Rozdział 44

2.2K 79 1
                                    

W piątek o godzinie piętnastej wzięłam ciepły prysznic i zaczęłam się szykować na przyjęcie, na które zaprosiła nas Andrea. Odbywało się o godzinie osiemnastej, jednak zanim tam dojedziemy minie godzina czasu. Vincenta jeszcze nie było, gdyż od samego rana siedział w firmie. Obiecał, że wróci na czas w co nie wątpiłam ani trochę. Zawsze jest punktualny i ma szczerą obsesję na tym punkcie. Wyszłam z pod prysznica i narzuciłam na siebie biały, puchaty szlafrok. Usiadłam przy biurku, które teraz częściej będzie służyło mi za toaletkę i zaczęłam robić makijaż. Chciałam tego wieczoru bardziej podkreślić usta, a oko zostawić delikatne. Zazwyczaj robiłam to na odwrót. Włosy wysuszyłam, zakręciłam na lokówkę i spryskałam je lakierem. Będąc w połowie robienia swojego makijażu usłyszałam kroki. Zerknęłam w stronę otwartych drzwi i zobaczyłam Vincenta, który zmierza w moją stronę przez korytarz.

- Widzę, że już się szykujesz.

Uśmiechnął się wchodząc do pokoju. Dopiero teraz zauważyłam, że trzymał w swoich dłoniach granatowe, welurowe pudełko.

- Ważna okazja, Andrea ogłosi płeć dziecka.

Uśmiechnęłam się i odłożyłam pędzel do pudru.

- Mam coś dla ciebie.

Wstałam z krzesła i zrobiłam kilka kroków aby do niego podejść. Z uśmiechem wręczył mi welurowe pudełko.

- Co to takiego?

Zerknęłam w jego zielone oczy.

- Otwórz, myślę że będzie ci dzisiaj pasować.

Przygryzłam dolną wargę i otworzyłam wieczko. Moim oczom ukazał się cały zestaw biżuterii wysadzanej kryształami z srebrnym kolorze. Małe kolczyki, naszyjnik z jednym większym kryształem po środku oraz mały, klasyczny zegarek, który idealnie pasował do reszty.

- Wow...

Westchnęłam zachwycając się biżuterią.

- To prawdziwe diamenty, w salonie ustawili zegarek więc działa jak należy. 

- Z pewnością kosztowały fortunę.

Uniosłam wzrok i znów spojrzałam mu w oczy.

- Dla ciebie mógłbym wydać wszystkie swoje miliony.

Pogładził mnie po policzku. Doceniałam jego gest, jednak noszenie tak drogiej biżuterii przyprawiało mnie o mdłości. A jeśli ją zepsuje? Uniosłam się na palcach i pocałowałam go w usta.

- Dziękuję, są piękne... Chyba idealnie będą pasować do tamtej sukienki... – wskazałam na przylegającą sukienkę sięgając do połowy łydki, która widziała na drzwiach szary. Miała  długi rękaw i dekolt, który uwydatniał moje niezbyt duże piersi. – nie bedzie zbyt oficjalna?

Zapytałam.

- Absolutnie, w tym kolorze jest ci do twarzy.

Błękitny odcień sukienki kontrastował z kolorem moich oczu i włosów. Bardzo lubiłam ten kolor. Zamknęłam pudełeczko i odłożyłam je na blat biurka. Uniosłam dłonie i oplotłam nimi jego kark.

- Jak egzamin?

Zapytał układając swoje dłonie na moich pośladkach, które ścisnął przez materiał szlafroka.

- Mam wrażenie, że poszedł mi najgorzej, ale nie mam pojęcia, dzięki Bogu to już ostatni.

Westchnęłam. Vincent pochylił się i zaczął całować moją szyję, a ja odchyliłam głowę aby ułatwić mu dostęp. Rozchyliłam swoje wargi czując narastające podniecenie gdy jego dłonie z pośladków wspięły się na moje piersi.

Perfect Angel [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz