Rozdział 48

55 1 0
                                    

*rok później*

Rok temu na wakacjach,prosto powiedziałam jak chce by mój ślub wyglądał.
No i tak się stało,właśnie szykowałam się do własnego ślubu,nawet jeszcze nie pobrałam się,a już miałam łzy szczęścia w oczach.

-Boże,Sadie ja się stresuje.-wyszeptałam,po czym spojrzałam na siedzącą mamę z kuzynkami Sinclair.-Mamo,czy ty też tak się stresowałaś przy ślubie?-zapytałam.

-Tam córeczko.-przytaknęła.-zwymiotowałam kilka razy ze stresu,bałam się,ale ten dzień był najszczęśliwszym dniem na świecie,nie licząc twoich narodzin,uwierz mi,będzie cudownie.-Jej słowa brzmiały jak obietnica.

Ostatni raz popatrzyłam w lustro,biała suknia typu księżniczki z białym gorsetem i materiałem koronkowym przy piersiach,wyglądałam oszałamiająco,ale jednocześnie bardzo skromnie.
Moją twarz zrobił mocny makijaż,ale jasny i pełne usta w różowym odcieniu,różowe policzki i opadające blond włosy na ramiona,które były idealnymi lokami,na głowie miałam biały,koronkowy welon.

-Wyglądasz pięknie.-Skomentowała Lily.-Nie masz się czym stresować,uwierz mi,przechodziłam to ponad trzy miesiące temu i byłam najszczęśliwszym człowiekiem.
Wszystkie druhnę,Sadie,Briana i Lily były ubrane w różowe,satynowe sukienki na ramiączka,sięgające do kostek i wszystkie wyglądały cudownie.

-Chyba się zaraz popłaczę.-mruknęłam,wtulając się w mamę,która miała niebieską sukienkę,elegancką i ładną.

-Oh skarbie.-Westchnęła,głaszcząc mnie po włosach.-Nie płacz bo makijaż zepsujesz,chyba już czas,co?

-Chyba tak.-przytaknęłam.

***

Wszystkie emocje we mnie żyły,byłam tak zestresowana,że bukiet białych róż i różowych gipsówek,o mało nie wypadał mi z rąk bo były takie śliskie od potu,wywołany stresem.

-Kocham cię skarbie.-mruknął tata,który zaraz miał mnie wyprowadzić na ołtarz,w pięknym kościele,który skradł moje serce przez architekturę.-Chodź,nie martw się Addie,będzie dobrze,tak?

-Ja wiem.-Powiedziałam cicho.-Po prostu,trochę się stresuje.-Dodałam,lecz i tak podeszłam bliżej do taty i wkroczyliśmy do kościoła,idąc środkiem,w oddali widziałam jego w czarnym garniturze,Victora i mąż Lily oraz chłopak briana po prawej stronie Damona,a po lewej dziewczyny w różowych sukienkach,który się uśmiechały na mój widok.
Głęboki oddech pozwolił mi się trochę uspokoić,gdy podeszłam do ołtarzu,tuż koło czarnowłosego,który wpatrywał się we mnie jakbym była aniołem który właśnie zszedł na świat,tak jakby nikt inny nie miał znaczenia,tylko nasza dwójka.
Odwzajemniłam uśmiech,po czym spojrzałam na księdza,który udzielał nam ślubu.

Po włożeniu obrączek,nadszedł ten czas,który każdy czekał najbardziej.

-Ja Damon Walker,biorę ciebie Adeline Wanner za żonę i ślubuje ci miłość,wierność i uczciwość.

-Ja Adeline Warner,biorę ciebie Damonie Walkerze za męża i ślubuje ci miłość,wierność i uczciwość.

***

Oficjalnie byłam Adeline Walker,nosiłam nazwisko osoby którą kochałam nad życie,byłam szczęśliwa,gdy dotarliśmy na miejsce wesela,białym mustangiem.

Duża sala weselna z widokiem na morze i dużym podwórkiem,było cudownie,naprawdę pięknie.
Sala miała jeden podłużny stolik,nie mieliśmy dużo gości,więc każdy siedział przy jednym stole,choć my i Damon mieliśmy inne krzesła,to każdy siedział obok siebie.
Duży parkiet do tańczenia,szwecji stół i drugi stół pełnym słodkich przekąsek.

Unexpected loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz