Christian
– Usiądźcie – Alberto oparł dłonie na blacie i poczekał, aż wszyscy zajmiemy miejsca. Gdy szuranie krzeseł ustało, odezwał się ponownie: – Zebranie nie potrwa długo. Musimy tylko omówić kilka kwestii.
Byłem tak zmęczony, że powieki niemalże same mi się zamykały. Brak snu, niebezpiecznie szybkie tempo i ogromny stres zrobiły swoje, zerkając na boki i przypatrując się przyjaciołom, stwierdziłem, że wyglądają równie chujowo, co ja.
Wszyscy ubrani w ciemne ciuchy, które kontrastowały z naszymi niewyspanymi, kredowobiałymi twarzami, sińce pod oczami sięgały nam prawie połowy policzków no i te spojrzenia... puste, smutne, pełne niedowierzania.
Nim rozpoczęliśmy naradę, dowódca wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Musiało być naprawdę beznadziejnie, skoro nie wyszedł na dwór i zdecydował się kopcić we własnym salonie.
– Dobrze, widzę, że jesteśmy już wszyscy... – podjął.
– Nie ma jeszcze Neila i Olivii – zauważyła cichutko Nancy. Ubrana w za duży, rozciągnięty sweter w odcieniu szarego śniegu zgromadzonego przy bardzo ruchliwej, zanieczyszczonej ulicy, wyglądała, jak siedem nieszczęść. – No i Alice... – przyjaciółka przeniosła wzrok na mnie.
Pokręciłem głową.
– Alice nie przyjdzie. Musi teraz dużo odpoczywać, już i tak jest kłębkiem nerwów. – wyjaśniłem, po czym dodałem: – Nie wspominałem jej też o tym, że Liam zyskał nową funkcję w Malbacie. Was również proszę o dyskrecję.
Zatajanie przed żoną czegoś tak ważnego, było dla mnie cholernie trudne. Wcale nie chciałem okłamywać Alice, po prostu wiedziałem, jak przyjęłaby tę informację i pragnąłem oszczędzić jej i małemu stresu.
Decyzja i tak została już podjęta. Liam dopiął swego – na własne życzenie z dziecka przeistoczył się w mężczyznę, zajmował to samo miejsce w hierarchii, co większość członków naszej rodziny, skończyło się traktowanie go z pobłażaniem.
Czy byłem z tego powodu dumny, zadowolony? Oczywiście, że nie, ale niby co miałem zrobić? Mój syn niedawno skończył siedemnaście lat, jedynym wyjściem byłoby trzymanie go w domu pod kluczem, aż do ukończenia pełnoletniości, lecz coś podpowiadało mi, że i ten plan zakończyłby się klęską.
Liam wiedział, czego chciał, i choć był w tym jeszcze niesamowicie nieporadny, cechowały go siła i upartość. Nie odpuszczał, dążył do celu. Miał świadomość, jak wygląda ten popieprzony świat, przecież jego biologiczna matka została skatowana na śmierć, a i tak konsekwentnie pchał się w to bagno. Nikt nie mógł go powstrzymać.
Nawet ja.
– Oczywiście – Alberto przyłożył zapalniczkę do końcówki szluga, którego trzymał między wargami. – Ja również uważam, że na razie powinniśmy oszczędzić Alice szczegółów. To dla dobra waszego dziecka, a mojego wnuka.
Astrid powoli uniosła dłoń.
– Wciąż nie ma Lewisów – zgłosiła niemrawo.
– Wiem – odparł dowódca. – Neil nie przyjdzie na dzisiejszą naradę, jest w domu z Olivią i Lillian.
Uniosłem brwi w zdumieniu.
– Odpuścił sobie zebranie?
– Nie. Nie dostał o nim informacji.
– Dlaczego?
Alberto popatrzył na mnie jak na durnia.
– A jak ci się wydaje, do cholery? Nie zauważyłeś, że dzieje się z nim coś złego?
Spuściłem wzrok na swoje splecione palce.
Oczywiście, że zauważyłem. Ciężko nie zauważyć przyjaciela, który dosłownie przypomina śmierć i zachowuje się, jakby postradał zmysły. Nie potrafiłem postawić jednoznacznej diagnozy, daleko mi przecież do lekarza, ale jedno wiedziałem na pewno – z Neilem coś było nie tak.
Odruchowo łypnąłem na Benjamina.
– Jak myślisz, co mu jest?
Minęło kilka sekund, nim doktorek załapał, że swoje pytanie kierowałem do niego.
Ledwo kontaktował, wszystko, co wydarzyło się zeszłej nocy, odcisnęło na nas bolesne piętno, więc nim mężczyzna zabrał się do odpowiedzi, przetarł przesuszoną twarz rękawem czarnego swetra. Nie wiedziałem, czy składał w głowie myśli, czy może był tak nieprzytomny, że musiał się nieco ożywić.
– O co pytałeś? – westchnął po dłuższej chwili, udowadniając tym samym, jak bardzo go odcięło.
– Jak myślisz, co się dzieje z Neilem? – powtórzyłem.
Benny potarł powiekę pięścią, po czym rzucił:
– Nie jestem specjalistą w każdej dziedzinie, ale wygląda mi to na zaburzenie psychiczne będące odpowiedzią organizmu na ekstremalnie stresujące sytuacje, które przekraczają zdolność danej osoby do radzenia sobie i przystosowania się do nowych warunków.
Miałem ochotę przewrócić oczami.
– A tak po naszemu, Benny? – poprosiłem o sprecyzowanie.
– Pierdoli mu się w głowie.
No i proszę, tę diagnozę zrozumiałem z łatwością.
– Dzięki, tak lepiej – sapnąłem, oparłszy łokcie na blacie, a brodę na złączonych dłoniach. – Kiedy mu to minie? Jutro? Pojutrze?
Tym razem nie Alberto, a Benjamin zaczął się na mnie gapić jak na idiotę.
– Skąd mam to wiedzieć, Christian? Nie mam nawet pojęcia, czy nie doznał jakiegoś urazu mózgu podczas dachowania. Neil ewidentnie wypiera to, co się stało. Unika rozmów o Masonie, nie pogodził się z tym, co spotkało Rachel. Być może po prostu czuje wyrzuty sumienia, które z czasem przeminą, a może będzie potrzebował specjalistycznego leczenia.
Astrid głośno pociągnęła nosem, efektem czego w mig przeniosłem na nią swoją uwagę. Przez cały czas siedziała cicho, toteż dopiero wtedy zauważyłem, że przyciskała policzek do piersi Tary, a z oczu płynęły jej łzy.
– To moja wina.
– Astrid, nawet tak nie myśl – moja teściowa zaczęła gładzić kobietę po drżących plecach.
– Gdybym lepiej sprawdziła tę trasę, być może odkryłabym, że to pułapka.
Alberto pochylił się do popielniczki, by zgasić w niej resztkę peta i westchnął ciężko, wręcz depresyjnie.
– Jeżeli Elvis Moore nie dopadłby nas na przejeździe kolejowym, zrobiłby to w innym miejscu, dziecko – szef zwrócił się do Astrid. Choć wyglądał na kurewsko spiętego, jego głos był pokrzepiający i pełen wsparcia. – Ten człowiek jest niebezpieczny, wiedzieliśmy o tym, a jednak nas zaskoczył. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca, ale niestety mają. – Dowódca wziął głęboki wdech, po czym dodał o wiele smutniejszym tonem: Sam nie potrafię zaakceptować tego, że ta misja zakończyła się tragedią. Wszystko miało wyglądać inaczej.
– Chciałabym cofnąć czas...
– Wiem, Astrid. Ja również.
Brzuch znów zaczął mnie boleć. Przed zebraniem połknąłem dwie tabletki, lecz najwyraźniej była to zbyt słaba dawka. Stres wykręcał mój żołądek na wszystkie strony.
– Skoro już jesteśmy przy temacie wypadku – Alberto odchrząknął pod nosem – nie będę owijał w bawełnę. Wszyscy rozumiemy powagę sytuacji, prawda?
Równocześnie pokiwaliśmy głowami, niczym wataha plastikowych piesków, które machają łbami w samochodzie.
– Nancy, kochanie, z tobą rozmawiałem już wcześniej. Chcesz iść do siebie?
Kobieta uniosła załzawione spojrzenie na szefa.
– Nie, zostanę.
– W porządku – Alberto nie sprzeciwiał się decyzji Nancy i kontynuował: – Mason przeszedł bardzo skomplikowaną operację. Żyje, ale jego nogi nie dało się uratować. Lekarze nawet nie próbowali jej przyszyć, wręcz przeciwnie, musieli usunąć jeszcze kawałek uszkodzonego, rozszarpanego ciała – mężczyzna powoli wstał z krzesła i przyłożył sobie rękę do uda. Zrobiło mi się słabo. – Dotąd. Mason stracił całą nogę. Jakieś pytania?
Jakieś pytania?
Kurwa! Całe mnóstwo!
Zrozpaczony poderwałem się z miejsca, zacząłem nerwowo krążyć po salonie. Nie potrafiłem wysiedzieć na dupie, paliły mnie wszystkie mięśnie, a wnętrzności boleśnie kurczyły się i naciągały, niczym miech akordeonu.
Zrozumiałem, że mój przyjaciel został kaleką. Już nigdy nie odzyska pełnej sprawności.
– Kiedy będziemy mogli go zobaczyć? – wydusiłem z siebie.
– Operacja skończyła się kilka godzin temu – odpowiedział Alberto. – Mam nadzieję, że niedługo będziemy mogli przewieźć Masona do domu. Na razie musi zostać na tygodniowej obserwacji.
– Ja pierdolę – jęknąłem żałośnie.
– Załatwimy mu najlepszych rehabilitantów, specjalistyczny sprzęt i protezę.
Miałem ochotę wrzeszczeć, wyrzucić z siebie, że chuj mnie obchodzą rehabilitanci, przyrządy dla kalek i jebana sztuczna noga, że Mason nie da sobie rady, że się załamie, że się podda... Na szczęście nie zdążyłem tego zrobić.
Mój syn okazał się bardziej opanowany i gdy już otwierałem usta, aby zacząć krzyczeć te potworne i kompletnie nieprzemyślane rzeczy, Liam zapytał:
– Co z lekarzami? Zostali przekupieni?
Nawet nie wpadłem na to, żeby poruszyć ten temat, choć, kurwa, był przecież szalenie istotny. Bezpieczeństwo naszej rodziny wisiało na włosku.
Alberto zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie, w tym przypadku próby wręczenia łapówki mogłyby okazać się zbyt ryzykowne. Dziesięciu konowałów pójdzie na układ, a jeden się wyłamie i będziemy spaleni. Na razie trzymam rękę na pulsie, lekarze kupili wersję o przypadkowym wypadku samochodowym.
Przygryzłem opuszkę kciuka.
– Myślisz, że go nie rozpoznają? – wysepleniłem.
– Na to liczę.
– Och, świetnie.
– Uspokój się, Christian – szef upomniał mnie twardo. – Robię co mogę. I mam plan.
Wróciłem do stołu, odsunąłem swoje krzesło i ponownie na nim usiadłem.
– Zdradzisz go nam? – zastukałem palcami o szklany blat.
Mężczyzna chyba tylko czekał, aż o to zapytam, bo bez idiotycznego przeciągania zabrał się do wyjaśnień:
– Po pierwsze – podkreślił z powagą – na wszelki wypadek zamknąłem wszystkie porty. Żadna dostawa prochów nie dotrze do Norwegii drogą morską, teraz musimy być szczególnie ostrożni. Jeden fałszywy ruch i po nas. Wszystko, na co pracowaliśmy przez ostatnie lata, pójdzie się jebać.
Skinąłem głową. Brzmiało to dość logicznie.
– Jak duże straty przyniesie nam ta przerwa?
– Milionowe, rzecz jasna – odpowiedział Alberto. Nie brzmiał na przejętego i ani trochę mnie to nie dziwiło, aktualnie forsa odgrywała najmniej istotną rolę w całym tym syfie. I tak mieliśmy jej w bród.
– A po drugie?
– Po drugie musimy zapobiec nadciągającej katastrofie. Kierowca, który podwoził Liama i Benny'ego prawdopodobnie ich rozpoznał, lekarze w każdej chwili też mogą zacząć coś podejrzewać.
Skrzyżowałem nogi w kostkach, a następnie mocno zacisnąłem palce u stóp.
– Więc co zrobimy? – szepnąłem, nie odwracając od mężczyzny intensywnego spojrzenia.
Obserwowałem twarz Alberto z niebywałą uwagą i byłem pewien, że gdyby Malbatu nie spotkał tak traumatyczny koszmar, a nasze rany nie były tak świeże... zobaczyłbym na jego ustach cwany uśmiech.
– Damy ludziom to, czego potrzebują.
Moje brwi lekko się uniosły.
– To znaczy?
– Potwierdzenie, że od lat siedzimy w pierdlu.
CZYTASZ
MALBAT TOM 5
Mystery / ThrillerBędzie mocno, będzie bardzo krwawo, będzie mrocznie, będzie śmiesznie. Kiedyś wymyślę lepszy opis... Albo i nie :) OSTRZEŻENIE: Opowiadanie zawiera opisy przemocy, brutalnych tortur, przemocy seksualnej, narkotyków, wulgaryzmy.