Rozdział 24

2.3K 80 4
                                    

Rano natomiast obudziałam się sama w łóżku. Przez chwilę pomyślałam, że Vincent wcale nie spał, jednak kołdra po jego stronie była wyraźnie rozgrzebana, a na poduszcze była mała karteczka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam.

Nagła sytuacja w firmie, musiałem pojechać tam już o szóstej, zobaczymy się na uniwersytecie. Miłego dnia aniołku.

Nie mogłam powiedzieć, że byłam zadowolona z tego faktu. Chciałam spędzić z nim trochę czasu i może to głupie, ale lubiłam to. Dzisiaj miałam z nim zajęcia z prawa cywilnego. Mogłam go spokojnie obserwować z góry, jednak zauważyłam, że był jakiś spięty. Nie mogłam jednak zbyt wiele myśleć na ten temat, gdyż rozdał nam zadania na ocenę, a sam przez resztę wykładu klikał coś na laptopie. Zmęczona psychicznie po stresie związanym z kolokwium wróciłam do domu. W samotności zjadłam obiad, ponieważ Vincent napisał mi, że powinien wrócić o dziewiętnastej do domu. Kiedy już wrócił nawet nic nie zjadł i poszedł do gabinetu. A może specjalnie mnie unika? Pomyślałam nie mając już innego wytłumaczenia bo sytuacja trwa się już czwarty dzień.

- Julio chyba dzisiaj nie jesteś w humorze... co się stało najdroższa?

Zapytał Theodore odwożąc mnie do domu z uczelni.

- Sama nie wiem... Vincent dziwnie się zachowuje.

- To znaczy?

Dopytał skręcając na skrzyżowaniu.

- Praktycznie w ogóle go nie widuję, nie rozmawiam z nim bo on pracuje od rana do nocy... zachowuje się jakby w ogóle nie spał.

Powiedziałam martwiąc się o mojego udawanego chłopaka. Jeszcze pare dni wcześniej mówił mi takie piękne rzeczy, a teaz w ogóle się nie odywa.

- Porozmawiaj z nim.

- Tylko, że on nie chce rozmawiać Romeo... mówi, że na razie nie ma czasu bla bla...

Pokręciłam głową.

- Posłuchaj... ubierz jakąś super seksowną bieliznę, wejdź do jego gabinetu, zamknij tego laptopa i usiądź mu na kolanach... gwarantuje ci, że zadziała.

- Miejmy nadzieję...

***

Kilka godzin później siedziałam w salonie i oglądałam jakieś totalnie bzdury w telewizji, kiedy Vincent w końcu wrócił do domu. Była prawie dwudziesta.

- Cześć aniołku. - Powiedział idąc w moją stronę. Pochylił się i pocałował mnie w czoło. - pójdę jeszcze na chwile do gabinetu i przyjdę do ciebie.

Powiedział na co tylko westchnęłam. Znowu to samo. Chyba Theodor ma rację. Kiedy minęła godzina, a Vincent nie wracał postanowiłam się skonfrontować. Może nie słowo w słowo jak mówił Romeo ale ładna bielizna była pod legginsami i wielka koszulką. Weszłam do jego gabinetu i od razu ruszyłam w jego stronę. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Odeszłam biurko, zamknęłam klapkę laptopa i odwróciłam obrotowy fotel, na który siedział w moją stronę.

- Co ty robisz?

Zapytał oburzony. Usiadłam na jego kolanach i położyłam dłoń na jego karku.

- Co się dzieje Vincemt?

Zapytałam wprost. Zmarszczył brwi jakby nie wiedział o czym mówię.

- A co ma się dziać?

- Vincent nie denerwuj mnie, nie jesz, nie rozmawiasz ze mną, nawet na mnie nie spojrzysz, nie mówiąc tu o czymkolwiek więcej.

Nie ukrywałam swojego zdenerwowania.

- Wiem o tym, ale mam pewne ważne sprawy do załatwienia i muszę to zrobić.

- Co jest takiego ważnego, że musisz wychodzić o szóstej z domu, a wracasz o dwudziestej? Nawet nie wiem kiedy śpisz.

- Nie mogę Ci powiedzieć bo to dotyczy mojej firmy.

Powiedział kompletnie bez emocji.

- I nie powiesz mi bo myślisz, że powiem ojcu?

Nie odpowiedział. Teraz wszystko zrozumiałam.

- Nie będę Ci już przeszkadzać.

Wstałam i wyszłam z pomieszczenia czując jak pieką mnie oczy.
Dupek. Gbur. Frajer. Nieufny palant. Ruszyłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi trochę mocniej niż powinnam.
Co on sobie wyobrażał? Że będę obojętna na wszystko po tym wszystkim co mi powiedział w niedzielę? Pieprzony idiota! Jeszcze podkreślił, że MOJEJ FIRMY! CO ZA FRAJER TAK ROBI!
Wkurzona zmusiłam się do godzinnej nauki, aby zapomnieć o tej sytuacji. Później wzięłam gorący prysznic o położyłam się do swojego łóżka. Szczerze powiedziawszy ani jednej nocy w nim nie spędziłam, a mieszkam tu już prawie trzy tygodnie. Nie mam pojęcia jak długo kręciłam się po całym łóżku, nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.

- Kurwa mać...

Szepnęł sama do siebie mając już dość. Chciałam iść spać, ale obiecałam sobie, że nie będę spać w łóżku Vincenta dopóki nie wróci do normalności. To łóżko nie jest tak bardo wygodne jak łóżko Vincenta, ale co ja mogłam zrobić... Westchnęłam głośno w końcu znajdując sobie jakąś wygodną pozycję. Zaczęłam obserwować zasypiające miasto przez wielkie okna. Nagle usłyszałam kroki, które najprawdopodobniej należały do Vincenta. Chwilę później klamka w drzwiach się poruszyła i wszedł do mojego pokoju. Szybko zamknęłam oczy udając, że śpię i nasłuchiwałam. Delikatnie zamknął drzwi i cichymi krokami zbliżał się w moją stronę. Po chwili poczułam jak kołdrą po drugiej stronie łóżka unosi się, a materac opada pod wpływem ciężaru jego ciała. Przysunął się do mnie. Poczułam zapach jego żelu pod prysznic i proszku do prania. Poczułam jego subtelny dotyk na swojej twarzy, a sekundę później ciepło jego warg na policzku. Czułam jak układa głowę na tej samej poduszce, na której ja ją miałam, ułożył dłoń na mojej talii i westchnęł cicho.

- Nie lubię tych twoich humorków.

Powiedziałam nie otwierając oczu.

- Przepraszam aniołku...

Wyszeptał i znów pocałował mnie w czoło.

- Nie chciałem żebyś poczuła się urażona, po prostu chce jak najszybciej rozwiązać problem.

Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.

- Tu nie chodzi o mnie, tylko o ciebie, nie możesz tak się zaniedbywać, to nie jest zdrowe.

- Wiem...

Przyznał mi rację i zbliżył się aby pocałować mnie w usta.

- Postaram się aby jutrzejszy wieczór mieć wolny i spędzić czas z tobą.

Dobre rozwiązanie, bo nawet nie pamiętam kiedy ostatnio uprawialiśmy seks.

- Okej...

Powiedziałam cicho i zamknęłam oczy wtulając się w jego ciepłe ciało. Mogę zostać w jego ramionach na zawsze.

Perfect Angel [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz