Rozdział 21

7.3K 557 83
                                    


Myślałam, że nie napiszę tego rozdziału...

Tak mnie katecheta wkurzył dziś, że myślałam, że pierwszy raz lepiej byłoby komuś przyłożyć niż tłumaczyć spokojnie =,=   

Normalnie cała wena, którą zbierałam przez tydzień PYK! I prysła... 

Więc pisanie dziś, zajęło mi meeega długo ;-; 

W każdym bądź razie, uważam, że rozdział jest serio niezły (dostałam głupawki podczas pisania środkowej części :'D) Więc:

Miłego czytania! <3 

---

Usiadła na trawniku i spojrzała na mapę, którą otrzymała od Natana.

Do szkoły chodziła tylko przez dwa lata, ale wykorzystała je maksymalnie. Wiedziała, że jej ojciec oszczędzał na to całymi miesiącami, więc możliwość edukacji, była dla niej spełnieniem marzeń. Później coś popsuło się w pracy ojca, następnie wojna... i nie wróciła już więcej do budynku pełnego rówieśników.

Zaczęła od wybrzeży, i miejscowości bliżej stolicy, obejmowała spojrzeniem kolejne wielkie miasta, i rzeźby terenu, co jakiś czas próbując powiązać niektóre z nich z czymś co sprawi, że wejdą w jej głowę automatycznie.

Przeciągnęła się i rozejrzała po ogrodzie.

W sumie, to czemu jak głupia siedziała na środku trawnika? Przecież jest tu tyle ustronnych zakątków i altanek... Może warto byłoby się tam przejść?

Wstała i przeszła po usypanym z białych kamyków chodniku. Skręciła w pierwszy lepszy zagajnik, zrobiła jeszcze coś koło czterdziestu kroków, i jej oczom ukazał się mała altanka.

Była wykonana z białego kamienia, już dość starego i zniszczonego. Altankę otaczały uschnięta trawa i krzewy -pewnie dawniej to było piękne miejsce. Przeszła przez dwa schodki i spojrzała na sufit pełen pajęczyn, westchnęła i usiadła na dotkniętej czasem ławce.

Zaczęła znów się uczyć, miasta szumiały w jej głowie niczym wiatr na wrzosowisku, ale uparcie wpatrywała się w zwitek papieru, próbując nie zwracać uwagi na ponurą aurę tego miejsca.

W końcu jednak, po godzinie, złożyła kawałek papieru i jeszcze raz zlustrowała miejsce swego pobytu wzrokiem.

To miejsce było jakieś zbyt ciche i... smutne.

Oparła się o ławkę i poczuła jak przez jej głowę przepływają marzenia i barwy.

Uczucie, o którym dawno zapomniała. Uczucie weny, uczucie, które było chęcią przelania uczuć na słowa.

Otworzyła usta i mruknęła:

Mała altano... takaś zrujnowana...

W pajęczą sieć, jedynie ubrana...

Już zapomniała jak to jest rymować, uśmiechnęła się, chwile pomyślała i kontynuowała:

Twe krzaki, proszą o wodę deszczu...

Prawdę zawieram w cichym mym wierszu...

Powinnaś pięknieć... jaśnieć w słońca blasku...

Zawahała się... Jaki jest rym do blasku? Cholera! Przeszukała mózg i szybko znalazła coś odpowiedniego:

Lecz tyś ponura... przez noc i o brzasku...

Moja kochana, teraz ja cię proszę...

Na swoich barkach, wielki ciężar noszę...

Niech kwiaty zakwitną, ogrodzą twe mury...

Śmiertelna KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz