Rozdział 16

7.6K 585 38
                                    

Wiecie co... nagle mnie napadło... więc chciałam napisać rozdział, ale stwierdziłam, że nie dam rady w czasie który mam do dyspozycji (nigdy nie mogę zasnąć, więc muszę odliczać zawsze dodatkowe dwie godziny na zasypianie, gdy kładę się spać) więc w rezultacie by wstać o 6 muszę się kłaść o 22 (czego nie lubię bo jestem nocnym Markiem xD)

Ale pomyślałam "A co tam!, Co będzie -To będzie!"

A więc zaczęłam pisać i... z wątku pobocznego wyszedł mi całkiem fajny mały rozdziałek :P

Miłego czytania :))

---

"To już jutro."

Ta jedna myśl krążyła po głowie Calvi... Dzień Zakochanych... jutro.

Miała ochotę jednocześnie wymiotować ze stresu, płakać z bezradności i śmiać się ze szczęścia... Zaczęła rozważać hipotezę, że jest chora psychicznie, ale zdała sobie sprawę, że gdy tylko myśli o takim obrocie sprawy do jej niezwykłych objawów dochodzi ból głowy.

W końcu dała za wygraną i poszła przejść się do ogrodu. Stała bezradnie między rzędami kwiatów, kiedy usłyszała głos, który już dawno nie gościł w jej uszach. Odwróciła się i ujrzała Veriela; owego "muszkietera" jak go lubiła nazywać.

Veriel przystojny i wysoki wampir, który w przeliczeniu na ludzkie lata liczył około trzydziestki. Zza jego kurtyny granatowo-czarnych włosów widać było roziskrzone szare oczy i szeroki uśmiech.

-Królowo -Skłonił się, szarmancko ściągając kapelusz z głowy.

Calvia zarumieniła się, to było czyste przeciwieństwo manier Dymitra. Czysta perfekcja w drobnych gestach.

-Veriel... dawno... dawno nie rozmawialiśmy. -Uśmiechnęła się z zakłopotaniem.

-Ach tak, Jaśnie Pani. Jednakże jestem tu tylko przechodnie, mam patrol wokół blanków, aczkolwiek byłbym zaszczycony gdybym mógł zamienić z Panią słówko po pracy. -Uśmiechnął się i o dziwo, mrugnął do niej. A wszystko to z dworską etykietą i gracją.

-Mogę... mogę ci potowarzyszyć, i tak nie miałam co robić, a rozmowa z tobą to ciekawa odmiana od patrzenia w niebo. -Również się uśmiechnęła.

-W takim razie, proszę za mną -Mówiąc to wyciągnął ramię tak by mogła złapać za nie Calvia.

Calvia chwyciła go i ruszyła z nim w kierunku wejścia na mury.

Te wszystkie zwroty grzecznościowe i cała ta wytworność w codzienności... gdyby to nie był Veriel na pewno poprosiła by te gesty ograniczyć do minimum, jednak... To było już częścią jego natury, charakteru i czymś co idealnie do niego pasowało. Po prostu- mimowolny dyplomata.

Wyszli na mury i powolnym krokiem zaczęli patrzeć z góry na miasto, pobliski las i lśniące w oddali morze.

-Pani, jak się trzyma Natan -Zaczął Veriel- Mimo, że mam możliwość codziennego z nim przebywania i mnóstwo sposobności do rozmowy to jednakże są to tylko zagadnienia polityczne i taktyczne. Zawsze zbywa moje pytania bardziej prywatne.

Calvia spojrzała na niego. Nigdy nie pomyślała, że Natan może być zamknięty na innych. Zrobiło jej się głupio, jak zawsze robił wszystko dla niej, gdy ona myślała tak egoistycznie.

-Szczerze -Powiedziała parząc w łunę zachodu -Przysparzam mu mnóstwo kłopotów, a sama nie potrafię ich rozwiązać... Może... powinnam dać mu trochę odpocząć?

To było dziwne uczucie. Ta jego dworskość... ta grzeczność... ta inteligencja. Czuła się jakby rozmawiała z ulubionym wujkiem albo... starszym przyjacielem... wspaniałym przyjacielem.

-Wiesz jak to wyglądało gdy cię wybrał? -Powiedział nagle Veriel, porzucając część swojej elokwencji.

Calvia pokręciła głową, a on zaczął.

-Było dokładnie sto czterdzieści trzy kandydatki. Odrzucał każdą która była "idealna"; umiała szyć, gotować, prać, sprzątać, nigdy nie narzekała, była piękna i urocza. Chciał osobę, która będzie kimś, kto będzie raz uśmiechnięty a raz zapłakany, ktoś kto będzie potrafił powiedzieć "Nie!", kogoś kto ma własne zasady, idee, uczucia.

Zatrzymał się i oparł o mur, po to by spojrzeć Calvi w oczy.

-W Końcu zostało tylko dwadzieścia pięć kandydatek. Ale on wstrzymywał się od podjęcia decyzji, aż... -Zaśmiał się szarmancko -Pewna młoda dziewczyna w małej kwiaciarni w przyległym mieście zdzieliła w twarz wampira, a później pomogła swojej rówieśniczce dojść do siebie.

Calvia się zarumieniła... to ją tak wyjątkowo opisał.

-Wysłał mnie niezwłocznie do niej i powiedział "Jeśli zastaniesz ją pakującą torby albo wyjeżdżającą z miasta, o nic nie pytaj -przywieź ją do mnie"

Oczy Calvi się rozszerzyły. Trudno było w to uwierzyć.

-I kiedy nastąpiło wasze pierwsze spotkanie, wasze pierwsze kłótnie i spory... chciałem, wybacz Calvio... zasugerowałem mu, że może to nie ty jesteś tą jedyną, jednak... on powiedział mi coś co już na zawsze zostanie w mojej pamięci.

-Co... Co powiedział!? -Calvia zapomniała o całej "wytworności"

-Powiedział: "Chce by jej problemy były moimi problemami, chcę by jej uśmiech był moim uśmiechem, a jej łzy moimi łzami. Chcę być jej, i chcę by była moja... Pragnę osoby, a nie kukły która będzie przede mną udawać... Nie pragnę osoby idealnej a osoby wyjątkowej..."

Veriel westchnął i dokończył:

-Na koniec dodał mi na ucho jeszcze kilka słów: "A nawet jeśli... nie jest wyjątkowa... to będę musiał to przeboleć -Bo pokochałem ją całym sercem i będę o nią walczyć."

Calvia stała wręcz na baczność wpatrując się bezwiednie w oczy Veriela "Pokochałem całym sercem"... te trzy słowa dźwięczały w jej głowie... "Całym sercem" .

Veriel znów chwycił ją pod rękę i dokończył okrążenie nic nie mówiąc. Po jakimś czasie wyprowadził ją z powrotem do ogrodu. Stanął przed nią i podsumował.

-Jaśnie Pani... nie ważne ile przysporzysz mu problemów i bólu... ty jesteś jego największym szczęściem.

Po czym odwrócił się, zawołał "Dobranoc Calvio" i zniknął za rogiem zamku.

Stała tam na trawniku, w zapadającym zmroku patrząc się w miejsce gdzie straciła go z oczu, "Całym sercem"...

-Cal?.. -Usłyszała głos Natana z balkonu. Odwróciła się i widziała jak schodzi po schodach. -Postanowiłem sprawdzić co z tobą, a przy okazji pooddychać świeżym powietrzem... wyszłaś dobre dwie godziny temu -Uśmiechnął się i czekał na jakiś tekst w stylu "A co, już nie mogę wychodzić do własnego ogrodu?!", ale się nie doczekał.

Calvia podeszła do niego, położyła dłoń na jego policzku, stanęła na palcach i pocałowała go w czoło.

-Dziękuję Natan... -Mruknęła cicho i zanim zdążył o cokolwiek zapytać, pobiegła po schodach do zamku.

Rumiana siedziała w wannie myjąc się z małym uśmiechem na ustach

"To już jutro"

Najwspanialsza myśl na całym świecie...


Śmiertelna KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz