*36. Przez ciebie ona nie żyje!*

3.9K 226 109
                                    

*Leondre następnego dnia*

Kiedy wracałem ze szkoły pobiegł do mnie Marek.

- Powiedziałeś im! Zerwałeś z Wiki! Już nie żyjesz, oboje nie żyjeci!- zaczął się drzeć.

Podbiegł do mnie, walnął z całej siły w brzuch, aż się skuliłem.

- Oszalałeś do reszty?!- powiedziałem podnosząc się.
Znowu chciał mnie uderzyć, ale udało mi się uniknąć ciosu. Obaj zaczeliśmy się bić.

- Ona przez ciebie nie żyje!- zaczął się dezeć.
- Kto?!
- Wiki! Zerwałeś z nią debilu!
- Co?!
- To! Popełniła samobójstwo! Bo z nią zerwałeś!
- To nie moja wina! Tylko twoja! Ja je nigdy nie kochałem!! Ty mi kazałeś z nią chodzić, robiłem to dla Angeli!
- Zamknij morde! To twoja wina!- wrzeszczał i wyjął nóż.
- Co ty odstawiasz?!- przestraszyłem się, to nie moja wina, że Wiki nie żyje!
- Nienawidzę cię! To była moja kuzynka! Byla dla mnie ważna!
- Ej uspokuj się!- cofałem się, ale potknąłem się o kamień i upadłem.
- Zabije ciebie, a potem Angele!- był coraz bliżej.

Już myślałem, że zaraz stanie się najgorsze, ale nagle usłyszałem krzyk:

- Ręce do góry! Odłuż nóż na ziemię!- krzyknął policjant. Nie wiem skąd się wziął radiowóz, ale dobrze się stało.

Marek zaczął uciekać, a policjant gonił go krzycząc coś przy tym.
Podniosłem się z ziemi i przyglądałem sytuacji.

Marek wbiegł na ulicę, nagle pojawił sie samochód. Słyszałem pisk opon, a potem krzyk i uderzenie.
Pobiegłem na miejsce, policjant reanimował Marka, a kierowca samochodu dzwonił po karetkę.
Przyjechali chwilę później...
Nie udało się go uratować, zginął na miejscu.
Policjant zabrał mnie na komisariat.
Siedziałem w pokoju, a on zadawał mi pytania.

- Co się stało?
- Wracałem ze szkoły, a Marek do mnie podbiegł i zaczął mnie bić. Broniłem się, a on wyjął nóż. Cofałem się i upadłem. Potem zjawił sie pan i reszta to już wiadoma...
- Dlaczego cię zaatakował?
- Bo zerwałem z jego kuzynką...- posmutniałem na jej wspomnienie.
- Tylko dlatego?- zdziwił się.
- No i ona popełniła samobójstwo...
- Aha.. Dobrze... Wiesz coś jeszcze?
- Nie... To tyle.
- Dobrze... Twoja mama będzie za 10 min, odbierze cię, a teraz podpisz tu i poczekaj na korytarzu.

Do domu wróciłem o 19:00, to był męczący dzień. Od razu poszedłem spać.

*Angela*

Juž dwa dni temu wróciłam do domu. Nie widziałam się z chłopakami, Leo pewnie ma dużo nauki, a Charlie wyjechał. Szkoda, że nie piszą...

Od czasu wypadku nie widziałam żadnego Anioła... Tak jak mówił Antony. Tęsknię za nim.

Nagle do pokoju wpadła moja mama. Była zapłakana.

- Co się stało? Mamo?!- przestraszyłam się.
- Pamiętasz Wiki... ?
- Ta...- odpowiedziałam oschle.
- Nie żyje..- jej głos drżał.
- Co?! Jak to?- posmutniałam, nie lubiłam jej, ale tak nie powinno być.
- Zabiła się, bo Leo z nią zerwał. Spotkałam jej ojaca, powiedział mi wszystko. Teraz się wyprowadza...
- Przykro mi...- powiedziałam, a moja mama przytuliła mnie i wyszła.

Postanowiłam zadzwonić do Leo.

1 sygnał..
2...
3...
I odebrał...

- Hej
- Sima księżniczko.
- Czemu się nie odzywasz?
- Miałem ciężki dzień wczoraj... Przepraszam...
- Co jest? Chcesz pogadać?
- Nie...
- Leo?
- No dobra...
- Po twojej szkole, o której kończysz?
- Nie poszedłem do szkoły...
- Aha no to za 10 min...
- Przyjde do ciebie...
- Okej, czekam pa!
- Pa!

Rozłączyłam się i zeszłam na dół.

- Maaamo!- zawołałam moją rodzicielkę.
- Coś się stało?- zaniepokoiła się.
- Nie... Tylko... Leo przyjdzie. Ok?
- Jasne kochanie...- podeszła i ucałowała mnie w czoło.- a tak w ogóle to co? Jesteście parą?- uśmiechnęla się.
- Mamo! Nie! My jesteśmy przyjaciółmi!- zaśmiałam się.
- Tak tak! Jeszcze zobaczymy...- puściła mi oczko i razem wpadłyśmy w niekontrolowany śmiech.

Zadzwonił dzwonek, więc poszłam otworzyć.

- Hej Leo!- przywitałam się i mocno go przytuliłam.
- Hej...- uśmiechnął się.

Poszliśmy na górę.

- Leo, co się stało?- zapytałam zaniepokojona, a chłopak posmutniał.
- Wracałem wczoraj ze szkoły... I napadł na mnie Marek...- zaczął mówić.
- Boże! Nic ci nie zrobił?!- przeraziłam się .
- Słuchaj dalej. Zaczeliśmy się bić. Powiedział, że mnie nienawidzi i wyjął nóż. Zacząłem się cofać, ale się potknąłem. Stał nade mną i powiedział, że zabije mnie, a potem ciebie. Że to moja wina, że Wiki nie żyje. Wtedy zjawiły się gliny. Zaczął uciekać, ale wpadł pod samochód... Nie mogli go uratować... Potem mnie przesłuchiwali... Przepraszam, że nie dzwoniłem...- skończył mówić. Mocno go do siebie przytuliłam i dałam mu buziaka w policzek.- dziękuję...- szepnął, a ja się tylko uśmiechnęłam.

Jutro sobota, więc Leo mógł zostać u mnie dłużej. Oglądaliśmy film, kiedy zadzwonił telefon Leo. Chlopak wstał z łóżka i odebrał.

- Halo
-...
- No tak... A co?
-...
- Czemu?
-...
- Okea...
-...
- Super! Na pewno się ucieszy!
-...
- Jutro?
-...
- O której?
-...
- Dobra, przyjeżdżaj!
-...
- Siema!

Leo uśmiechnął się i się rozłączył.

- Co się tak szczerzysz?- zaśmiałam się.
- Charlie jutro przyjedzie!
- Co?! Jejjj jak super!!! O której?!- ucieszyłam się jak dziecko, ale uwielbiam Charliego, więc co się dziwić.
- O 12:30 będzie u mnie.- uśmiechnął się chłopak.- wpadniesz?
- Głupie pytanie! Pewnie, że tak!!!

Zaczeliśmy się śmiać, a potem wróciliśmy do oglądania filmu.

Leo poszedł koło 22:00, nie wiem dokładnie o której, bo jak zawsze zasnęłam.

Śniły mi się wszystkie Anioły.
Jednak jak zawsze ten chłopiec... Najbardziej...
Ciekawe co z nim? Mam nadzieję, że jest szczęśliwy...
Chciałabym go jeszcze zobaczyć... Pamiętam go dość dobrze, żeby go poznać na ulicy, no chyba, że bardzo się zmienił...

Prosze Państwa!
Mam internet!! *wszyscy się cieszmy*
Mam nadzieję, że rozdział się podoba😞❤

Ps. Teraz znowu bd krótkie rozdziały😂😂

"Anioł" |L.D| //ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz