☀️[12]🌕

179 7 0
                                    

Finał graliśmy z Akademią Mirażu. Ciekawe komu teraz Nicholas kibicuje ale dobra te rozmyślania na bok zaraz wychodzimy na murawę. Muszę mieć czysty umysł.

Stresowałem się trochę, ponieważ nie znaliśmy stylu gry Akademii Mirażu wiedziałem tylko, że są dobrzy w ofensywie przez to mieli osłabioną defensywę. Powiedział mi o tym pewien blondyn znany pod imieniem Nicholas (kosztowało mnie to dwie paczki żelków).

Nasze dwie drużyny stały przeciwko sobie a ja i kapitan przeciwników Harold Hudini uścisneliśmy sobie dłoń. Potem wszyscy się rozeszliśmy na swoje miejsca. Zająłem miejsce w środku pola. Dobra wdech wydech muszę się skupić na grze. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego powiedziałem do drużyny:
-Chłopaki pamiętajcie sprawiedliwa gra. Rozkoszujemy się tą grą.
-Tak - krzykneli wszyscy zgodnie.

Byli tak dobrzy jak my szliśmy łeb w łeb ale to przecież finały nikt nie spodziewał się łatwej gry. Pierwsza połowa szybko minęła mecz był strasznie wykańczający. Cała drużyna siedziała i żywo o czymś rozmawiała ją za to cicho powiedziałem że idę się odświeżyć do toalety.

Jak wszedłem do toalety zobaczyłem wielkie lustra których tak nienawidziłem. Łzy piekły mnie w oczy dlatego szybko zmoczyłem twarz zimną wodą. Musiałem się ogarnąć dla drużyny zależy na wygranej nie mogę się teraz rozkleić. Stałem nad zlewem cały czas polewając twarz wodą. Mój momęt załamania przerwał nikt inny jak Victor Blade.

-Arion wszystko dobrze? Jesteś jakiś nie swój i się martwię - powiedział widocznie zmartwiony.
-Tak, tylko... - powiedziałem
-Tak?
-Nie nic. Victor wszystko dobrze - powiedziałem i obdarowałem go ciepłym uśmiechem. Chyba mi uwierzył bo nie wracał do tematu tylko wystawił rękę w moją stronę.
-Chodź zaraz się zacznie druga połowa - z przyjemnością odwzajemniłem uścisk dłoni. Dobra naprawdę muszę się skupić na meczu bo jak na razie jest 0:0 a musimy to wygrać nawet jagby miałby to być mój ostatni mecz.

Gra była jeszcze bardziej zacięta niż wcześniej, szliśmy łeb w łeb. Musieliśmy wypruwać żyły tym bardziej, że Akademia prowadziła. Musimy strzelić co najmniej dwa gole by wygrać. Na szczęście mieliśmy ukrytego asa czyli podwójną moc ognistego tornada. Ja i Victor postanowiliśmy zaatakować razem to była ostatnia szansa jeśli teraz się nie odkujemy to już przegraliśmy.

Gdy znaleźliśmy okazję do strzału zrobiliśmy to bez zastanowienia i to nam popłaciło był gol jeszcze jeden i wygramy. Problemem było to że ten ruch był strasznie wymagający i było mi strasznie słabo, ale nie mogłem się użalać tylko dalej walczyć. Dla drużyny.

Drugi strzał wykonaliśmy w ostatniej minucie meczu dzięki temu wygraliśmy cały turniej ale nie zbyt mnie to nie cieszyło. Było mi strasznie słabo piszczało mi w uszach i robiło mi się ciemno przed oczami próbowałem to ignorować ale nagle było mi zupełnie ciemno przed oczami i chyba upadłem.

Pov Victor

Wygraliśmy tak! Nareszcie. Spojrzałem na Ariona który stał kawałek dalej oddemnie był jakiś nie swój nie cieszył się a po chwili poleciał do przodu. Zerwałem się szybko zobaczyć o co chodzi
-ARION! Arion co ci? - nie odpowiadał. Reszta drużyny podbiegła zobaczyć co się dzieje z ich kapitanem a z trybun wyskoczył Nicholas. Nie wiedziałem że był dziś na meczu.

-Victor idioto zrób coś - Powiedział w panice i zdenerwowaniu.
-Co niby?! - odpowiedziałem mu. Popatrzył na mnie jak na debila i zaczą wykonywać rko (pierwszą pomoc) przez panikę zupełnie o tym zapomniałem. Przyłorzył ucho do jego klatki piersiowej potem szybko się oderwał i powiedział.
-Kurwa nie oddycha - Złożył ręce i uciskał klatkę piersiową. Pod nosem powoli liczył jak skończył popatrzył na mnie szybko zrozumiałem o co chodzi sztuczne oddychanie. Złączyłem nasze usta i wpuściłem dwa wdechy. Podniosłem głowę a Blądnyn szybko sprawdził czy pomocnik oddycha.

-Mamy to znów oddycha - powiedział z ulgą na twarzy. Po chwili zjawili się ratownicy a Nicholas zdał im relację.
-Chwilowe NZK zostało wykonane RKO pacjent na nic nie choruję - a ciszej już dodał - najprawdopodobniej nie niedożywiony - te słowa miały być skierowane tylko dla ratownika ale przez przypadek także je usłyszałem. Jak to przecież mówił że jadł on mnie okłamał? Ale czemu nie ufa mi?
                                  ***
Siedziałem przy jego łóżku szpitalnym. Przychodziłem tu codziennie od trzech dni z nadzieją każdego dnia, że się wybudzi.

-Przepraszam to moja wina Arion. To ja chciałem byśmy strzelali bramki podwójnym tornadem. - Każdego dnia mówiłem to samo wiedziałem że to moja wina przeze mnie teraz on jest w szpitalu tak samo było z moim bratem. Zawsze muszę coś spieprzyć zawsze krzywdzę innych. Jestem beznadziejny. Po moich policzkach spłynęła pierwsza łza a za nią kolejna już zupełnie się rozkleiłem.

Nagle poczułem jak czyjaś dłoń ściera łzy z moich policzków.
-Kochanie nie płacz i nie obwiniają się proszę - powiedział tym swoim słodkim i ciepłym głosem a potem obdarował mnie swoim ciepłym uśmiechem.
-Arion... Ja pójdę po lekarza - powiedziałem i poinformowałem pielęgniarkę o wybudzeniu się Ariona. Szybko zawołała jakiegoś lekarza i powiedziała że muszą go jeszcze zbadać. Usiadłem pod salą i chwyciłem za telefon by poinformować parę osób o tym że się wzbudził. Pierwszorzędnie napisałem do jego cioci potem do Nicholasa a na koniec napisałem na grupie naszej drużyny.
                                        ***
Jego badania trwały wieczność jak już się skończyły szybko pojawiłem się w jego pokoju.

Pov Arion

Po nudnych badaniach i przesłuchaniu lekarza nareszcie sobie poszli a do mojego pokoju wszedł Victor.

-Jak się czujesz? - powiedział siadając obok mojego łóżka na stołku.
-Jest lepiej. To nie twoja wina że zemdlałem po meczu nie obwiniaj się.
-Dlaczego mnie okłamałeś? Mówiłeś że jadłeś. Nie ufasz mi?
-To nie tak Victor ja ci ufam ale nie chciałem cię martwić.
-Arion ja chcę wiedzieć co się u ciebie dzieję i będę się martwić nie zmienisz tego.
-Przepraszam po prostu nie chcę być ciężarem.
-Nawet nie gadaj głupot nie jesteś żadnym ciężarem. Nie masz prawa nawet tak myśleć.

Victor posiedział ze mną jeszcze trochę a potem musiał już niestety iść. Potem ciocia jeszcze przywiozła moje rzeczy łącznie z prezentem dla Victora już jutro są jego urodziny.
***
Przez długi czas nie mogłem zasnąć tym bardziej że Xanax został w domu. Do głowy przyszła mi jedna myśl. Nie, nie mogę tego zrobić. Moje ciało samo wstało i poszło w stronę lustra, spojrzałem na siebie. Wyglądałem jak wrak człowieka.

Moja pięść sama się ścisnęła tak bardzo siebie nienawidzę. Moja ręka poszła w stronę lustra i rozwaliła je na małe kawałki. Nie zbyt to przemyślałem dlatego bo większość kawałków wbiło mi się w rękę niektóre poleciały i wbiły mi się w twarz a jeszcze inne w mój tors. Z bólu się skuliłem, szybko do mojego pokoju weszła pielęgniarka w długich fioletowych włosach spiętych w koka i niebieskich oczach.

-Co się stało? - spytała pielęgniarka
-Ja przez przypadek wpadłem na lustro - odpowiedziałem wymyślając jakieś kłamstwo
- Jak?
- Chyba właśnie lunatykowałem - powiedziałem i delikatnie się zaśmiałem. Rysy jej twarzy delikatnie się rozluźniły. Chyba mi uwierzyła.
-Chodź musimy iść na chirurgię żeby wyjęli ci to całe szkło. - powiedziała i delikatnie pomogła mi wstać.

Jak byliśmy już w sali chirurgicznej dwoje mężczyzn wyjmowali ze mnie szkło. Ból był porażający ale musiałem być silny. Po skończonej robocie pielęgniarka zabandażowała mi rękę a na twarz nałożyła mi opatrunki.

-Dziękuję proszę pani. - powiedziałem jak wracaliśmy do mojej sali.
-Proszę mów na mnie Camillia.
-Dobrze ale naprawdę dziękuję.
-To nic wielkiego
___________________________________________
1164❤️❤️❤️
Mam nadzieję że u was wszystko dobrze. Pamiętajcie by wypić wodę. Miłego dnia/wieczoru/dobranoc😘😘😘

Walczę dla ciebie - KouTenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz