Rozdział 39. Prawny opiekun.

136 22 172
                                    


          "Rodzina to nie krew. To ludzie, którzy cię kochają. Ludzie, którzy cię wspierają."

          C. Clare, Miasto niebiańskiego ognia



          Bardzo niezaskakujące było to, że gdy nadeszło "jutro", a potem kolejne i kolejne, ani Regina, ani Severus nie mieli najmniejszej ochoty na dalsze rozważania w stylu: "czy i kiedy skończy się to, co jest między nami". Czy było to rozsądne? Nie. Czy było odpowiedzialne? Całkowicie nie. Czy odwlekało nieuniknione? Zupełnie tak.

          Czy przeszkadzało im to w udawaniu, że wszystko jest w najlepszym porządku? Oczywiście, że nie.

          Jeśli życie byłoby teatrem, ta para Ślizgonów odgrywałaby właśnie swoje role życia. Nie wrócili do tej sprawy, a wszystkie rozmowy na ten temat wydawały się uznane za niebyłe. Ponadto oboje zdawali się tak zadowoleni z siebie, jakby dramaty, które zatruwały im życia, zniknęły na zawsze wraz z końcem stycznia.

          Cóż. Określenie zadowolony w odniesieniu do Severusa było bardzo przerośniętym epitetem. Ślizgon wciąż zachowywał się bardziej niż własne widmo niż stara wersja siebie. Warto było jednak zastanowić się, czy stara wersja jego jeszcze istniała? Czy była gdzieś, w środku, przykryta zduszonymi emocjami i stalową maską obojętności, którą uparcie trzymał na twarzy od dnia, gdy dowiedział się o odejściu matki?

          Jedyna osoba, przy której w jakikolwiek sposób potrafił się otworzyć w ostatnim czasie to Regina. I być może dlatego decyzja o zakończeniu relacji wydawała się mu w tym momencie niemożliwa do podjęcia. Mugole mówią, że tonący chwyta się brzytwy.

          Tak. Regina Lestrange była brzytwą. Nie obchodziło go, jakie rany poniesie, bo w tym momencie to było wszystko, co miał na swoją obronę.

          I Burbage.

          Po ostatniej rozmowie w towarzystwie Evans starał się unikać jej, jak ognia. Miał świadomość, że naskoczył na nią trochę bardziej, niż to było konieczne, a wcześniej oberwała za niewinność, ale nic nie mógł poradzić na to, że jej zachowanie go irytowało.

          Puchonka starała się za bardzo. Dla niej wszystko było proste. Porozmawiać, wybaczyć, zapomnieć i żyć dalej. On tak nie potrafił. Gniew, który czuł, mu na to nie pozwalał.

          Rozmyślania nad obecną sytuacją i udawanie, że pisał właśnie esej dla Evana Rosiera (złość mu przeszła, więc zawiesił swój "wyrok" wydany kilka lat temu na cały rocznik młodszy o dwa lata od niego, obarczając embargiem jedynie Regulusa Blacka; tak, udawał, że nie wiedział, że pisał zadania również dla niego – przynajmniej miał z tego dochód) przerwało mu nadejście Reginy.

          – Jak nie wiadomo, gdzie cię szukać, to w bibliotece – wysapała Lestrange. – Dalej nie siedzisz z Char? Ona siedzi przy naszym stałym stoliku.

          – Coś się stało, prawda? – Zignorował całkowicie pytanie o Puchonkę, skupiając się na zachowaniu Lestrange.

          – Tak – wydusiła z siebie, siadając na wolnym krześle. – Nie zabijaj posłańca, ale znów jesteś wezwany do dyrektora.

          Westchnął ciężko i zaczął pakować rzeczy ze stolika.

          – Może jakieś formalności? – Zastanawiał się na głos. – Albo...

I Patrz UważnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz