Rozdział 48. Stare relacje na nowych zasadach.

127 21 268
                                    



          Umarł Król.

          Chciałby powiedzieć, że wszystko było w porządku. Ale nie było. Jego swędzący problem (jak określali sprawę Rudolf, Xavier i Lucjusz) unormował się po około tygodniu. Przydatna do tego celu była kilkugodzinna sesja treningowa na świeżym powietrzu, podczas której wyładował emocje za pomocą pojedynków.

          Xavier sugerował, że najprościej byłoby, gdyby młodszy Lestrange wziął udział w jednej z akcji dywersyjnych. Temu pomysłowi stanowczo sprzeciwił się jednak Rudolf. W jego opinii udział brata, który wciąż jest uczniem Hogwartu, w walce byłby "bezsensownym proszeniem się o kłopoty".

          Rabastan nawet nie myślał o tym, aby się sprzeciwiać. Pomimo tego, że wiedział o tym, że prędzej, czy później zostanie naznaczony, gdy stało się to faktem, wpojona ekscytacja i determinacja przygasły, zostawiając mieszaninę zagubienia, złości, niepewności i... nienawiści. Miał świadomość, że przyczyną tego stanu jest nowe połączenie między nim a Czarnym Panem, sfinalizowane nasyconym Czarną Magią tatuażem na lewym ramieniu. Ta świadomość wcale nie ułatwiała sprawy.

          Kwestia Mrocznego Znaku była jednak tylko wierzchołkiem lodowej góry jego kłopotów. Wyjazd jego siostry nie uderzył bezpośrednio jedynie w nią i Snape'a. Była jedyną osobą, która znała prawdę na temat jego uczuć do Murphy. Uczuć, których się wstydził. Uczuć, których nie chciał i do których przyznał się sam przed sobą, dopiero gdy było po wszystkim.

          Podzielenie się swoimi rozterkami z Corbanem, Nathanem, Tonim lub Severusem nie wchodziło w grę. Nie mógł im zaufać tak, jak Reginie. Z nią jechał na jednym wózku. Łamali te same zasady i razem mierzyli się z konsekwencjami, które na siebie sprowadzili.

          Do tego wszystkiego dochodziła niekończąca się obawa, że ktoś zauważy żywy tatuaż na jego przedramieniu. Z tego powodu zrezygnował nawet z gry w pierwszym składzie na rzecz nowego szukającego, Regulusa Blacka. Dla siebie zachował jedynie miejsce w grupie treningowej, a odznakę Kapitana przekazał w ręce Antonina. Tłumaczył tę decyzję obowiązkami prefekta i przygotowaniami do OWTM–ów, a nikt nie poddawał tego pod wątpliwość.

          Pozostawał jeszcze najbardziej irytujący go problem: Ślizgonka o czarnych włosach, która za dwa lata miała zostać jego żoną. Chciał pójść za radą brata i znaleźć sobie powody, dla których mógłby żywić jakieś cieplejsze uczucia do tej młodej kobiety, ale nie potrafił. Rosaline Selwyn była zbyt... inna od tego, czego chciał. Każda z kobiet, które mógł wybrać, była inna od tego, czego oczekiwał.

          Drzwi do pomieszczenia otworzyły się gwałtownie, a Rabastan w pośpiechu zgasił papierosa o popielniczkę transmutowaną z pustej paczki i wcisnął przedmiot pod wyszczerbioną cegłę. Gdy zobaczył, kto wszedł do środka małej wieżyczki na piątym piętrze, uspokoił się.

          – Straszysz, Murphy – powiedział, wypuszczając ciężko powietrze z płuc.

          – Co ty tutaj robisz? – Zapytała z lekką złością, patrząc na chłopaka siedzącego pod ścianą obok okna.

          Podeszła bliżej i zatrzymała się dosłownie stopę od niego. Podparła się rękami pod boki i wbiła w niego wzburzone spojrzenie szarych oczu. Oczu, które wpadały w oliwkowe tony, nie tak jak szare oczy Rosaline.

I Patrz UważnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz