jakaś obawa. Jakby co najmniej coś miałoby mnie zaatakować zaraz po tym jak otworzę te drzwi. Spojrzałem na przechodzącą obok Shizu. Kotka otarła się o ścianę, przechodząc koło mnie z pełną gracją, by przejść do salonu. Wziąłem większy wdech. W końcu, ona mi przecież nie pomoże. Chwyciłem za mosiężną klamkę, zaciskając na niej mocno dłoń. Choć jestem bardzo niechętny, wiedziałem, że muszę to zrobić. Dla dobra Normana, mógłbym zrobić dosłownie wszystko.
___________________________________________
Witam, prosiaczki!
Powiem wam, że uczelnia, na której się znajduję jest chyba najlepszą decyzją w całym moim życiu. KOCHAM. Spotkałam cudowne dziewczyny, mam swoją grupkę, wykładowcy są super, a chłopacy... 🩷
Cudownie się bawię, nawet jak delulu łapie hahaCo tam u was? Jak po rozdzialiku?
Miłej nocy 🤗💗
CZYTASZ
~°Połączenie°~
RomanceRobienie sobie żartów przez telefon. Popularna zabawa, z której dalej większość nie rezygnuje. Norman i jego przyjaciele postanawiają wziąć udział w całej zabawie, jednak nikt nie spodziewał się, że niewinne żarty przerodzą się w miesięczny zakład o...