Rozdział 29. Po tragedii, przed tragedią.

147 21 172
                                    

          (Polecam muzykę puścić sobie w pętli - nie znalazłam dłuższej wersji, a świetnie pasuje do rozdziału. :)


          Następnego dnia obudził się równo o dziewiątej. Gdy tylko zobaczył na zegarku godzinę, zerwał się na równe nogi i zaczął ubierać wczorajsze szaty. Zgodnie z zaleceniem dyrektora nocował w Skrzydle Szpitalnym. Długo nie mógł zasnąć, rozmyślając o tym, co się wydarzyło, więc Pomfrey podała mu Eliksir Spokojnego Snu.

          – Gdzie się pan wybiera, panie Snape? – Usłyszał głos pielęgniarki dobiegający zza parawanu po drugiej stronie pomieszczenia.

          – Na lekcje. Już i tak spóźniłem się na pierwszą...

          – Proszę wracać do łóżka, mój drogi. Profesor Dumbledore już zwolnił pana z lekcji do końca tygodnia – powiedziała łagodnie kobieta, wyłaniając się zza białej zasłony.

          – Nie potrzebuję tego zwolnienia – skwitował stanowczym głosem. – Będę mieć zaległości.

          – Musisz odpocząć, mój drogi. Bez dyskusji. Wracaj do łóżka, za chwilę poproszę skrzata o śniadanie, tylko skończę opatrywać pana Lupina.

          Gdy Ślizgon niechętnie wrócił na swoje łóżko, kobieta zniknęła za parawanem. Niespełna dziesięć minut później pojawiła się ponownie, trzymając miskę z zakrwawionymi opatrunkami. Wolną ręką przesunęła parawan na bok i wyszła do małego składnika na środki lecznicze.

          Chociaż Severus starał się, jak mógł, nie mógł całkowicie zignorować Gryfona leżącego na łóżku kilka metrów dalej. Nie patrzył w jego stronę, ale kątem oka mógł dostrzec obraz nędzy i rozpaczy, który prezentował sobą Lupin.

          Miał podkrążone oczy i lekko zapadnięte policzki, jakby w ciągu ostatniej doby schudł kilka kilogramów. Leżał nieruchomo, wpatrując się w sufit, co jakiś czas ziewając cicho. Najwidoczniej jeszcze nie położył się spać po powrocie do ludzkiej postaci.

          – No, czas na śniadanie – zawołała Poppy, wracając do oddziału szpitalnego. Na szafkach obok łóżek należących do dwóch pacjentów pojawiły się dwa talerze. – Muszę pójść na chwilę do dyrektora, ale wrócę najpóźniej za pół godziny. Panie Lupin, niech pan zje śniadanie przed snem. Panie Snape, jak wrócę i pana nie będzie, osobiście przyciągnę pana z lochów z powrotem do Skrzydła Szpitalnego. Czy to jasne?

          Snape pokiwał niechętnie głową i z ociąganiem obrócił podstawkę z talerzem w swoją stronę. W całkowitej ciszy zaczął jeść swoje sadzone jajka z grzankami, starając się ignorować ciche pokasływanie dochodzące z łóżka Lupina.

          – Przepraszam.

          Severus zamarł. Mógłby udawać, że nie usłyszał, ale zachrypnięty głos Gryfona był boleśnie wyraźny w całkowicie cichym Skrzydle Szpitalnym.

          – Przepraszam – powtórzył trochę głośniej Remus, jakby obawiał się, że wcześniej nie został usłyszany. – Dyrektor dziś rano opowiedział mi o wszystkim. Pytał, czy wiedziałem... Nie pozwoliłbym na to, gdybym wiedział. Prawie cię zabiłem. Nawet nie wiesz, jak bardzo jest mi przykro, że do tego doszło.

          Severus w końcu zebrał się w sobie, aby na niego spojrzeć. Gryfon o brązowych włosach wpatrywał się w talerz z nienaruszonym śniadaniem. Podkoszulek z krótkim rękawem, który miał na sobie odsłaniał kilka świeżych blizn, mocno odznaczających się na bladej skórze.

I Patrz UważnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz