Rozdział 75. Nec stultis solere succurri

53 13 14
                                    




          Wezwanie zaprowadziło go do ciemnej uliczki w nieznanym mu miejscu. Majaczące w oddali lampy uliczne sugerowały, że znajdowali się w jakimś niewielkim miasteczku. Pomimo późnej pory, na ulicach wciąż byli pojedynczy przechodnie, w pośpiechu wracający do swoich domów.

          – Wzywałeś, Panie – powiedział na przywitanie, od razu wykonując pokorny ukłon.

          – Witaj, Severusie – odparł Riddle, odwracając się w stronę nowoprzybyłego czarodzieja. – Schowaj maskę, dziś się nie przyda. Dziś pomożesz mi coś znaleźć.

          Snape wyprostował się i ściągnął maskę. Dopiero wtedy, gdy zrównał się wzrokiem ze swoim mentorem, pod naciągniętym kapturem dostrzegł, że Czarny Pan wyglądał inaczej niż zwykle. Oczy nie błyszczały czerwonym blaskiem, a skóra twarzy była bardziej normalnego odcienia. Wyglądał... normalnie.

          – To tylko fasada – powiedział Riddle, gdy dostrzegł jego zaskoczenie. – Sposób na to, by przybliżyć się do dziedzictwa, które mi się należy. Wszyscy pragniemy być utożsamiani ze swoim dziedzictwem.

          Snape nie mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że Voldemort się mylił. Z informacji, które posłyszał od innych, wiedział, że Lord był spokrewniony z samym Salazarem Slytherinem. Z kim on był spokrewniony?

          Znał tylko rodzinę swojego ojca. Większości z tych mugoli nie spotkał od dobrych dziesięciu lat. O rodzinie matki nie wiedział nic, poza kilkoma opowiastkami, które słyszał na dobranoc. Do tej pory nie dopuszczał do głowy myśli, że ktoś z Prince'ów jeszcze żyje.

          Przecież nie zostawiliby Eileen bez pomocy, prawda? Znał kilka rodzin czarodziejów i wszyscy zawsze trzymali się razem. Społeczeństwo czarodziejów było na tyle niewielkie, że ciężko było nie znać kogoś. Nikt nigdy nie wspominał mu o Prince'ach. Zupełnie, jakby nie istnieli.

          Bez żadnego wyjaśnienia swoich planów, Czarny Pan wyszedł z alejki między budynkami i ruszył przed siebie. Severus szybko zrównał się z nim, pozostając pół kroku za nim. Po kilku minutach marszu ulicą niewielkiego miasteczka skręcili z chodnika na brukowaną ścieżkę prowadzącą do lasu.

          – Dokąd zmierzamy?

          – Cierpliwości. Z naszej dwójki to ty pierwszy zobaczysz to miejsce.

          Podążając dalej ścieżką, dotarli do bramy dość zapuszczonego dworu. Żywopłot przy ogrodzeniu był zaniedbany i wyglądał, jakby nie był strzyżony przynajmniej od kilku sezonów. Dom za ogrodzeniem był ledwo widoczny. Prawdopodobnie otaczały go jakieś zaklęcia, które miały na celu pozbycie się niechcianych gości, zanim ci pojawią się na terenie posiadłości. Wszystko tu wyglądało na opuszczone od przynajmniej kilku lat.

          – Do kogo należy ten dom?

          – Do starego przyjaciela – odpowiedział mu Czarnym Pan. – Co widzisz?

          Severus rozejrzał się, lekko zaskoczony. Czyżby Voldemort nie widział tego, co on?

          – Dwór otoczony żywopłotem. I mosiężną bramę – opisał pokrótce.

          – Doskonale. Spróbuj wprowadzić nas do środka. Jestem prawie pewien, że pomimo zabezpieczeń jesteś w stanie to zrobić.

          – Do środka? Ktoś tu mieszka?

I Patrz UważnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz