Rozdział 28. Co straszy we Wrzeszczącej Chacie?

134 23 114
                                    


          – O Merlinie...

           Sobotni poranek piętnastego lutego zdecydowanie nie był najlepszym porankiem w życiu Charity Burbage. Puchonka otworzyła powoli powieki, które wyjątkowo były ciężkie, jak ołów. Prawie od razu uderzyło w nią ostre światło i zaskakująco intensywny ból głowy.

          Z ociąganiem usiadła na łóżku i rozejrzała się dookoła. Przez chwilę patrzyła zaskoczona na zielony baldachim, aż w końcu jej wzrok padł na stół stojący na środku pokoju i siedzących przy nim Ślizgonów.

          – A kto to się obudził? – Zapytał rozbawionym głosem Severus.

          – Obudziłam się chyba tylko po to, aby umrzeć... – wyszeptała trochę zachrypniętym głosem blondynka. Rozejrzała się jeszcze raz po pokoju i zapytała: – Gdzie Jo?

          – Obudziła się o ósmej i poszła na śniadanie. Nie chciała cię budzić – odparł Rabastan.

          – O nie... teraz będę musiała stąd wyjść sama – jęknęła Puchonka, opadając na łóżko i zarzucając koc na twarz, aby ukryć rumieniec.

          – Jeśli to ci pomoże, ktoś z nas może cię wyprowadzić za rękę – rzucił z rozbawieniem Yaxley.

          – Ślizgoni... – sapnęła słabym głosem Charity.

          – Nie wrzucaj nas wszystkich do jednego worka – prychnął Avery. – Przyniosłem ci z kuchni magiczny koktajl na kaca. – Z dumną miną wskazał na szklankę z jasnozielonym płynem, stojący na szafce nocnej obok łóżka, na którym leżała Burbage.

          Dziewczyna usiadła z powrotem na łóżku i z krzywą miną wzięła szklankę, przyglądając się zawartości pod różnymi kątami.

          – Wygląda jak mus z gumochłona.

          – I dokładnie tak też smakuje – uprzedził uczciwie Nathan. – Szpinak, kefir, sok z cytryny i miód.

          – Merlinie... Kto to wymyślił? – Mruknęła z obrzydzeniem, odkładając szklankę na stolik.

          – Mądrzy ludzie, Burbage. Wszystko, czego organizm potrzebuje, żeby wydobrzeć. W płynnej formie dla ułatwienia, na wypadek, gdyby przeszczep się miał nie przyjąć. – Avery zarechotał.

          – Pij śmiało – zachęcił Bastian. – Jak tego nie zwrócisz, to i obiad się przyjmie.

          – Jeszcze nigdy się tak nie upiłam... – jęknęła, sięgając po koktajl. Upiła dwa duże łyki i zamarła. – Zaraz... Obiad? Która jest godzina?

          – Dochodzi południe – odparł Snape, zerkając na zegarek.

          – O nie – jęknęła znowu. – To znaczy, że już nikt nie śpi i wszyscy będą widzieć, jak stąd wychodzę...

          Upiła kolejny łyk swojego magicznego koktajlu i zakaszlała. Jej twarz przybrała odcień o dwa tony jaśniejszy niż płyn w jej szklance.

          – Tam jest łazienka. – Rabastan wskazał kciukiem na drzwi za swoimi plecami. – Niedawno było sprzątane.

          – Sprzątałeś przed świętami – zauważył Snape. – Prawie dwa miesiące temu.

I Patrz UważnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz