Prolog. Co się dzieje na Spinner's End 24?

757 46 150
                                    

          Sobotni poranek na Spinner's End na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym, na tle innych, styczniowych poranków. Tak samo chłodne deszczowe powietrze, tak samo szara ulica i tak samo brudne od śniegu z deszczem elewacje budynków witały mieszkańców, którzy leniwie wyglądali przez oblane mokrym śniegiem okna.

          Poza zwykłą, szarą rzeczywistością, na ulicy nie działo się nic szczególnego. Był tylko jeden wyróżniający się element, który mógłby zainteresować co wprawniejszych obserwatorów. Na jednym z brudnych parapetów siedziała brązowa sowa, która zdecydowanie nie powinna się tam znajdować. W lasach Cokeworth nie występowały sowy. A jeśli już jakieś by tu przywędrowały, to na pewno nie przesiadywałyby wczesnym rankiem na parapetach zaniedbanych domów w najbiedniejszej dzielnicy ich miasteczka.

          Daphne White z całą pewnością była dobrym obserwatorem. Dlatego też nie mogła odwrócić wzroku od nietypowego ptaka, który okupował właśnie parapet domu jej dobrze znanej sąsiadki. Z zaciekawieniem obserwowała, jak ptak wiercił się niecierpliwie na swoim miejscu, raz po raz stukając dziobem w szybę. Po kilku minutach upominania się ptaka o uwagę mieszkańców Spinner's End 24, okno otworzyło się i w niewielkiej szczelinie pojawiła się chuda, kobieca dłoń.

          Daphne wiedziała do kogo należy owa dłoń, mimo, iż przez brudną firankę zawieszoną na nie mniej brudnym oknie nie mogła dostrzec osoby, która znajdowała się w środku. Eileen Snape położyła na parapecie kawałek chlebowej skórki i sięgnęła dłonią do sowy. Ptak zatrzepotał skrzydłami i zmierzył oburzonym wzrokiem osobę znajdująca się po drugiej stronie okna. Daphne uśmiechnęła się na ten widok, bo wyglądało to tak, jakby ptak pytał swoją towarzyszkę "czy tylko na to cię stać, kobieto?".

          Kobieta za oknem postukała palcem w parapet, tuż obok chlebowej skórki, jakby informowała sowę, że na nic więcej nie może liczyć. Sowa zmierzwiła pióra, ale posłusznie podfrunęła bliżej. Chwyciła zwinnie podarunek i machnęła lekko skrzydłami, mimowolnie wyrażając zadowolenie. Dopiero w tym momencie cicha obserwatorka zauważyła, że do jednej z sowich nóżek przywiązana jest jakaś koperta.

          – Od kiedy sowy roznoszą listy? – Zadała pytanie skierowane w pustkę, ponieważ była w swojej kuchni sama.

          Pokręciła głową, upiła łyk kawy ze swojego kubka i uszczypnęła się w ramię. Kiedy z powrotem spojrzała w stronę parapetu Snape'ów, sowy już nie było. Zmarszczyła brwi w wyrazie zaskoczenia. Powąchała swoją kawę, jakby szukała przyczyny omamów wzrokowych, które wydawało się, że miała.

          Czy to stało się naprawdę, czy wszystko, co przed momentem widziała tylko jej się wydawało?

***

          W tym samym czasie pewien chłopiec o czarnych włosach schodził po niemiłosiernie skrzypiących schodach na śniadanie. Jeszcze zaspany, powoli zaczynał dzień swoich jedenastych urodzin. Wszedł do korytarza i uważając, aby nie obudzić swojego ojca, który spał przed telewizorem w salonie, skierował się do kuchni. Zatrzymał się nagle w drzwiach, przerywając tym samym symfonię graną przez rozklejającą się podeszwę lewego kapcia.

          – Czemu płaczesz mamo?

          Stojąc w drzwiach do kuchni zadał to ciche pytanie, bo zauważył, że siedząca przy stole kobieta ocierała łzy rogiem starej ścierki. Jego ojciec jeszcze spał, więc nie mógł zrobić jej przykrości.

          – Co się stało? – Zapytał jeszcze ciszej, podchodząc blisko niej, łapiąc za rękaw jej swetra.

          – Wszystko dobrze, Severusie. To ze szczęścia – powiedziała do niego, ale chłopiec wątpił, aby była to prawda.

I Patrz UważnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz