Rozdział 18

8.2K 541 62
                                    


Hejo! Znów mi się pisać nie chciało, ale... wyszedł z tego tak zajebi... ekhem... rozdział, że normalnie zieje dumą!

A co lepsze, pomysł na ten rozdział podsunęła mi jedna z czytelniczek (po przeczytaniu tego rozdziału, będzie wiedziała, że o nią chodzi ;) ) Bardzo Ci dziękuję! Dzięki tobie mogłam zrobić wątek do którego kompletnie nie miała oprawy, a ty mi ją dałaś! Jeszcze raz Wielkie Dziękuję!

W każdym bądź razie, Kocham was wszystkich! :P

Miłego czytania!

---

Dni płynęły szybko, choć... miały w sobie jakiś senny blask, który sprawiał, że Calvia zaczęła zastanawiać się nad pewnymi sprawami.

W końcu nadszedł dzień, w którym Natan znów musiał wyjechać. Tym razem Calvia wstała wcześniej, by mogła go pożegnać.

-Calvio wybacz, że będziesz miała tyle na głowie, ale wierzę, że dasz radę -Natan uśmiechnął się, całując ją w policzek.

Taaa... "Tyle na głowie" to mało powiedziane. Calvia dzień po Dniu Zakochanych dowiedziała się, że za tydzień odbywa się audiencja u króla i królowej, i, że akurat w ten dzień Natan będzie na posiedzeniu rady. Musi sama się wszystkim zając, przygotować mowę, a na koniec samotnie przyjąć kilka setek próśb od poddanych z pobliskich miast. No po prostu super!..

-Nie ma sprawy, jakoś dam radę -Powiedziała Calvia, ciesząc się z tego, że w końcu może go z czegoś wyręczyć.

-Trzymaj się Gwiazdko, i nie rozwal mi tego zamku z Dymitrem, pod moją nieobecność -Król zaśmiał się i począł wchodzić do karety.

-Do zobaczenia, Natan. -Powiedziała Calvia, powoli przyzwyczajając się do myśli, że król nie może być tylko jej.

Drzwi karocy zamknęły się, bicze trzasnęły, a konie popędziły po kamiennej drodze. Po chwili, powóz zjechał w dół, i zniknął z oczu Calvi.

***

-Karmazyn czy indygo?

Calvia patrzyła się na dwie ściereczki pełniące rolę próbników. Na otwartych dłoniah trzymał je sekretarz Natana, którego wielokrotnie widziała, ale dopiero godzinę temu miała okazje go poznać.

Raxon, był "młodym" wampirem dość drobnej budowy, ale bynajmniej nie był chuderlakiem. Miał proste, opadające na ramiona szare włosy i ciemnofioletowe oczy. Ubrany był w długą koszulę z szerokimi rękawami, na kształt mody francuskiej, a na nogach miał tak uwielbiane przez wampiry spodnie ze skóry. Wszędzie chodził z podkładką i orlim piórem i miał dość ciekawy sposób bycia.

-Em... Ten niebieski odcień? To... indygo? - Skąd on do jasnej cholery wytrzasnął te "indygo" i "karmazyn"? -dla niej bardziej to był to granat i różowo-czerwony.

Może i dla Calvi byłoby to dziwne, gdyby nie to, że przed chwilą wampir pokazał jej dwa wręcz identyczne talerze i zapytał czy zastawa ma być w kolorze ecru czy kości słoniowej...

Raxon kiwnął głową i zapisał coś na pergaminie.

-Dobrze przejdźmy do ustawienia gości... Preferuje Pani ustawienie Mestinovskie, czy może Szlacheckie?

"Co, cholera?" -Ledwo nie wyrwało się Calvi.

-Raxon, nie mam kilkuset lat, a ledwo dwadzieścia. Wampirem jestem od kilku miesięcy a królową od pół roku. Albo mówisz normalnie, albo wzywam na pomoc ufoludki.

Śmiertelna KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz