7

2.7K 142 23
                                    

Rey

Poniżałam się. Klęczałam naga, zbrukana i przerażona przed swoim porywaczem. Przytulałam się do jego nóg, zachowując się żałośnie. Miałam tego świadomość, a i tak to robiłam. 

Płakałam, wtulając się w jego nogi tak, jakby od tego zależało moje życie. Jedynym, o czym w tej chwili marzyłam, było poczucie się bezpiecznie. Nie byłam jednak pewna, czy było to możliwe. Chyba już nigdy nie miałam poczuć się bezpieczna. 

Nagle Kunzite przede mną uklęknął. Wziął w dłonie moją twarz i spojrzał mi w oczy. 

- Kochanie, błagam cię. Nie zachowuj się tak. Należysz do mnie.

- Nie - pokręciłam głową, patrząc na mnie z błaganiem. - Nie, Kunz...

Mój morski porywacz mnie objął. Mocno mnie przytulił, a ja się poddałam. Nie miałam sił, aby dłużej z nim walczyć. Co więcej, z własnej woli zarzuciłam mu ręce na szyję i płakałam. Przynajmniej tyle mogłam robić. Płakać nad swoim okropnym losem. 

Było mi zimno. Czułam się głupio. Wiedziałam, że klękając przed nim, oddawałam mu w pewien sposób cześć, ale wcale nie tego chciałam. Zamierzałam błagać go nawet na kolanach o to, aby mi pomógł. To on bowiem był jedynym stworzeniem, które mogło udzielić mi pomocy. 

- Czy przed pójściem spać chciałabyś coś zjeść, słoneczko? 

Wtulałam twarz w jego ramię. Pokręciłam przecząco głową, gdyż za nic nie byłam w stanie myśleć o jedzeniu. 

- Mogę coś dla ciebie przygotować, Rey. Mam w zapasie mnóstwo smacznych ryb. Morskie dno skrywa wiele przysmaków, których ludzie nigdy nie poznają. Na pewno ci to posmakuje. 

- Nie chcę nic jeść - wydusiłam z bólem i smutkiem.

- Kochanie, ale... 

- Nie jestem głodna - powiedziałam i mimo, że chciałam, aby mój głos zabrzmiał ostro, tak mówiłam bardzo spokojnie i ulegle. - Proszę, nie każ mi niczego dzisiaj jeść. Nie dam rady.

- Dobrze, słoneczko. Już dobrze. W takim razie położymy się spać, w porządku? 

Pokręciłam przecząco głową. Zdjęłam ręce z jego szyi, gdyż nie chciałam dłużej go przytulać. Rozpaczliwie potrzebowałam poczucia bezpieczeństwa, jednak nie mogłam szukać go w swoim porywaczu. 

Nie mogłam zapomnieć o tym, co zrobił mi Kunzite. Może uratował mi życie, ale tym samym mnie zniewolił. Uwięził mnie na samym dnie morza, skąd nie było ucieczki. Jakby tego było mało, zamierzał trzymać mnie tutaj na zawsze, w przyszłości czyniąc mnie swoją żoną. Zgwałcił mnie i tym sposobem nałożył na mnie klątwę, jak sama to nazwałam. Obecnie nosiłam na szyi obrożę, więc teoretycznie nic mi nie groziło, ale Kunzite nie był istotą, której w pełni ufałam. Nie wiedziałam więc, czy gdy jutro się nie obudzę, nie będę miała ostrych pazurów albo zielonej skóry.

Nienawidziłam swojego brata za to, co mi zrobił. Wiedziałam, że już nigdy nie zobaczę Sama, więc to mnie cieszyło, ale z drugiej strony rozpaczliwie chciałam wykrzyczeć mu prosto w twarz, jak bardzo nim gardziłam. Robiłam dla niego wszystko i starałam się być najlepszą siostrą, ale dostałam za to karę. Taką, o której nie śniłabym w najgorszych koszmarach. 

Nagi Kunzite wstał. Pochylił się, aby wziąć mnie na ręce, ale ja odsunęłam się od niego gwałtownie. Padłam na tyłek, plecami uderzając się o łóżko. Wykrzywiłam twarz w grymasie bólu. 

- Kochanie, nie bój się mnie. Mówiłem ci, że cię nie zranię. Proszę, nie obawiaj się mnie, mój człowieku. 

Pokręciłam przecząco głową, gdy Kunzite zbliżył się do mnie i po chwili miałam przed sobą jego stopy. Gdyby nosił buty, miałby chyba rozmiar 49 albo 50. Poważnie, nigdy nie widziałam takich dużych męskich stóp. W dodatku miał pazury, a nad piętą znajdowały się małe płetwy. 

Sea MonsterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz