Rozdział 59. Niech żyje Król.

114 21 97
                                    


          "Są rzeczy, które trzeba zrobić, i robi się je, ale nigdy o nich nie mówi. Nie próbuję ich usprawiedliwić. Są nie do usprawiedliwienia. Po prostu się je robi. A później się o nich zapomina."

          M. Puzo, Ojciec Chrzestny



          poniedziałek, 25.12.1967


          – Bellatrix Black – powiedział Rudolf.

          Głowy rodziców zwróciły się w stronę siedemnastolatka. Przez chwilę w salonie zapadła ciężka cisza.

          – Co z młodą Blackówną? – Spytała czarownica, odkładając czasopismo na stolik obok jej fotela.

          – Wszystko z nią w porządku – odparł młody mężczyzna. – Dlatego chcę się z nią ożenić.

          – Ustalenia były inne – odezwał się Remigius. – Jej ojciec i wuj nie chcą otwarcie poprzeć sprawy Riddle'a. Wolą chować się swoich posiadłościach, gdy świat czarodziejów przechodzi rewolucję.

          – Moje małżeństwo zależy od twoich przyjaciół, ojcze? – Żachnął się Rudolf. – Szlachetny ród, czysta krew i...

          – Ojciec powiedział nie. Nie sprzeciwiaj się – przerwała mu Severine.

          – Alphard i Cygnus to zwykli tchórze. Ich kuzyn Orion nie jest lepszy. Nie ma potrzeby wiązać się krwią z Blackami, skoro jest wystarczająco dużo godnych rodzin – skwitował kpiącym tonem Remigius.

          – Nalegam.

          – Odmawiam.

          – Bellatrix jest w Klubie – napomknął Rudolf. – Świetnie walczy. Zdecydowanie nie jest tchórzliwa.

          – Nawet jej nie rozważałeś – zauważył starszy Lestrange, po raz pierwszy patrząc w stronę pierworodnego.

          – Zmieniłem zdanie. Jestem dorosły i mam prawo do własnych wyborów. Kończy siedemnaście lat w drugiej połowie czerwca. Złóż jej ojcu propozycję w moim imieniu – zażądał Rudolf.

          – Nie – odparł spokojnie ojciec i jak gdyby nigdy nic wrócił do czytania książki.

          – W takim razie sam to zrobię. Jestem pewien, że ją przyjmą – stwierdził lekkim tonem młodszy czarodziej.

          – Nie prowokuj mnie, synu.

          – Nie odważyłabym się. Ojcze.

          – Gdyby nie twoja aparycja, byłbym pewien bez żadnych badań, że tak uparty szczeniak nie jest moim synem – stwierdził z przekąsem Remigius. – Rabastan jest dziesięć lat młodszy, a ma więcej godności od ciebie.

          – Jestem pewien, że gdybyś miał wątpliwości, nie nosiłbym twojego nazwiska – skwitował złośliwie Rudolphus. – Nie dożyłbym też pierwszych urodzin. O ile bym się urodził.

          Mężczyźni przez dłuższą chwilę ostrymi spojrzeniami. Severine zerkała to na jednego to na drugiego, ewidentnie niezadowolona z tego, jak przebiega popołudnie.

          – Nie urodziłbyś się – rozwiał jego wątpliwości ojciec. – Byłoby mniej problemów.

          – Jeszcze nic straconego – podjudzał go syn. – Masz zrobiony zapas dziedziców.

I Patrz UważnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz