Rozdział 33

2.2K 72 5
                                    

Vincent

Nie mogłem zapomnieć widoku jej twarzy. Nie było żadnego sposobu abym mógł o tym zapomnieć, a próbowałem już wszystkiego. Leżałem na kanapie i wpatrywałem się w sufit. Było tak cicho bez niej... Mimo mojego wewnętrznego doła wiedziałem, że postąpiłem słusznie. Ona będzie mogła w spokoju zakończyć studia, a ja... A ja jakoś sobie z tym poradzę. Mimo że już odczuwałem boleśnie jej stratę i poczucie bezradności wiedziałem, że tak po prostu będzie lepiej. Dla niej... Wiem, że cholernie ją skrzywdziłem, jednak łatwiej będzie jej się pogodzić z tym, że ją zraniłem niż z tym, że musimy się rozstać z przymusu. Czułem się okropnie. Brzydziłem się samym sobą wiedząc jak bardzo ją zraniłem... Jakich słów użyłem żeby ją zranić z pemedytacją. Nie mogłem wytrzymać uczucia jakie będzie mi towarzyszyło przez natępne długie dni. Słyszałem charakterystyczny dźwięk, który wydawała z siebie winda podczas otwierania drzwi. W głębi duszy urodziła się nadzieja, że mogła to być Melania. Jednak szybko zwątpiłem w to kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Ona nigdy nie pukała. Wzdychając głośno podniosłem się z kanapy i niechętne poszedłem otworzyć drzwi.

- Sto lat przyjacielu!

Krzyknął Matteo, który trzymał małego Lucę w nosidełku.

- Wszystkiego najlepszego Vincent!

Zawołała Stella wchodząc do mieszkania i od razu podając mi prezent zapakowany z granatowy papier.

- Dziękuję, wejdźcie.

Zaprosiłem ich ponurym gestem dłoni.

- Przepraszamy, że nie mogliśmy przyjechać wczoraj, ale Luca strasznie płakał cały dzień i noc, nie chcieliśmy psuć atmosfery.

Wytłumaczyła się Stella ściągając swój płaszcz.

- Nic się nie stało, wiadomo że zdrowie dziecka najważniejsze...

Zamknąłem drzwi i przeszliśmy do mieszkania gdzie odłożyłem pakunek na blat.

- Jesteś sam?

Zapytał Matteo, który usiadł przy wyspie, a w tym czasie Stella wyciągała młodego z nosidełka.

- Tak... napijecie się czegoś?

Zapytałem chcąc odwrócić uwagę przyjaciela od drażliwego tematu.

- Ja herbatę poproszę.

Uśmiechnęła się Stella rozbierając Lucę z czegoś w rodzaju zimowego kombinezonu. Wstawiłem wodę w czajniku elektrycznym i wyciągnąłem kubki z szafki.

- Co się dzieje? Coś z Benito?

Dociekał Matteo. Człowieku czy to chociaż raz nie możesz się zamknąć do kurwy nędzy?!

- Z Benito wszystko dobrze.

Odpowiedziałem wkładając do kubków torebki z herbatą.

- No to powiesz mi co się stało czy mam zgadywać? Nie jestem ślepy.

Odwróciłem się do niego wzdychając cicho. Jak na złość Stella usiadła obok niego i przysłuchiwała się temu co mówię.

- Skrzywdziłem Melanię... bardzo... czuję się jak nic nie warta kupka gówna i nie mam ochoty się przed tobą tłuaczyć.

Warknąłem powstrzymując się żeby nie pierdolnąć dłonią w blat tak mocno, że z pewnością pękłby na pół.

- Co takiego zrobiłeś? Może nie skrzywdziłeś jej tak bardzo jak ci się wydaję.

Powiedziała Stella niebywale spokojnym głosem. Powiedziałem im wszystko. Słowo w słowo zacytowałem swoje słowa z dzisiejszego ranka, których nigdy już więcej sobie nie wybaczę. Dobrze wiedziałem, że bądą nawiedzać mnie w snach.

Perfect Angel [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz